29 Gru 2018, Sob 12:26, PID: 777244
@vesanya No właśnie, a ja dodatkowo przez tyle lat byłem wycofany z życia i jakichkolwiek aktywności, że już nie tylko samo rozróżnienie pomiędzy "boję się" i "nie lubię" jest trudne, trudno nawet stwierdzić, nad czym się zastanawiać. Właściwie, to ja nigdy nie miałem nawet czasu na fobię, bo zajmowały mnie ZOK/stres/fobia i "nauka".
Oczywiście masz rację, tak samo jak związek nie powinien być środkiem to celu jakim jest akceptacja siebie itp. Niestety w praktyce trudno to rozdzielić, inaczej zresztą ludzie nie wpadaliby w depresję bo np. ktoś ich rzucił.
No tak, nie trzeba bywać nie wiadomo gdzie - jakieś koncerty w swoim mieście, festiwale, eventy, wystawy, warsztaty, fotografia, wycieczki rowerowe, wolontariat ple ple ple... Tyle ze wciąż do niczego mnie tak autentycznie mocno nie ciągnie, wszystko to de facto będzie środek do celu jakim jest bycie normalnym. Na terapii doszliśmy już z terapeutka do tego, że to problem.... Pewnie i lęk oraz brak pewności siebie maja wpływ na takie, a nie inne nastawienie i tylko potęgują wrażenie, że to kolejne zadania, służące temu, by a) pokonać lęk i b) stać się normalnym.
Dodatkowo nawet gdy coś zaczniesz robić, pojawia sie zwątpienie, prokrastynacja...
A samotność boli czasem straszliwie, w dodatku samotność właściwie permanentna, ponieważ prawdziwej bliskości z innym człowiekiem nie doświadczyłem w swoim życiu nigdy. Więc marzenie o zmianie tego stnau rzeczy faktycznie wybija się na pierwszy plan.
(29 Gru 2018, Sob 3:28)vesanya napisał(a): Te przeżycia nie powinny być środkiem do celu, jakim jest związek, tylko celem samym w sobie. Problem w tym, że kiedy się czegoś bardzo pragnie, reszta schodzi na dalszy plan. Potrzeba bliskości przysłania Ci te inne związane z samorealizacją, w sumie trudno się dziwić, bo jest dosyć podstawowa
Oczywiście masz rację, tak samo jak związek nie powinien być środkiem to celu jakim jest akceptacja siebie itp. Niestety w praktyce trudno to rozdzielić, inaczej zresztą ludzie nie wpadaliby w depresję bo np. ktoś ich rzucił.
No tak, nie trzeba bywać nie wiadomo gdzie - jakieś koncerty w swoim mieście, festiwale, eventy, wystawy, warsztaty, fotografia, wycieczki rowerowe, wolontariat ple ple ple... Tyle ze wciąż do niczego mnie tak autentycznie mocno nie ciągnie, wszystko to de facto będzie środek do celu jakim jest bycie normalnym. Na terapii doszliśmy już z terapeutka do tego, że to problem.... Pewnie i lęk oraz brak pewności siebie maja wpływ na takie, a nie inne nastawienie i tylko potęgują wrażenie, że to kolejne zadania, służące temu, by a) pokonać lęk i b) stać się normalnym.
Dodatkowo nawet gdy coś zaczniesz robić, pojawia sie zwątpienie, prokrastynacja...
A samotność boli czasem straszliwie, w dodatku samotność właściwie permanentna, ponieważ prawdziwej bliskości z innym człowiekiem nie doświadczyłem w swoim życiu nigdy. Więc marzenie o zmianie tego stnau rzeczy faktycznie wybija się na pierwszy plan.