28 Cze 2015, Nie 23:30, PID: 450416
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 28 Cze 2015, Nie 23:32 przez Marianne.)
Stwierdziłam, że jak to napiszę, to trochę mi ulży, chociaż z boku te problemy mogą się wydawać błahe. Tylko, że jest to skutek poważnych problemów jakie ze sobą miałam.
W związku z długotrwałym stresem i ciągłym napięciem moja skóra się stała cienka i na nogach mi się pojawiły wystające żyły, żylaki (jeden operowałam) i kropki czerwone, które strasznie brzydko wyglądają. A zawsze miałam takie ładne nogi (), no i mi ich tak szkoda... I ręce też miałam ładne, a teraz są takie okropne żylaste i mam taką cienką skórę na nich i mam poczucie, że nie mogę chodzić w krótkich spodniach, i że muszę zakrywać ręce, bo wszyscy się będą na nie patrzeć, bo są takie nieładne. I włosy mi od jakiegoś czasu strasznie wypadają, a też miałam takie ładne włosy. Tzn. już odrastają mi nowe i sobie mówię, że jak będę o nie dbać, to mi odrosną takie jak były. Ale w tej chwili te nowe włosy jeszcze nie są na tyle długie, żeby nie było widać, jak mam ich mało. Więc się też martwię, że ludzie będą się patrzeć na moje włosy, albo raczej na ich brak.
W skrócie, określiłabym to tak, że jestem w żałobie po mojej straconej młodości. Po zdrowiu i urodzie, które mi były dane, a z których tak naprawdę nawet nie miałam szansy skorzystać. Muszę się pogodzić ze stratą. Tak sobie myślę, że większość ludzi koło czterdziestki przechodzi coś takiego. Muszą się umieć pogodzić z oznakami starości. A ja mam 25 lat i mam poczucie, że nie mogę chodzić w krótkich spodniach a inne dziewczyny mogą i jest to dla nich takie naturalne. Mam poczucie niesprawiedliwości. (w sumie coś, co zawsze odczuwałam). Doszło do tego, że jak idę po ulicy, to patrzę się na nogi innych dziewczyn i patrzę, czy mają ładne nogi, czy na przykład nie mają kropek albo żylaków, a jak mają to sobie myślę, czy nie wstydzą się tak chodzić. Chociaż większość ma ładne gładkie nogi, więc patrzę na nie i im zazdroszczę (wiem, że to głupie).
To się może wydawać błahe w porównaniu z problemami jakie mają inni ludzie, ale jest to ograniczające i zajmuje mi dużo czasu myślenie o tym. Oczywiście nic w ten sposób nie zyskuję. Od myślenia o tym jakie miałam ładne nogi, a teraz są brzydkie i takie jak nie moje, raczej nie staną się znowu ładne. W sumie to wpadam znowu w schemat myślenia o czymś, czego już nie da się zmienić. Wiem, że to pułapka i że można się zadręczyć w ten sposób, ale mimo wszystko to robię, tak jakby pogodzenie się z tym, że moje ciało się zmieniło przekreślało powrót do tego jakie było wcześniej. ( a przecież nie jest to możliwe - czyli karmię się iluzjami)
Staram się sobie mówić, że jak ludzie chorują na raka, to potem muszą (żeby normalnie żyć) pogodzić się z tym, jakie spustoszenia w ich organizmie zostawiła chemioterapia. Tak się staram do tego podchodzić, że teraz muszę zregenerować organizm, który przez lata wyniszczałam. Ironia polega na tym, że tak naprawdę kiedy największy stres się skończył, kiedy zaczęłam się coraz lepiej czuć psychicznie, to zaczęło się to wszystko pojawiać...
Nie wiem, czy można tu coś poradzić, chciałam się raczej po prostu wyżalić. Mówiłam o tym rodzicom, ale tata stwierdził, że sobie wymyślam, a mama nie mogła zrozumieć dlaczego mi to tak przeszkadza, że ktoś się będzie patrzył. Dla mnie jest to jasne, jeśli uważam, że to wygląda nieestetycznie, to chyba naturalne, że nie chcę żeby inni na to patrzyli...? Ładna skóra i włosy to oznaka zdrowia, urody. Jeśli coś jest z nimi nie tak to sygnał, że z organizmem jest coś nie tak...
W związku z długotrwałym stresem i ciągłym napięciem moja skóra się stała cienka i na nogach mi się pojawiły wystające żyły, żylaki (jeden operowałam) i kropki czerwone, które strasznie brzydko wyglądają. A zawsze miałam takie ładne nogi (), no i mi ich tak szkoda... I ręce też miałam ładne, a teraz są takie okropne żylaste i mam taką cienką skórę na nich i mam poczucie, że nie mogę chodzić w krótkich spodniach, i że muszę zakrywać ręce, bo wszyscy się będą na nie patrzeć, bo są takie nieładne. I włosy mi od jakiegoś czasu strasznie wypadają, a też miałam takie ładne włosy. Tzn. już odrastają mi nowe i sobie mówię, że jak będę o nie dbać, to mi odrosną takie jak były. Ale w tej chwili te nowe włosy jeszcze nie są na tyle długie, żeby nie było widać, jak mam ich mało. Więc się też martwię, że ludzie będą się patrzeć na moje włosy, albo raczej na ich brak.
W skrócie, określiłabym to tak, że jestem w żałobie po mojej straconej młodości. Po zdrowiu i urodzie, które mi były dane, a z których tak naprawdę nawet nie miałam szansy skorzystać. Muszę się pogodzić ze stratą. Tak sobie myślę, że większość ludzi koło czterdziestki przechodzi coś takiego. Muszą się umieć pogodzić z oznakami starości. A ja mam 25 lat i mam poczucie, że nie mogę chodzić w krótkich spodniach a inne dziewczyny mogą i jest to dla nich takie naturalne. Mam poczucie niesprawiedliwości. (w sumie coś, co zawsze odczuwałam). Doszło do tego, że jak idę po ulicy, to patrzę się na nogi innych dziewczyn i patrzę, czy mają ładne nogi, czy na przykład nie mają kropek albo żylaków, a jak mają to sobie myślę, czy nie wstydzą się tak chodzić. Chociaż większość ma ładne gładkie nogi, więc patrzę na nie i im zazdroszczę (wiem, że to głupie).
To się może wydawać błahe w porównaniu z problemami jakie mają inni ludzie, ale jest to ograniczające i zajmuje mi dużo czasu myślenie o tym. Oczywiście nic w ten sposób nie zyskuję. Od myślenia o tym jakie miałam ładne nogi, a teraz są brzydkie i takie jak nie moje, raczej nie staną się znowu ładne. W sumie to wpadam znowu w schemat myślenia o czymś, czego już nie da się zmienić. Wiem, że to pułapka i że można się zadręczyć w ten sposób, ale mimo wszystko to robię, tak jakby pogodzenie się z tym, że moje ciało się zmieniło przekreślało powrót do tego jakie było wcześniej. ( a przecież nie jest to możliwe - czyli karmię się iluzjami)
Staram się sobie mówić, że jak ludzie chorują na raka, to potem muszą (żeby normalnie żyć) pogodzić się z tym, jakie spustoszenia w ich organizmie zostawiła chemioterapia. Tak się staram do tego podchodzić, że teraz muszę zregenerować organizm, który przez lata wyniszczałam. Ironia polega na tym, że tak naprawdę kiedy największy stres się skończył, kiedy zaczęłam się coraz lepiej czuć psychicznie, to zaczęło się to wszystko pojawiać...
Nie wiem, czy można tu coś poradzić, chciałam się raczej po prostu wyżalić. Mówiłam o tym rodzicom, ale tata stwierdził, że sobie wymyślam, a mama nie mogła zrozumieć dlaczego mi to tak przeszkadza, że ktoś się będzie patrzył. Dla mnie jest to jasne, jeśli uważam, że to wygląda nieestetycznie, to chyba naturalne, że nie chcę żeby inni na to patrzyli...? Ładna skóra i włosy to oznaka zdrowia, urody. Jeśli coś jest z nimi nie tak to sygnał, że z organizmem jest coś nie tak...