03 Paź 2010, Nie 22:51, PID: 224557
Ciekawy przykład... ;-)
Ja na brak tematów nie narzekam... w towarzystwie siostry i może jeszcze paru osób... ale każde poznanie nowej osoby to stres i dodatkowy problem w postaci pustki w głowie, którą też opisywaliście.
Mam na to jeden sprawdzony sposób... zabrzmi to głupio ale jest to nauka - jak przed klasówką, egzaminem..
Najpierw wypytuję innych o to kto będzie np. na jakimś spotkaniu, na którym też muszę być, potem wypytuję kim jest ta i tamta osoba, czym się zajmuje, itp., następnie przygotowuję się z tych tematów - zwykle szukam w necie. Krok drugi to tematy awaryjne - zawsze w zapasie mam kilka: ostatnie anomalie pogodowe (ludzie uwielbiają marudzić), ostatnie wydarzenia na scenie politycznej, afery, wypadki, ogólnie złe niusy ze świata (ludzi to fascynuje), potem szara teraźniejszość (ludzie kochają narzekać na WSZYSTKO), ewentualnie jakiś nowy film... i łapię tematy, które wychodzą w trakcie... zwykle wystarczy zacząć jeden, dwa tematy i nie muszę mówić - wystarczy, że ze zrozumieniem będę kiwać głową, od czasu do czasu pokażę niedowierzającą minę, łagodny uśmiech... i już...
Pewnie wygląda to prosto, ale faktycznie jest tak, że naprawdę solidnie i długo się przygotowuję... wymyślam i uczę się na pamięć gotowych uniwersalnych zdań, zwrotów, w lustrze sprawdzam miny... może dla was to chore, ale gdyby nie to, nie wychodziłabym na żadne spotkania, a tak, raz na kilka miesięcy się zdarza
Jest w tej metodzie oczywiście wiele minusów - można ją zastosować tylko z odpowiednim wyprzedzeniem, trzeba 'upolować dobrego rozmówcę' - zbyt ciekawski będzie zadawał wiele pytań, będzie drążył... a ma przecież mówić...
Ja na brak tematów nie narzekam... w towarzystwie siostry i może jeszcze paru osób... ale każde poznanie nowej osoby to stres i dodatkowy problem w postaci pustki w głowie, którą też opisywaliście.
Mam na to jeden sprawdzony sposób... zabrzmi to głupio ale jest to nauka - jak przed klasówką, egzaminem..
Najpierw wypytuję innych o to kto będzie np. na jakimś spotkaniu, na którym też muszę być, potem wypytuję kim jest ta i tamta osoba, czym się zajmuje, itp., następnie przygotowuję się z tych tematów - zwykle szukam w necie. Krok drugi to tematy awaryjne - zawsze w zapasie mam kilka: ostatnie anomalie pogodowe (ludzie uwielbiają marudzić), ostatnie wydarzenia na scenie politycznej, afery, wypadki, ogólnie złe niusy ze świata (ludzi to fascynuje), potem szara teraźniejszość (ludzie kochają narzekać na WSZYSTKO), ewentualnie jakiś nowy film... i łapię tematy, które wychodzą w trakcie... zwykle wystarczy zacząć jeden, dwa tematy i nie muszę mówić - wystarczy, że ze zrozumieniem będę kiwać głową, od czasu do czasu pokażę niedowierzającą minę, łagodny uśmiech... i już...
Pewnie wygląda to prosto, ale faktycznie jest tak, że naprawdę solidnie i długo się przygotowuję... wymyślam i uczę się na pamięć gotowych uniwersalnych zdań, zwrotów, w lustrze sprawdzam miny... może dla was to chore, ale gdyby nie to, nie wychodziłabym na żadne spotkania, a tak, raz na kilka miesięcy się zdarza
Jest w tej metodzie oczywiście wiele minusów - można ją zastosować tylko z odpowiednim wyprzedzeniem, trzeba 'upolować dobrego rozmówcę' - zbyt ciekawski będzie zadawał wiele pytań, będzie drążył... a ma przecież mówić...