29 Sie 2015, Sob 18:38, PID: 466044
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29 Sie 2015, Sob 18:57 przez memengwa.)
Witajcie, zanim zdecydowałam się założyć tu konto, czytałam forum kilka dni. Gdy chciałam wreszcie opisać swój problem, wiecie o czym pomyślałam? Kogo w ogóle będzie obchodził mój problem, skoro każdy tutaj ma problemy. Jak ja mogłam w ogóle zachować się tak samolubnie i pomyśleć, że ktoś w internecie się mną przejmie? Ludzie mają własne problemy i mają gdzieś jak ja się czuję, coś w stylu: "-myślisz, że masz źle? Chyba nie wiesz jak ja mam źle! Twoje problemy są niczym przy moich". Jednak po chwili znów siadłam przed komputerem i postanowiłam się wygadać. Mam chyba najniższe poczucie własnej wartości na świecie. Cierpię na fobię społeczną od kiedy się zorientowałam, że wyzywanie mnie od leni i darmozjadów nic nie daje, bo mam w sobie energię, nie jestem leniem, a jednak nie potrafię wyjść z domu, bo czuję od razu taki wewnętrzny ból, można by go porównać do fizycznego, jakby ktoś mnie bił i kopał za to, że w ogóle istnieję. Czuję ogromną niemoc, jak zmuszam się by jednak wyjść, cały czas nierówno oddycham, cały czas jestem spięta, pocę się i no chyba nie muszę opisywać, w końcu jestem na forum fobików. Tylko, że oprócz Was chyba nikt inny nie potrafi potraktować tego poważnie. Oprócz fobii, cierpię na depresję, tak mi się wydaje. Nie mam pracy (pracowałam rok, ale to był taki koszmar dla mnie, że z każdym miesiącem czułam się coraz gorzej, aż w końcu wymiotowałam przed wyjściem do pracy i prawie mdlałam, więc się zwolniłam). Nie mam przyjaciół, kilka koleżanek, które mają swoje życie, swoje sprawy i rzadko mamy kontakt. Mój ojciec nie żyje, mieszkam z matką, z którą się ciągle kłócę, dzisiaj wyznała, że mnie nienawidzi, siedzę teraz ze spuchniętymi oczami od płaczu. Babcie i dziadkowie też poumierali, mama jest jedyną osobą, którą tak bardzo kocham, a ona mi mówi, że mnie nienawidzi i żebym wreszcie się wyniosła z domu. Tak bardzo boli mnie serce. Pamiętam taką sytuację z dzieciństwa, jak ojciec mnie katował a ja się wydzierałam "mamo pomóż, mamo pomóż" a matka powiedziała- "dobrze ci tak". Miałam może z 4 czy 5 lat i kompletnie nie pamiętam za co tyle siniaków. Ojciec częściej bił mojego brata niż mnie, zmarł, gdy miałam 10 lat. Mój brat chyba się w niego wdał, bo sam mnie później bił jak tylko zrobiłam coś, co mu nie pasowało. Teraz mieszka z żoną i ją też bije. Miałam chłopaka, który był ze mną przez 4 miesiące i widziałam jak patrzył na moją wtedy jeszcze przyjaciółkę. Nie robiłam mu awantur, nie jestem taka. Spokojnie z nim porozmawiałam, ale zapewniał, ze nic w niej nie widzi. Po 4 miesiącach okazało się, że ze sobą piszą i nawet ślub planują. Wydaje mi się, że ta fobia jest w dużej mierze, przez wydarzenia jakie mnie w życiu spotkały. Najgorsze jest to, że chciałabym być twarda i wziąć się w garść, znaleźć pracę i poznać kogoś, ale mam niewyobrażalnie WIELKIE poczucie, że jestem kompletnym zerem. Totalnym dnem niezasługującym na życie. Boję się, że wszyscy mnie wyśmieją, jak powiem, że nie mam znajomych, mam 24 lata i ani studiów, ani pracy. To mnie paraliżuje, że nie mam nic do zaoferowania. Jestem nikim. W dodatku jak komuś powiem, że tak mam przez fobię społeczną, czy depresję, to mnie wyśmieje. Ludzie nie traktują takich chorób poważnie. Matka wyzywa mnie od leni i darmozjadów i mówi, że ta cała fobia, to moja wymówka od lenistwa. Mówi, że jak nie znajdę pracy to wywala mnie z domu i nie obchodzę ją, że ma mnie już dosyć i mnie nienawidzi. Od 3 lat nikogo nawet nie przytuliłam. Ta samotność i świadomość, że nikt mnie nie rozumie jest tak przerażająca, że jestem w totalnej pułapce. Wiem, że nic na to nie poradzicie, że pewnie zaproponujecie psychologa i leki, ale ja chciałam się po prostu wygadać komukolwiek. Nie mam nikogo, kompletnie nikogo, komu mogłabym to wszystko powiedzieć. Dziękuję Wam wszystkim za to forum i też Wam życzę, żebyście znaleźli rozwiązania swoich problemów, bo wiem, że nie jestem jedyna. Pozdrawiam.
p.s dodam jeszcze tylko kilka słów co do tytułu tematu. Przeszłam dziś załamanie psychiczne i próbowałam skończyć żyć, ale w ostatniej chwili pomyślałam, ze bardzo bym chciała wierzyć w Boga, chociaż nie potrafię, bo to przeczy z moim racjonalnym myśleniem, ale bardzo bym chciała , pewnie przez tą totalną samotność i brak oparcia zmusza mnie do ratowania się wiarą w Boga, ale ta jedyna myśl spowodowała, że spadło ze mnie ciśnienie i odłożyłam nóż, który chciałam wbić w gardło. Nie wiem skąd ten pomysł, przyszedł spontanicznie w amoku załamania. Przepraszam Was.
p.s dodam jeszcze tylko kilka słów co do tytułu tematu. Przeszłam dziś załamanie psychiczne i próbowałam skończyć żyć, ale w ostatniej chwili pomyślałam, ze bardzo bym chciała wierzyć w Boga, chociaż nie potrafię, bo to przeczy z moim racjonalnym myśleniem, ale bardzo bym chciała , pewnie przez tą totalną samotność i brak oparcia zmusza mnie do ratowania się wiarą w Boga, ale ta jedyna myśl spowodowała, że spadło ze mnie ciśnienie i odłożyłam nóż, który chciałam wbić w gardło. Nie wiem skąd ten pomysł, przyszedł spontanicznie w amoku załamania. Przepraszam Was.