30 Sty 2009, Pią 23:23, PID: 118910
Coś mi się wydaje, że się znowu zapędziliście.
Nie ma sensu wnioskować na wyrost. Margot nie pisała, że ceni facetów z kasą i tylko takich. Nie brzmi jak materialistka. Napisała tylko, że to jest jeden z plusów.
Ja materialistką nigdy nie byłam, ale faktem jest, że jeśli facet wykaże w ten akurat sposób swoją zaradność, to również uznam to za plus. Tak samo, jak gdyby wykazał ją załatwiając coś w sposób graniczący z cudem, rozkręcając swój własny interes (i dokładając do niego.) albo lawirując między dwoma ciężkimi kierunkami studiów. Tego się nie ma co czepiać, bo to nie jest materializm. Nie postrzegamy mężczyzn przez pryzmat ich sytuacji finansowej, ale doceniamy, jeśli ta sytuacja jest pozytywna. Biedy z kolei nie ma jak doceniać - nie jest ona plusem, nie jest też minusem, absolutnie nie skreśla. (no, chyba że to jakiś leń, który nie ma kasy, bo mu się tyłka nie chce ruszyć i chciałby, żeby kobieta go utrzymywała)
Ostatnia kwestia: nikt nie pisał o wydawaniu pieniędzy faceta. Nie wiem, skąd ten wniosek. Nie pamiętam już, kto to rzucił. W każdym razie podejście mam jak wyżej, ale kasy faceta wydawać bym nie mogła. Jeśli on decyduje się coś mi kupić/postawić, to okej (byle nie za dużo, bo mi głupio będzie ), ale zakupy z jego kartą płatniczą w roli głównej? Za nic na świecie!
Czy to rzeczywiście jest materializm? Że kobieta docenia zaradność finansową faceta - na równi z innymi zaletami?
Swoją drogą nie znam kobiety, która "leciałaby" na kasę. To jest jakiś naprawdę niesprawiedliwy stereotyp powstały chyba w głowach zakompleksionych facetów, którzy nie chcieli zrozumieć kobiet i przeinaczyli ich słowa.
Kojarzy mi się scena z jakiegoś filmu, w której kobieta przytulając chlipiące, wychudzone, przygaszone dzieci (w tle widać jeszcze dwoje) pyta męża, kiedy przyniesie jakieś pieniądze z pracy, na co on reaguje oburzeniem i zaczyna wydzierać się, wyzywając ją od materialistek. Taaak.
Nie ma sensu wnioskować na wyrost. Margot nie pisała, że ceni facetów z kasą i tylko takich. Nie brzmi jak materialistka. Napisała tylko, że to jest jeden z plusów.
Ja materialistką nigdy nie byłam, ale faktem jest, że jeśli facet wykaże w ten akurat sposób swoją zaradność, to również uznam to za plus. Tak samo, jak gdyby wykazał ją załatwiając coś w sposób graniczący z cudem, rozkręcając swój własny interes (i dokładając do niego.) albo lawirując między dwoma ciężkimi kierunkami studiów. Tego się nie ma co czepiać, bo to nie jest materializm. Nie postrzegamy mężczyzn przez pryzmat ich sytuacji finansowej, ale doceniamy, jeśli ta sytuacja jest pozytywna. Biedy z kolei nie ma jak doceniać - nie jest ona plusem, nie jest też minusem, absolutnie nie skreśla. (no, chyba że to jakiś leń, który nie ma kasy, bo mu się tyłka nie chce ruszyć i chciałby, żeby kobieta go utrzymywała)
Ostatnia kwestia: nikt nie pisał o wydawaniu pieniędzy faceta. Nie wiem, skąd ten wniosek. Nie pamiętam już, kto to rzucił. W każdym razie podejście mam jak wyżej, ale kasy faceta wydawać bym nie mogła. Jeśli on decyduje się coś mi kupić/postawić, to okej (byle nie za dużo, bo mi głupio będzie ), ale zakupy z jego kartą płatniczą w roli głównej? Za nic na świecie!
Czy to rzeczywiście jest materializm? Że kobieta docenia zaradność finansową faceta - na równi z innymi zaletami?
Swoją drogą nie znam kobiety, która "leciałaby" na kasę. To jest jakiś naprawdę niesprawiedliwy stereotyp powstały chyba w głowach zakompleksionych facetów, którzy nie chcieli zrozumieć kobiet i przeinaczyli ich słowa.
Kojarzy mi się scena z jakiegoś filmu, w której kobieta przytulając chlipiące, wychudzone, przygaszone dzieci (w tle widać jeszcze dwoje) pyta męża, kiedy przyniesie jakieś pieniądze z pracy, na co on reaguje oburzeniem i zaczyna wydzierać się, wyzywając ją od materialistek. Taaak.