05 Maj 2016, Czw 22:24, PID: 538878
Cześć,
witam tych, którzy nie czytali mojego wpisu w dziale Przywitaj się :-)
Może zacznę od tego, że jestem dziewczyną, mam 17 lat i fobię społeczną, która w dość dużym stopniu przyczyniła się do tego, że moje życie jest wegetacją.
Tak więc, fobię społeczną mam odkąd pamiętam (tj. mniej więcej od przedszkola). Nie wiem dokładnie, co przyczyniło się do jej powstania, bo miałam raczej, jak to się mówi potocznie, szczęśliwe dzieciństwo. Może i byłam wychowywana trochę po wojskowemu, ale nie było to jakieś straszne wychowanie.
Z samego przedszkola niewiele pamiętam, ale sądząc po zdjęciach, wtedy jeszcze byłam normalna. Tak naprawdę problem pojawił się, kiedy zmieniłam miejsce zamieszkania i zaczęłam chodzić do szkoły. Oczywiście na początku było normalnie, bo nikt nikogo nie znał, itd., ale później zaczęły się tworzyć tzw. grupki przyjaciół, bądź też cluby posiadaczy Vansów (których zresztą nie miałam, więc nie mogłam być "cool" itp. ) Grupki te przerodziły się z czasem w większe grupki, ale ja oczywiście do nich nie należałam. Przerwy w szkole spędzałam i nadal spędzam samotnie, siedząc na korytarzu, czytając książki (udaję, że czytam), słuchając muzyki (udaję, że słucham), pisząc sms - y (udaję, że piszę, bo przecież nie mam do kogo). Ogólnie odczuwam ciągły lęk, więc jeśli nie robię którejś z powyższych czynności, po prostu włóczę się po korytarzach, czekając na ten nieszczęsny dzwonek na lekcje.
Ogólnie moim problemem jest szkoła - w niej przeżywam największy stres. Na spotkania i imprezy i tak nie chodzę, więc nie ma o czym mówić Boli mnie to, że nikt w moim otoczeniu mnie nie rozumie, a kiedy już sprawia takie pozory, okazuje się, że chce mnie do czegoś wykorzystać (np. odrobić za niego pracę domową i tym podobne sprawy). W dodatku ostatnio mam wrażenie, że ludzie mnie nie widzą Nie mówią mi : "Cześć", rozmawiają ze mną sporadycznie, a i tak są to rozmowy w stylu formalnym, czyli na przykład , czy pożyczę ołówek, cyrkiel, dam na chleb itp.) W sytuacjach społecznych czuję się jak robot, kontroluję prawie każdy ruch, co sprawia, że po całym dniu w szkole, jestem wykończona. Do tego wiecznie czuję na sobie spojrzenia innych ludzi, co oczywiście jest moim urojeniem.
W ludziach denerwuje mnie to, że są fałszywi i pozbawieni empatii (oczywiście nie wszyscy), z moich obserwacji wynika, że traktują mnie jak piąte koło u wozu, jak miotłę, którą, kiedy się pozamiata, można odstawić w kąt.
witam tych, którzy nie czytali mojego wpisu w dziale Przywitaj się :-)
Może zacznę od tego, że jestem dziewczyną, mam 17 lat i fobię społeczną, która w dość dużym stopniu przyczyniła się do tego, że moje życie jest wegetacją.
Tak więc, fobię społeczną mam odkąd pamiętam (tj. mniej więcej od przedszkola). Nie wiem dokładnie, co przyczyniło się do jej powstania, bo miałam raczej, jak to się mówi potocznie, szczęśliwe dzieciństwo. Może i byłam wychowywana trochę po wojskowemu, ale nie było to jakieś straszne wychowanie.
Z samego przedszkola niewiele pamiętam, ale sądząc po zdjęciach, wtedy jeszcze byłam normalna. Tak naprawdę problem pojawił się, kiedy zmieniłam miejsce zamieszkania i zaczęłam chodzić do szkoły. Oczywiście na początku było normalnie, bo nikt nikogo nie znał, itd., ale później zaczęły się tworzyć tzw. grupki przyjaciół, bądź też cluby posiadaczy Vansów (których zresztą nie miałam, więc nie mogłam być "cool" itp. ) Grupki te przerodziły się z czasem w większe grupki, ale ja oczywiście do nich nie należałam. Przerwy w szkole spędzałam i nadal spędzam samotnie, siedząc na korytarzu, czytając książki (udaję, że czytam), słuchając muzyki (udaję, że słucham), pisząc sms - y (udaję, że piszę, bo przecież nie mam do kogo). Ogólnie odczuwam ciągły lęk, więc jeśli nie robię którejś z powyższych czynności, po prostu włóczę się po korytarzach, czekając na ten nieszczęsny dzwonek na lekcje.
Ogólnie moim problemem jest szkoła - w niej przeżywam największy stres. Na spotkania i imprezy i tak nie chodzę, więc nie ma o czym mówić Boli mnie to, że nikt w moim otoczeniu mnie nie rozumie, a kiedy już sprawia takie pozory, okazuje się, że chce mnie do czegoś wykorzystać (np. odrobić za niego pracę domową i tym podobne sprawy). W dodatku ostatnio mam wrażenie, że ludzie mnie nie widzą Nie mówią mi : "Cześć", rozmawiają ze mną sporadycznie, a i tak są to rozmowy w stylu formalnym, czyli na przykład , czy pożyczę ołówek, cyrkiel, dam na chleb itp.) W sytuacjach społecznych czuję się jak robot, kontroluję prawie każdy ruch, co sprawia, że po całym dniu w szkole, jestem wykończona. Do tego wiecznie czuję na sobie spojrzenia innych ludzi, co oczywiście jest moim urojeniem.
W ludziach denerwuje mnie to, że są fałszywi i pozbawieni empatii (oczywiście nie wszyscy), z moich obserwacji wynika, że traktują mnie jak piąte koło u wozu, jak miotłę, którą, kiedy się pozamiata, można odstawić w kąt.