07 Gru 2008, Nie 3:38, PID: 98956
Nic nie wyszło pewnie dlatego że tak go zniechęciłam i skończyła mu się cierpliwość (nie dziwię się), ile można się starać? Co z tego że mi się podobał skoro zachowywałam się jakbym nie chciała mieć z nim nic wspólnego Przypomniało mi się jeszcze jedno, jakoś przed wakacjami zagadał że jadą nad morze tzn on, te dwie dziewczyny z naszej grupy i ktoś tam jeszcze i czy nie miałabym ochoty z nimi jechać, ja oczywiście że nie bardzo, ale pomyślę (czytaj. NIE). Żeby było jasne gdy to wszystko się działo to nawet do głowy by mi nie przyszło że mnie po prostu podrywa, moja niska samoocena mnie zaślepia, takie kojarzenie faktów przychodzi później, wtedy myślę mogłam zrobić to, powiedzieć tamto
Przez wiele lat brak chłopaka zrzucałam na mój wygląd, doszukiwałam się niewiadomo jakich wad, później dołączyłam do tego przekonanie że dodatkowo jestem nudna i nieciekawa z charakteru (wtedy gdy zauważyłam że nie trzeba wcale wyglądać jak miss świata żeby z kimś się związać). Chociaż w głębi duszy nie uważam się za taka osobę, lubię szaleństwo i jestem otwarta i ponoć zabawna (Tak właśnie postrzegały mnie przyjaciółki gdy jeszcze je miałam, ale tylko w ich towarzystwie czułam się swobodnie), chciałabym się bawić, podejmować ryzyko i żyć jak inne osoby w moim wieku, czuję się niewolnikiem moich własnych zachowań i lęków, wiecznej kontroli i zamartwiania się jak wypadnę w oczach innych, co sobie pomyślą. Gdy powiedziałam ostatnio rodzicom o FS, mama stwierdziła że przecież jestem taka gadatliwa (chyba przy nich ).
Pomijając moje wcześniejsze obawy, im jestem starsza tym częściej myślę o tym że gdybym teraz w końcu kogoś poznała to musiałabym ukrywać brak jakiegokolwiek doświadczenia, wstydziłabym się powiedzieć że w tym wieku nie byłam jeszcze z nikim związana. Czuję że straciłam najlepsze lata życia, może jakieś związki z gimnazjum na 2 tygodnie mogą wydawać się głupie, ale przynajmniej zdobywa się jakieś doświadczenie w kontaktach damsko męskich, ja nie mam pojęcia jak to jest z kimś być.
W ogóle czuję się jeszcze bardziej żałośnie gdy o tym wszystkim piszę, ale muszę się komuś wygadać, moi znajomi pewnie nie mają pojęcia że nigdy nie byłam z nikim związana, niektórzy z góry zakładają że kogoś mam, dalsza rodzina się dopytuje (unikam ich jak ognia), padają idiotyczne pytania "Czemu nikogo nie masz?" (idiotyczne bo jakiej niby odpowiedzi oczekują?), znajoma po tym jak usłyszała że siostra wyszła za mąż rzuciła niby żartem "to co teraz czas na ciebie" wrrr na weselu siostry zaczął ze mną rozmawiać podpity mąż koleżanki mojej siostry i wyjechał z "Są dwie opcje czemu nie masz chłopaka, albo masz takie wysokie wymagania albo ktoś Cię ostatnio zranił, nie wierzę że na studiach nikogo nie poznałaś" Ja specjalnie się nie przejmuje jego gadką bo zawsze jak się napije to zbiera mu się na takie filozofowanie, wszystkim się zwierza, gada głupoty, na następny dzień nic nie pamięta, ale takie gadanie do szału mnie doprowadza, nic nie jest czarne albo białe, szczególnie dla mnie, "niesocjofobik" tego nie zrozumie.
Na informacje o FS trafiłam 3 lata temu gdy przesiedziałam całe wakacje w domu, na studiach trochę zapomniałam o samotności, poczułam się bezpiecznie i teraz znowu to się skończyło a ja nie wiem co robić z moim życiem, staram się dwa razy bardziej niż ludzie bez fobii a rezultaty i tak są dwa razy gorsze. Znowu widzę jak wiele tracę, znowu przypomniałam sobie o tym że może to nie ja jestem taka beznadziejna, że może warto w końcu iść od lekarza. Pisałam już w innym wątku że walczyłam jak się da, że pokonałam wiele lęków, ale nie wyobrażam sobie mojej przyszłości jeśli coś się nie zmieni, bez faceta, bez przyjaciół, z kiepską pracą. Powiedziałam ostatnio rodzicom, dużo mnie to kosztowało, cieszę się że potraktowali mnie poważnie, że chcą mi pomóc. Mama już znalazła jakiegoś psychiatrę ponoć dobrego, ale już się boję że nic mi nie pomoże, albo że lekarz będzie do niczego, jeszcze nie umówiłam się Chociaż na dzień dzisiejszy jestem gotowa na wszystko, leki, terapię, bo nie mam już nic do stracenia, moje życie mocno ssie. Żałuje tylko że wcześniej nie pomyślałam o leczeniu, nie wiedziałam o FS, myślałam że jestem zwyczajnie nieśmiała.
Przez wiele lat brak chłopaka zrzucałam na mój wygląd, doszukiwałam się niewiadomo jakich wad, później dołączyłam do tego przekonanie że dodatkowo jestem nudna i nieciekawa z charakteru (wtedy gdy zauważyłam że nie trzeba wcale wyglądać jak miss świata żeby z kimś się związać). Chociaż w głębi duszy nie uważam się za taka osobę, lubię szaleństwo i jestem otwarta i ponoć zabawna (Tak właśnie postrzegały mnie przyjaciółki gdy jeszcze je miałam, ale tylko w ich towarzystwie czułam się swobodnie), chciałabym się bawić, podejmować ryzyko i żyć jak inne osoby w moim wieku, czuję się niewolnikiem moich własnych zachowań i lęków, wiecznej kontroli i zamartwiania się jak wypadnę w oczach innych, co sobie pomyślą. Gdy powiedziałam ostatnio rodzicom o FS, mama stwierdziła że przecież jestem taka gadatliwa (chyba przy nich ).
Pomijając moje wcześniejsze obawy, im jestem starsza tym częściej myślę o tym że gdybym teraz w końcu kogoś poznała to musiałabym ukrywać brak jakiegokolwiek doświadczenia, wstydziłabym się powiedzieć że w tym wieku nie byłam jeszcze z nikim związana. Czuję że straciłam najlepsze lata życia, może jakieś związki z gimnazjum na 2 tygodnie mogą wydawać się głupie, ale przynajmniej zdobywa się jakieś doświadczenie w kontaktach damsko męskich, ja nie mam pojęcia jak to jest z kimś być.
W ogóle czuję się jeszcze bardziej żałośnie gdy o tym wszystkim piszę, ale muszę się komuś wygadać, moi znajomi pewnie nie mają pojęcia że nigdy nie byłam z nikim związana, niektórzy z góry zakładają że kogoś mam, dalsza rodzina się dopytuje (unikam ich jak ognia), padają idiotyczne pytania "Czemu nikogo nie masz?" (idiotyczne bo jakiej niby odpowiedzi oczekują?), znajoma po tym jak usłyszała że siostra wyszła za mąż rzuciła niby żartem "to co teraz czas na ciebie" wrrr na weselu siostry zaczął ze mną rozmawiać podpity mąż koleżanki mojej siostry i wyjechał z "Są dwie opcje czemu nie masz chłopaka, albo masz takie wysokie wymagania albo ktoś Cię ostatnio zranił, nie wierzę że na studiach nikogo nie poznałaś" Ja specjalnie się nie przejmuje jego gadką bo zawsze jak się napije to zbiera mu się na takie filozofowanie, wszystkim się zwierza, gada głupoty, na następny dzień nic nie pamięta, ale takie gadanie do szału mnie doprowadza, nic nie jest czarne albo białe, szczególnie dla mnie, "niesocjofobik" tego nie zrozumie.
Na informacje o FS trafiłam 3 lata temu gdy przesiedziałam całe wakacje w domu, na studiach trochę zapomniałam o samotności, poczułam się bezpiecznie i teraz znowu to się skończyło a ja nie wiem co robić z moim życiem, staram się dwa razy bardziej niż ludzie bez fobii a rezultaty i tak są dwa razy gorsze. Znowu widzę jak wiele tracę, znowu przypomniałam sobie o tym że może to nie ja jestem taka beznadziejna, że może warto w końcu iść od lekarza. Pisałam już w innym wątku że walczyłam jak się da, że pokonałam wiele lęków, ale nie wyobrażam sobie mojej przyszłości jeśli coś się nie zmieni, bez faceta, bez przyjaciół, z kiepską pracą. Powiedziałam ostatnio rodzicom, dużo mnie to kosztowało, cieszę się że potraktowali mnie poważnie, że chcą mi pomóc. Mama już znalazła jakiegoś psychiatrę ponoć dobrego, ale już się boję że nic mi nie pomoże, albo że lekarz będzie do niczego, jeszcze nie umówiłam się Chociaż na dzień dzisiejszy jestem gotowa na wszystko, leki, terapię, bo nie mam już nic do stracenia, moje życie mocno ssie. Żałuje tylko że wcześniej nie pomyślałam o leczeniu, nie wiedziałam o FS, myślałam że jestem zwyczajnie nieśmiała.