23 Wrz 2015, Śro 20:02, PID: 473964
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 23 Wrz 2015, Śro 21:00 przez verti.)
To co tutaj poniżej napiszę pewnie wielu z was wyda się śmieszne. Zdaje sobie z tego sprawę, ale po prostu muszę się wygadać, jak kontakty wirtualne z kobietami negatywnie wpływają na moje życie. Poniżej możecie też opisywać swoje historie, może ktoś też coś takiego przeżył.
Na początku kwietnia, a dokładniej w święta wielkanocne jak zwykle siedziałem na facebooku i przeglądałem co w trawie piszczy. Wszedłem na fanpejdż, który lubię i odwiedzam (nie będę tutaj podawał o co chodziło) i natrafiłem tam na profil pewnej dziewczyny, która bardzo mi się spodobała. Napisałem do niej, bo miałem o czym pisać. W końcu mieliśmy wspólne zainteresowania. Z początku okazała się bardzo ciekawą osobą. Pisaliśmy ze sobą godzinami codziennie przez dwa tygodnie. Ja po drugim dniu naszego pisania zaproponowałem jej spotkanie, a ona zgodziła się, do spotkania doszło jednak dużo później. Przez ten cały okres rozmawialiśmy ze sobą na tematy niekoniecznie związane z naszą pasją. Ja, ponieważ nie mam realnego życia, mimo tego, że mam pracę i studia - coraz bardziej wkręcałem się w tę znajomość. Możecie się śmiać, ale miałem wrażenie, że takiej osoby jak ona całe życie szukałem, zacząłem już w myślach planować co będzie dalej, że się spotkamy nie raz i wszystko się ułoży tak, że będziemy razem. Poziom endorfin podczas wirtualnej rozmowy z nią skakał u mnie do niesamowitych rozmiarów. Cały czas byłem przekonany, że ona również jest mną zainteresowana. Oczywiście miałem świadomość tego, że kompletnie nie pasuje do jej życia (ona jest duszą towarzystwa, młodsza ode mnie 7 lat), ale endorfiny cały czas przysłaniały mi mózg i myślałem, że jest jeszcze jakaś nadzieja. W końcu doszło do naszego spotkania. Ja przed nim myślałem racjonalnie i brałem pod uwagę to, że nic z tego nie będzie. Na spotkaniu ona okazała się dokładnie taka, jaką ją sobie wyobrażałem. Ładna, zabawna, inteligentna, kobieca. W ciągu 2,5 godziny naszego spotkania czas zleciał nam momentalnie. Nie było praktycznie żadnych momentów "niezręcznej ciszy". Po tym wszystkim ona również mówiła mi, że było bardzo miło, jednak do drugiego spotkania (mimo iż dała nadzieję) już więcej nie doszło.
Nie będę tutaj opisywał negatywnej strony tej znajomości i tego jak ona mnie często traktowała, bo oczernianie jej nic tutaj nie da. Chodzi jednak o to, że ja praktycznie zakończyłem tę znajomość. Zablokowałem jej konto na fb, a wcześniej mówiąc jej, że je po prostu "dezaktywuję". Przy tym podałem jej swojego maila na który miała pisać (nie napisała jak dotąd ani razu), także ona być może nawet nie wie, że zerwałem z nią kontakt.
Wiecie co się działo ze mną po spotkaniu z nią, jak zdałem sobie sprawę, że drugiego spotkania już nie będzie? Miałem siebie dosyć, nie mogłem spać, nie mogłem jeść. Miałem negatywne myśli na swój temat. Nawet uroniłem kilka łez, co zdarza mi się raz na kilka lat!!! Pojechałem na interwencje psychologiczną, bo byłem w totalnej rozsypce. I wszystko pod wpływem emocji i uczuć do dziewczyny, którą widziałem raz w życiu na żywo. Macie prawo się śmiać z tego, ja sam zastanawiam się jak to jest możliwe. Niestety problem jest taki, że nie rozmawiałem z nią 2 miesiące, a ona nie chce wyjść mi z głowy. Rozum mi mówi, że to nie ma sensu i ma 100% rację. Niestety chemia w mózgu nie daje o sobie zapomnieć. Dzisiaj w nocy śniła mi się, śni mi się co jakieś dwa tygodnie i za każdym razem wybudzam się z tego snu w środku nocy i nie mogę dalej zasnąć. Czy ją kocham? Myślę, że nie, bo mogę normalnie funkcjonować. Wspomnienia jednak dają o sobie znać.
Jak wielkim no-lajfem trzeba być, żeby coś takiego przeżyć? To się w głowie nie mieści. Czuję psychiczny ból jakbym kogoś stracił. Wiem, że to absurdalne, ale nie ściemniam, inaczej bym o tym nie pisał.
Na początku kwietnia, a dokładniej w święta wielkanocne jak zwykle siedziałem na facebooku i przeglądałem co w trawie piszczy. Wszedłem na fanpejdż, który lubię i odwiedzam (nie będę tutaj podawał o co chodziło) i natrafiłem tam na profil pewnej dziewczyny, która bardzo mi się spodobała. Napisałem do niej, bo miałem o czym pisać. W końcu mieliśmy wspólne zainteresowania. Z początku okazała się bardzo ciekawą osobą. Pisaliśmy ze sobą godzinami codziennie przez dwa tygodnie. Ja po drugim dniu naszego pisania zaproponowałem jej spotkanie, a ona zgodziła się, do spotkania doszło jednak dużo później. Przez ten cały okres rozmawialiśmy ze sobą na tematy niekoniecznie związane z naszą pasją. Ja, ponieważ nie mam realnego życia, mimo tego, że mam pracę i studia - coraz bardziej wkręcałem się w tę znajomość. Możecie się śmiać, ale miałem wrażenie, że takiej osoby jak ona całe życie szukałem, zacząłem już w myślach planować co będzie dalej, że się spotkamy nie raz i wszystko się ułoży tak, że będziemy razem. Poziom endorfin podczas wirtualnej rozmowy z nią skakał u mnie do niesamowitych rozmiarów. Cały czas byłem przekonany, że ona również jest mną zainteresowana. Oczywiście miałem świadomość tego, że kompletnie nie pasuje do jej życia (ona jest duszą towarzystwa, młodsza ode mnie 7 lat), ale endorfiny cały czas przysłaniały mi mózg i myślałem, że jest jeszcze jakaś nadzieja. W końcu doszło do naszego spotkania. Ja przed nim myślałem racjonalnie i brałem pod uwagę to, że nic z tego nie będzie. Na spotkaniu ona okazała się dokładnie taka, jaką ją sobie wyobrażałem. Ładna, zabawna, inteligentna, kobieca. W ciągu 2,5 godziny naszego spotkania czas zleciał nam momentalnie. Nie było praktycznie żadnych momentów "niezręcznej ciszy". Po tym wszystkim ona również mówiła mi, że było bardzo miło, jednak do drugiego spotkania (mimo iż dała nadzieję) już więcej nie doszło.
Nie będę tutaj opisywał negatywnej strony tej znajomości i tego jak ona mnie często traktowała, bo oczernianie jej nic tutaj nie da. Chodzi jednak o to, że ja praktycznie zakończyłem tę znajomość. Zablokowałem jej konto na fb, a wcześniej mówiąc jej, że je po prostu "dezaktywuję". Przy tym podałem jej swojego maila na który miała pisać (nie napisała jak dotąd ani razu), także ona być może nawet nie wie, że zerwałem z nią kontakt.
Wiecie co się działo ze mną po spotkaniu z nią, jak zdałem sobie sprawę, że drugiego spotkania już nie będzie? Miałem siebie dosyć, nie mogłem spać, nie mogłem jeść. Miałem negatywne myśli na swój temat. Nawet uroniłem kilka łez, co zdarza mi się raz na kilka lat!!! Pojechałem na interwencje psychologiczną, bo byłem w totalnej rozsypce. I wszystko pod wpływem emocji i uczuć do dziewczyny, którą widziałem raz w życiu na żywo. Macie prawo się śmiać z tego, ja sam zastanawiam się jak to jest możliwe. Niestety problem jest taki, że nie rozmawiałem z nią 2 miesiące, a ona nie chce wyjść mi z głowy. Rozum mi mówi, że to nie ma sensu i ma 100% rację. Niestety chemia w mózgu nie daje o sobie zapomnieć. Dzisiaj w nocy śniła mi się, śni mi się co jakieś dwa tygodnie i za każdym razem wybudzam się z tego snu w środku nocy i nie mogę dalej zasnąć. Czy ją kocham? Myślę, że nie, bo mogę normalnie funkcjonować. Wspomnienia jednak dają o sobie znać.
Jak wielkim no-lajfem trzeba być, żeby coś takiego przeżyć? To się w głowie nie mieści. Czuję psychiczny ból jakbym kogoś stracił. Wiem, że to absurdalne, ale nie ściemniam, inaczej bym o tym nie pisał.