19 Maj 2015, Wto 20:26, PID: 446294
Nie wiem od czego zacząć... . Mój problem zaczął się 10 lat temu kiedy to poznałam mojego męża. Wcześniej nigdy nie miałam problemu aby wyjść z domu, nie myślałam o tym czy ktoś na mnie patrzy, czy nie, obgaduje, czy nie, po prostu szłam swoją drogą i byłam bardziej "pewna siebie" niż teraz. Co się stało przez te 10 lat... mąż w jakiś sposób mnie stresował, nie umiem tego nazwać... ale miał takie coś "krytycznego" w oczach i cokolwiek nie robiłam, miałam wrażenie, że jest niezadowolony, że np. źle wyglądam, źle mówię, źle się ubieram, źle coś komuś powiedziałam... źle, źle, źle.... prawie nic nie mówił, ale "patrzył" tym swoim "spojrzeniem", prócz tego zainteresowaliśmy się ezoteryką, trafiliśmy na sektę... byliśmy w tym oboje z mężem. Wyszliśmy z tego ale te 10 lat to były kłótnie rodzinne, małżeńskie, ja nie pracowałam, bo nie byłam w stanie psychicznym i fizycznym - niedowaga 10-15 kg. Straciłam szansę na studia. Później przyszło trochę spokoju, pojawiło się dziecko, ale po porodzie moje zdrowie podupadło (bo rodzina-mama nie chciała pomagać, obraziła się za przeszłość), lekarz powiedział, że mam astenię i to jest wynik wielu lat stresu, wyniszczenia itd.... no i klapa. Zasiedziałam się w domu, straciłam jakąkolwiek pozytywną samoocenę. Potrafię nie wychodzić z domu przez miesiąc-dwa... . Mam obecnie ponad 10kg niedowagi, ale to nie jest anoreksja, bo w anoreksji kobiety się odchudzają, a ja nigdy się nie odchudzałam i nie mam zamiaru... jem, ale mi nie wchodzi, wszystko spalam ze stresu. Poza tym kiedyś lekarz stwierdził mi zespół jelita drażliwego i problemy z wchłanianiem tłuszczów no i tak się męczę już te 10 lat......... . Nikt mnie nie rozumie w rodzinie, dla nich to "wydziwianie", bo jak można nie umieć wyjść z domu... . Często rano palę się, że "dziś na pewno wyjdę" i zbieram się tak do 11-tej 12-tej.......... i jak widzę za oknem że jest coraz więcej ludzi to rezygnuję...... . Wstydzę się tego jak chuda jestem. A dodatkowo, ponieważ jestem tak chuda zaczęłam nosić długie spódnice (w spodniach ludzie bardzo nieprzyjemnie na mnie reagowali i było mi przykro, patrzyli na mnie jak na anorektyczkę) w spódnicach jest lepiej bo nie obciskają się na nogach-patykach..... jednak i to ma swoje minusy..... jestem bardziej "zauważalna" na ulicy i to mnie krępuje. Widzę jak patrzą na mnie kobiety z nienawiścią (mam urodę Audrey Tautou - mocną oprawę oczu, jak królewna śnieżka -blada cera i mocne oczy, przekrwione usta, ludzie myślą, że się tak mocno maluję, a ja taka jestem i to mnie krępuje bardzo), chciałabym się schować, a jestem jak na świeczniku. Tak źle i tak nie dobrze..... . Chciałabym aby nikt na mnie nie patrzył. Chudość bardzo mnie odmładza na moją niekorzyść, bo wyglądam na gimnazjum (gimnazjalistki zaczepiają mnie na ulicy spojrzeniami krytyki) a mam 30 lat.... . I do tego ten strój, długa spódnica w połączeniu z "królewną śnieżką" daje efekt taki, że każdy się ogląda, a ja czuję się jak wariatka. W każdym kobiecym stroju wyglądam śmiesznie jak "mała-stara" nie umiem sobie z tym poradzić.......... i nie wychodzę przez to z domu. Przez te spojrzenia...... . Czy ja nigdy nie wyjdę z domu ? Z kimś byłoby mi łatwiej, ale samej jakoś tak ciężej znosić te spojrzenia ludzi........ . A na rodzinę nie mam co liczyć.....