14 Mar 2015, Sob 15:58, PID: 437358
Cześć. Pierwotnie nie zamierzałam zaczynać mojej przygody na tym forum rozpaczliwym wołaniem o pomoc. Życie jednak lubi robić psikusy, więc oto jestem, rozpaczliwie wołając o pomoc.
Długo mogłabym się rozwodzić nad kwestiami, które mnie trapią już od dłuższego czasu, generalnie powoli odkrywam mechanizmy, które kierują moim zachowaniem i widzę, że nie wszystko wygląda tak, jak bym to sobie wyobrażała. Nie wiem czy to już fobia, czy jeszcze nieśmiałość; depresja, dystymia czy ten słynny okres dojrzewania; osobowość unikająca czy beznadziejny leń. Coś jest jednak na rzeczy i ma to związek z problemem, z którym się do Was zwracam w ostatecznym akcie zwątpienia.
Jakiś czas temu koleżanka zaproponowała mi urządzenie wspólnej imprezy na 18stkę w wynajętej sali. Od tego czasu jestem wewnętrznie rozdarta w każdą stronę. Szczerze mówiąc już nie wiem, czego w ogóle chcę. Z jednej strony może byłoby fajnie, pomijając szopkę pt. "osiemnastka jest tylko raz w życiu" w końcu wyrwałabym się z domu i nabyła trochę towarzyskiej ogłady. Nie ma też większego problemu ze znajomymi (jest to raczej mniejszy problem) - ktoś tam jest i byłoby kogo zaprosić. Więc wszystko byłoby ok gdyby nie te wątpliwości. Przede wszystkim sama z siebie, przed tą propozycją koleżanki, nie planowałam urządzać tych urodzin i nie miałam z tym żadnego problemu. Poza tym jestem w raczej kiepskim momencie życia pod względem psychicznym i czasem nie potrafię znaleźć siły na rozmowę z ludźmi, a co dopiero szaloną zabawę do białego rana, plus wszystkie te moje blokady przed uspołecznianiem się - to wydarzenie na pewno wiązałoby się z ogromnym stresem i masą mojego skrępowania. Ogólnie mam wrażenie, że "powinnam" chcieć tej imprezy, a nie chcę. Co do tego chcenia to też dziwna sprawa - tak na dobrą sprawę ja NICZEGO nie chcę. Miałam możliwość wyjazdu na wymianę, zrezygnowałam, bo nie chciałam. I tak ze wszystkim. Nie odczuwam potrzeby angażowania się w kompletnie nic. Wszystko jest mi obojętne i nawet nie żałuję zmarnowanych okazji, a cieszę się, że mam święty spokój i mogę wegetować w domu. Mentalnie jestem emerytem. To uczucie, że powinnam urządzić 18 wypływa więc chyba z racjonalnej części mojego umysłu, która chce zmian. Podświadomie wiem, że jeśli z tego zrezygnuję, będzie to pójście na łatwiznę i przyzwolenie na rezygnowania z każdej okazji, która nadarzy się w przyszłości.
Więc podsumowując, jestem niezdecydowana, sama nie wiem czego chcę, mam 2 sprzeczne przeczucia: boję się, że taka okazja się nie powtórzy i zmarnuję szansę na fajną zabawę, ALE nie chcę tej imprezy jak wszystkiego innego, więc czemu miałabym działać wbrew sobie (dzień dobry osobowość unikająca).
Z racji tego, że jeszcze mnie nie stać na zatrudnienie osoby, która by podejmowała za mnie decyzje i muszę podejmować je sama, proszę Was o wskazówki.
Długo mogłabym się rozwodzić nad kwestiami, które mnie trapią już od dłuższego czasu, generalnie powoli odkrywam mechanizmy, które kierują moim zachowaniem i widzę, że nie wszystko wygląda tak, jak bym to sobie wyobrażała. Nie wiem czy to już fobia, czy jeszcze nieśmiałość; depresja, dystymia czy ten słynny okres dojrzewania; osobowość unikająca czy beznadziejny leń. Coś jest jednak na rzeczy i ma to związek z problemem, z którym się do Was zwracam w ostatecznym akcie zwątpienia.
Jakiś czas temu koleżanka zaproponowała mi urządzenie wspólnej imprezy na 18stkę w wynajętej sali. Od tego czasu jestem wewnętrznie rozdarta w każdą stronę. Szczerze mówiąc już nie wiem, czego w ogóle chcę. Z jednej strony może byłoby fajnie, pomijając szopkę pt. "osiemnastka jest tylko raz w życiu" w końcu wyrwałabym się z domu i nabyła trochę towarzyskiej ogłady. Nie ma też większego problemu ze znajomymi (jest to raczej mniejszy problem) - ktoś tam jest i byłoby kogo zaprosić. Więc wszystko byłoby ok gdyby nie te wątpliwości. Przede wszystkim sama z siebie, przed tą propozycją koleżanki, nie planowałam urządzać tych urodzin i nie miałam z tym żadnego problemu. Poza tym jestem w raczej kiepskim momencie życia pod względem psychicznym i czasem nie potrafię znaleźć siły na rozmowę z ludźmi, a co dopiero szaloną zabawę do białego rana, plus wszystkie te moje blokady przed uspołecznianiem się - to wydarzenie na pewno wiązałoby się z ogromnym stresem i masą mojego skrępowania. Ogólnie mam wrażenie, że "powinnam" chcieć tej imprezy, a nie chcę. Co do tego chcenia to też dziwna sprawa - tak na dobrą sprawę ja NICZEGO nie chcę. Miałam możliwość wyjazdu na wymianę, zrezygnowałam, bo nie chciałam. I tak ze wszystkim. Nie odczuwam potrzeby angażowania się w kompletnie nic. Wszystko jest mi obojętne i nawet nie żałuję zmarnowanych okazji, a cieszę się, że mam święty spokój i mogę wegetować w domu. Mentalnie jestem emerytem. To uczucie, że powinnam urządzić 18 wypływa więc chyba z racjonalnej części mojego umysłu, która chce zmian. Podświadomie wiem, że jeśli z tego zrezygnuję, będzie to pójście na łatwiznę i przyzwolenie na rezygnowania z każdej okazji, która nadarzy się w przyszłości.
Więc podsumowując, jestem niezdecydowana, sama nie wiem czego chcę, mam 2 sprzeczne przeczucia: boję się, że taka okazja się nie powtórzy i zmarnuję szansę na fajną zabawę, ALE nie chcę tej imprezy jak wszystkiego innego, więc czemu miałabym działać wbrew sobie (dzień dobry osobowość unikająca).
Z racji tego, że jeszcze mnie nie stać na zatrudnienie osoby, która by podejmowała za mnie decyzje i muszę podejmować je sama, proszę Was o wskazówki.