23 Cze 2014, Pon 8:42, PID: 397876
Witajcie Bratnie Dusze, mniej lub bardziej cierpiący. Bardzo nie lubię komuś się z takich własnych problemów zwierzać, ale przecież nikt nie każe czytać a internet wszystko przyjmie.
Piszę nie oczekując pomocy, sama nie wiem czego. Piszę bo nie wiem co z sobą począć już, bo nie mam siły wstać od komputera w ten jeden z nielicznych wolnych dni jak dziś w którym mogłabym zrobić cokolwiek co robią "normalni- zdrowi" ludzie. A ja nie mam siły i motywacji do niczego.
To nie typowa depresja, wiem to, ponieważ jest to ze mną całe życie. Jedynie czasem trochę bardziej w uśpieniu i wtedy jakoś funkcjonuję. Całe moje życie opiera się na jednym paradoksie. Otóż wiecie dlaczego żyję? Ponieważ nie potrafię się zabić, boję się bólu i cierpień. Nawet na to jestem za słaba. Tylko nie wymieniajcie mi proszę powodów, dla których żyć warto. Rozumiem troskę, ale też wierzę, że przeczytają to tacy, którzy wiedzą, że do pewnych osób nie trafią argumenty żadne. Bo czy ktoś z was jest w stanie uwierzyć, że już w przedszkolu prosiłam (boga? św. mikołaja? o zgrozo ) o ŚMIERĆ.? Jak bardzo muszę być chora, bo jakie dziecko ma takie myśli? I czy w takim wypadku da się tak bardzo chorą psychikę wyleczyć? Nie sądzę. Przebrnęłam przez różne leki, żadne nie działały, psychoterapie również nie dały nic. Moja osobowość jest totalnie wykrzywiona i ja się po prostu męczę... żyjąc. Nie cieszy mnie nic, nie mam żadnych pasji, nie jestem zdolna do uczuć i tak bardzo nienawidzę siebie, mojej psychiki, że jest to nie do zniesienia. Wykańczam męża, widzę to. A tylko on mi został, bo resztę już odsunęłam w życiu. Nie mam nikogo na własne życzenie. Nie ufam nikomu i nie potrafię z nikim trwać w normalnej relacji. Kłopoty z pamięcią utrudniają mi życie, czuję, że chyba wywalą mnie w końcu z pracy bo ile można.... Zbliżam się do 30-tki, moje życie przegrałam. Tak, wiem, powiecie, że jestem młoda, ale chodzi o uczucie w środku i to, że nie tak miało to życie wyglądać. Myślałam, że dam radę jakoś to poskładać.... Ale ja nawet jak bardzo chciałam nie raz, to nie potrafię... Mogłabym tak pisać bez końca ale komu to w sumie potrzebne.
Gdyby była magiczna pigułka...
Piszę nie oczekując pomocy, sama nie wiem czego. Piszę bo nie wiem co z sobą począć już, bo nie mam siły wstać od komputera w ten jeden z nielicznych wolnych dni jak dziś w którym mogłabym zrobić cokolwiek co robią "normalni- zdrowi" ludzie. A ja nie mam siły i motywacji do niczego.
To nie typowa depresja, wiem to, ponieważ jest to ze mną całe życie. Jedynie czasem trochę bardziej w uśpieniu i wtedy jakoś funkcjonuję. Całe moje życie opiera się na jednym paradoksie. Otóż wiecie dlaczego żyję? Ponieważ nie potrafię się zabić, boję się bólu i cierpień. Nawet na to jestem za słaba. Tylko nie wymieniajcie mi proszę powodów, dla których żyć warto. Rozumiem troskę, ale też wierzę, że przeczytają to tacy, którzy wiedzą, że do pewnych osób nie trafią argumenty żadne. Bo czy ktoś z was jest w stanie uwierzyć, że już w przedszkolu prosiłam (boga? św. mikołaja? o zgrozo ) o ŚMIERĆ.? Jak bardzo muszę być chora, bo jakie dziecko ma takie myśli? I czy w takim wypadku da się tak bardzo chorą psychikę wyleczyć? Nie sądzę. Przebrnęłam przez różne leki, żadne nie działały, psychoterapie również nie dały nic. Moja osobowość jest totalnie wykrzywiona i ja się po prostu męczę... żyjąc. Nie cieszy mnie nic, nie mam żadnych pasji, nie jestem zdolna do uczuć i tak bardzo nienawidzę siebie, mojej psychiki, że jest to nie do zniesienia. Wykańczam męża, widzę to. A tylko on mi został, bo resztę już odsunęłam w życiu. Nie mam nikogo na własne życzenie. Nie ufam nikomu i nie potrafię z nikim trwać w normalnej relacji. Kłopoty z pamięcią utrudniają mi życie, czuję, że chyba wywalą mnie w końcu z pracy bo ile można.... Zbliżam się do 30-tki, moje życie przegrałam. Tak, wiem, powiecie, że jestem młoda, ale chodzi o uczucie w środku i to, że nie tak miało to życie wyglądać. Myślałam, że dam radę jakoś to poskładać.... Ale ja nawet jak bardzo chciałam nie raz, to nie potrafię... Mogłabym tak pisać bez końca ale komu to w sumie potrzebne.
Gdyby była magiczna pigułka...