07 Sie 2011, Nie 11:51, PID: 265687
jestem zwolenniczką leków, nie mam zamiaru nikogo do nich przekonywać opisze po prostu swój przypadek. zacznę od tego, że zazdroszcze ludziom, którzy mówia ,że tabletki są niepotrzebne, wystarczy psycholog czy dobre słowo.
długo zwlekałam z pujsciem do lekarza, generalnie nie miałam nikogo kto by mnie tam skierował( dopiero lekarz pogotowia którego wezwałam po raz enty zwrócil mi na to uwagę - po tym jak w czasie silnego lęku wezwałam karetkę) oczywiście nadal zwlekałam, nikomu nie mówiłam co mi jest, nie chciałam słyszeć "weź sie w garść, połóż sie, odpocznij, pomódl sie" ostatecznie trafiłam do psychiatryka po źle przepisanych lekach- prozacu( przyjmowałam go i paradoks- pchnął mnie z myśli samobójczych po czyny). psychiatryk- ledwie weszłam zaraz wyszłam, po 3 godz rozmowy przekonałam ,że jest ze mną ok. trafiłam do psychiatry która mnie leczy do dzisiaj, welafaksyna, teraz znowu fluoksetyna i inne "dopalacze".
Chcem po prostu nakreślić obraz samotnej choć nie samej osoby- siebie, która nie ma nikogo i musi sobie jakos radzić. tabletki to moi jedyni przyjaciele heh. Choć wiem,że cześć osób chciałoby mi pomóc, ale ja jestem oporna- może dlatego,że nie zwierzam sie, tłumie wszystko w sobie. generalnie pogodziłam sie z tym, że leki moze bede musiała przyjmować do konca życia, pogodziłam sie z myślą, że pewnie sie uodpornie lub uzależnie, wiem,że nikt mi nie pomoże jeśli ja sama nie wyciągne pierwsza ręki. nie pogodziłam sie ze sprawami które należałoby wyjaśnić, przeredagować,aaaale nie mam na to siły, pewnie nigdy jej nie znajde, skoro nawet terapeuci załamywali ręce.
doszło do tego,że na prochy mówie hehe: moje maleństwa, neurolek choć do panci, skarby.
długo zwlekałam z pujsciem do lekarza, generalnie nie miałam nikogo kto by mnie tam skierował( dopiero lekarz pogotowia którego wezwałam po raz enty zwrócil mi na to uwagę - po tym jak w czasie silnego lęku wezwałam karetkę) oczywiście nadal zwlekałam, nikomu nie mówiłam co mi jest, nie chciałam słyszeć "weź sie w garść, połóż sie, odpocznij, pomódl sie" ostatecznie trafiłam do psychiatryka po źle przepisanych lekach- prozacu( przyjmowałam go i paradoks- pchnął mnie z myśli samobójczych po czyny). psychiatryk- ledwie weszłam zaraz wyszłam, po 3 godz rozmowy przekonałam ,że jest ze mną ok. trafiłam do psychiatry która mnie leczy do dzisiaj, welafaksyna, teraz znowu fluoksetyna i inne "dopalacze".
Chcem po prostu nakreślić obraz samotnej choć nie samej osoby- siebie, która nie ma nikogo i musi sobie jakos radzić. tabletki to moi jedyni przyjaciele heh. Choć wiem,że cześć osób chciałoby mi pomóc, ale ja jestem oporna- może dlatego,że nie zwierzam sie, tłumie wszystko w sobie. generalnie pogodziłam sie z tym, że leki moze bede musiała przyjmować do konca życia, pogodziłam sie z myślą, że pewnie sie uodpornie lub uzależnie, wiem,że nikt mi nie pomoże jeśli ja sama nie wyciągne pierwsza ręki. nie pogodziłam sie ze sprawami które należałoby wyjaśnić, przeredagować,aaaale nie mam na to siły, pewnie nigdy jej nie znajde, skoro nawet terapeuci załamywali ręce.
doszło do tego,że na prochy mówie hehe: moje maleństwa, neurolek choć do panci, skarby.