28 Lip 2018, Sob 0:03, PID: 756881
Znalezione na fb
"Proszę w imieniu tysięcy takich kobiet jak ja, czyli bezdzietnych z różnych przyczyn, o danie nam spokoju, nam i naszym macicom.
Mam 36 lat, szczęśliwy nieformalny dziesięcioletni związek, w którym panują miłość i szacunek. Jestem dosyć dobrze wykształcona, zdolna, dosyć ładna (nie moja opinia). W czym więc problem? Ano w braku ślubu i dzieci. Od lat ze stoickim spokojem znoszę nagabywanie rodziców o wnuki, mają prawo, oni mnie urodzili. Od lat też znoszę niewybredne i niedyskretne pytania o potomstwo od zupełnie mi obcych ludzi. Czemu nie rodzę, może jestem chora, może on jest chory, może inny lekarz, a może inny facet, przecież dziecko rozwiąże każdy problem, w tym brak stałej pracy, da tyle radości i nawet mnie odmłodzi, zapobiegnie wielu chorobom, zostanie ze mną na starość, żeby podać łyżkę wody. Przypuśćmy, że nie jestem zdrową, płodną kobietą, tylko kimś kto rozpaczliwie próbuje zajść w ciążę, a nie może. Czy kolejne pytania o dzieci nie pogrążyłyby mnie w jeszcze głębszej rozpaczy? Czemu mam się czuć gorsza od kogoś, kto urodził dziecko, czemu mam być czymś w rodzaju dziwoląga w cyrku? Czy posiadanie dzieci jest jedynym wyznacznikiem kobiecości? Wiele razy słyszałam, gdy mi było źle i smutno, gdy miałam depresję, że powinnam mieć dzieci, tobym się wyleczyła z tych problemów. Ludzie, czy słyszeliście o depresji poporodowej? Ja ją widziałam, wcale nie było to rozwiązanie problemów."
"Proszę w imieniu tysięcy takich kobiet jak ja, czyli bezdzietnych z różnych przyczyn, o danie nam spokoju, nam i naszym macicom.
Mam 36 lat, szczęśliwy nieformalny dziesięcioletni związek, w którym panują miłość i szacunek. Jestem dosyć dobrze wykształcona, zdolna, dosyć ładna (nie moja opinia). W czym więc problem? Ano w braku ślubu i dzieci. Od lat ze stoickim spokojem znoszę nagabywanie rodziców o wnuki, mają prawo, oni mnie urodzili. Od lat też znoszę niewybredne i niedyskretne pytania o potomstwo od zupełnie mi obcych ludzi. Czemu nie rodzę, może jestem chora, może on jest chory, może inny lekarz, a może inny facet, przecież dziecko rozwiąże każdy problem, w tym brak stałej pracy, da tyle radości i nawet mnie odmłodzi, zapobiegnie wielu chorobom, zostanie ze mną na starość, żeby podać łyżkę wody. Przypuśćmy, że nie jestem zdrową, płodną kobietą, tylko kimś kto rozpaczliwie próbuje zajść w ciążę, a nie może. Czy kolejne pytania o dzieci nie pogrążyłyby mnie w jeszcze głębszej rozpaczy? Czemu mam się czuć gorsza od kogoś, kto urodził dziecko, czemu mam być czymś w rodzaju dziwoląga w cyrku? Czy posiadanie dzieci jest jedynym wyznacznikiem kobiecości? Wiele razy słyszałam, gdy mi było źle i smutno, gdy miałam depresję, że powinnam mieć dzieci, tobym się wyleczyła z tych problemów. Ludzie, czy słyszeliście o depresji poporodowej? Ja ją widziałam, wcale nie było to rozwiązanie problemów."