16 Paź 2011, Nie 9:05, PID: 275732
Rany. Jak czytam kolejne posty to jak już ktoś tu napisał, czuje się jakbym pamiętnik ze swojego życia czytał. Podobne sytuacje, zbliżone, a nawet same reakcje. W zasadzie pełna schematowość zachowań unikających. I te bezsilne pytanie co robić, by wyjść z tych chorych zachowań?
Po zastanowieniu się wyszło mi, że nie tyle unikam ludzi, co rozmów z ludźmi. Nie odczuwam lęku w zatłoczonych miejscach np. sklepy, ulice, autobusy. Ale jeśli ma dojść do rozmowy to poziom stresu gwałtownie rośnie. Spotkanie znajomej osoby na ulicy, autobusie to koszmarek. Już sama myśl że np. jadąc do pracy spotkam kogoś z pracy powoduje, że zaczynam kombinować z innym połączeniem. Co ciekawe w samej pracy już takiego lęku nie odczuwam. Może to dlatego, że w większej grupie, ktoś coś zawsze powie, ja nie muszę, ja posłucham. Ale nie zawsze to tak działa, bo jak mam wyjechać/spotkać się z jakąś grupą, mniej lub bardziej znaną mi, to lęki są.
Generalnie wysławianie się to u mnie koszmar. Po pierwsze nie wiem o czym mówić, bo wydaje mi się że nic ciekawego nie mam do powiedzenia. A jeśli już podejmę "wyzwanie" to wymaga to ode mnie dużego wysiłku, by sklecić coś z sensem. W rezultacie słowny przekaz moich myśli nie do końca udaje się.
Z dalszym moich przemyśleń wniosek jest jeden, by sytuacji lękowych NIE unikać, jeśli chcę się ich pozbyć. Trzeba starać się łagodzić lęki i stawić im czoło każdego dnia. Zmuszać się do rozmowy, choć wiem, że to koszmar będzie na początku, ale z każdym dniem powinno być lepiej... tyle tylko że to łatwo powiedzieć...
Po zastanowieniu się wyszło mi, że nie tyle unikam ludzi, co rozmów z ludźmi. Nie odczuwam lęku w zatłoczonych miejscach np. sklepy, ulice, autobusy. Ale jeśli ma dojść do rozmowy to poziom stresu gwałtownie rośnie. Spotkanie znajomej osoby na ulicy, autobusie to koszmarek. Już sama myśl że np. jadąc do pracy spotkam kogoś z pracy powoduje, że zaczynam kombinować z innym połączeniem. Co ciekawe w samej pracy już takiego lęku nie odczuwam. Może to dlatego, że w większej grupie, ktoś coś zawsze powie, ja nie muszę, ja posłucham. Ale nie zawsze to tak działa, bo jak mam wyjechać/spotkać się z jakąś grupą, mniej lub bardziej znaną mi, to lęki są.
Generalnie wysławianie się to u mnie koszmar. Po pierwsze nie wiem o czym mówić, bo wydaje mi się że nic ciekawego nie mam do powiedzenia. A jeśli już podejmę "wyzwanie" to wymaga to ode mnie dużego wysiłku, by sklecić coś z sensem. W rezultacie słowny przekaz moich myśli nie do końca udaje się.
Z dalszym moich przemyśleń wniosek jest jeden, by sytuacji lękowych NIE unikać, jeśli chcę się ich pozbyć. Trzeba starać się łagodzić lęki i stawić im czoło każdego dnia. Zmuszać się do rozmowy, choć wiem, że to koszmar będzie na początku, ale z każdym dniem powinno być lepiej... tyle tylko że to łatwo powiedzieć...