20 Wrz 2015, Nie 13:56, PID: 473080
Dokładnie.
Macie tak, że lubicie kogoś, dobrze się dogadujecie, nawet jakieś wspólne tematy i zainteresowania posiadacie, ale w końcu przychodzi taki moment, że kontakt się urywa? Ja tak mam cały czas. I to się dzieje głównie z mojej inicjatywy... czy raczej jej braku. Unikam ludzi. Nawet jak rozmawiam przez internet czy wymieniam się smsami (ci, których najbardziej miałem szansę polubić, zawsze muszą być z drugiego końca Polski...), to jeżeli ciągnie się to zbyt długo, zaczynam się męczyć, choćby nie wiem jak fajnie było. Nie lubię rozmów o pierdołach i codzienności, to też ma wpływ. Wtedy też nachodzi mnie myśl typu: ''aaa, odpiszę za moment, tylko cośtam zrobię''. I ten moment zamienia się w kilka godzin/dni/tygodni, przez ten czas nie zapominam, że powinienem wreszcie odpowiedzieć, nawet nie daje mi to spokoju, ale w końcu uznaję, że odkładałem to już zbyt długo i teraz to po ptokach, bo kto normalny by chciał dalej gadać z kimś takim. Pluję sobie w brodę, że mogłem odpisać wcześniej, a teraz tylko się wygłupię, zresztą nie bardzo wiem, co miałbym powiedzieć. ''Hej, przepraszam, że przestałem się odzywać bez konkretnego powodu, lubię Cię, ale rozmowy z Tobą mnie męczą"? Gdyby ktoś tak mi nie odpisał i odezwał się po nieokreślonym czasie, to stwierdziłbym, że łaskawca nagle sobie przypomniał. Chciałbym napisać do jednej osoby, którą tak potraktowałem (naprawdę źle się z tym czuję, nie wiem, może po prostu ja jakiś fałszywy jestem albo nielojalny, choć w sumie gdyby teraz do mnie napisała, że ma jakiś problem czy coś, to nawet bym się nie zastanawiał), ale nie mam pojęcia, jak miałbym się wytłumaczyć, że podczas zwykłej pogawędki tak po prostu nagle nie odpisałem i koniec, cisza. Miałem pojechać tam w odwiedziny i co? Ostatecznie wyszło na to, że olałem i nie dotrzymuję obietnic.
Naprawdę zdarza mi się to nagminnie i już kilka obiecujących znajomości w ten sposób zaprzepaściłem. Za każdym razem żałuję. Teraz świadomie się zmuszam (nie da się tego inaczej określić), by odpisać tym, z którymi jeszcze kontakt mam, bo wiem, że inaczej znowu wszystko schrzanię, ale nie oszukujmy się, takie coś nie jest przecież normalne.
Mógłbym zwalić to na introwertyzm, na osobowość unikającą, na cokolwiek, ale to nie jest żadne wytłumaczenie tak naprawdę.
Jeśli mam być szczery, to tylko jedną znajomość zerwałem zupełnie świadomie i z premedytacją, ale była ona cholernie toksyczna, na dodatek druga strona wyznała mi miłość, której ja nie odwzajemniałem. I nie mogę sobie zarzucić, że ja się w tę znajomość nie angażowałem. Byłem gotów wysłuchać wszystkich tych jęków i dramatów tyle razy, ile tylko było trzeba - sam zaś nie mogłem liczyć na to samo. Zresztą nieważne, nie o tym ten temat.
Macie tak, że lubicie kogoś, dobrze się dogadujecie, nawet jakieś wspólne tematy i zainteresowania posiadacie, ale w końcu przychodzi taki moment, że kontakt się urywa? Ja tak mam cały czas. I to się dzieje głównie z mojej inicjatywy... czy raczej jej braku. Unikam ludzi. Nawet jak rozmawiam przez internet czy wymieniam się smsami (ci, których najbardziej miałem szansę polubić, zawsze muszą być z drugiego końca Polski...), to jeżeli ciągnie się to zbyt długo, zaczynam się męczyć, choćby nie wiem jak fajnie było. Nie lubię rozmów o pierdołach i codzienności, to też ma wpływ. Wtedy też nachodzi mnie myśl typu: ''aaa, odpiszę za moment, tylko cośtam zrobię''. I ten moment zamienia się w kilka godzin/dni/tygodni, przez ten czas nie zapominam, że powinienem wreszcie odpowiedzieć, nawet nie daje mi to spokoju, ale w końcu uznaję, że odkładałem to już zbyt długo i teraz to po ptokach, bo kto normalny by chciał dalej gadać z kimś takim. Pluję sobie w brodę, że mogłem odpisać wcześniej, a teraz tylko się wygłupię, zresztą nie bardzo wiem, co miałbym powiedzieć. ''Hej, przepraszam, że przestałem się odzywać bez konkretnego powodu, lubię Cię, ale rozmowy z Tobą mnie męczą"? Gdyby ktoś tak mi nie odpisał i odezwał się po nieokreślonym czasie, to stwierdziłbym, że łaskawca nagle sobie przypomniał. Chciałbym napisać do jednej osoby, którą tak potraktowałem (naprawdę źle się z tym czuję, nie wiem, może po prostu ja jakiś fałszywy jestem albo nielojalny, choć w sumie gdyby teraz do mnie napisała, że ma jakiś problem czy coś, to nawet bym się nie zastanawiał), ale nie mam pojęcia, jak miałbym się wytłumaczyć, że podczas zwykłej pogawędki tak po prostu nagle nie odpisałem i koniec, cisza. Miałem pojechać tam w odwiedziny i co? Ostatecznie wyszło na to, że olałem i nie dotrzymuję obietnic.
Naprawdę zdarza mi się to nagminnie i już kilka obiecujących znajomości w ten sposób zaprzepaściłem. Za każdym razem żałuję. Teraz świadomie się zmuszam (nie da się tego inaczej określić), by odpisać tym, z którymi jeszcze kontakt mam, bo wiem, że inaczej znowu wszystko schrzanię, ale nie oszukujmy się, takie coś nie jest przecież normalne.
Mógłbym zwalić to na introwertyzm, na osobowość unikającą, na cokolwiek, ale to nie jest żadne wytłumaczenie tak naprawdę.
Jeśli mam być szczery, to tylko jedną znajomość zerwałem zupełnie świadomie i z premedytacją, ale była ona cholernie toksyczna, na dodatek druga strona wyznała mi miłość, której ja nie odwzajemniałem. I nie mogę sobie zarzucić, że ja się w tę znajomość nie angażowałem. Byłem gotów wysłuchać wszystkich tych jęków i dramatów tyle razy, ile tylko było trzeba - sam zaś nie mogłem liczyć na to samo. Zresztą nieważne, nie o tym ten temat.