09 Cze 2016, Czw 23:47, PID: 550048
No więc tak. Piszę, ponieważ mam ze sobą duże problemy, mam dopiero 22 lata. Od dłuższego czasu (5 lat) zmagam się z problemami z pamięcią, śmiałością, rozmową i ogólnie z motywacją. Nie mam tak jakby dostępu do swojej bazy pamięciowej. Wszystko mi umyka, muszę się dłuższą chwilę skupić, aby wydobyć coś z pamięci, niekiedy z marnym skutkiem. Przekazu słownego wcale nie łapię, jak dla mnie przekazywane w ten sposób informacje są zbyt szybkie, żebym mógł je zarejestrować. To się tyczy luźnej rozmowy, czy wykładów na uczelni. Np. po wykładzie nie jestem w stanie streścić o czym był, a nawet powiedzieć samego tematu. Tak samo jest z wnioskami, nie udaje mi się logicznie myśleć i wywnioskować czegoś. Przyjmuję wszystko jako prawdę, ktoś mi coś mówi a ja na to „ok” rozumiem informację, ale nie wiem co mam na nią odpowiedzieć. Ale gdy w rozmowie pada informacja na mój temat, czyjaś obietnica, albo na coś związanego ze znajomymi, jakieś ploty czy coś to pamiętam to długo Jak się czegoś nauczę to tylko chwilowo, albo na zasadzie, że czytałem to i mi się przypomina gdy są testy, a na normalne otwarte zadanie nie było by mowy odpowiedzieć, nawet gdy jest proste, no chyba, że mam gotowe pytania, to wtedy też jest ciężko, ale już coś się da napisać. Ogólnie to zapomniałem wszystkiego z całej mojej wcześniejszej edukacji, pojęć historycznych (nawet tych podstawowych jak odzyskanie przez Polski niepodległości, czy królów PL), nie wiem gdzie jakie miasta leżą, gdzie jaka rzeka płynie. Matematyka mi nie sprawiała problemu, bo były wzory, których trzeba się było wykuć i potem rozwiązywać zadania ze schematu, choć teraz zapomniałem wszystkiego.
Teraz wypiszę wszystkie moje dolegliwości, a potem dodam co nieco. Więc: brak własnego zdania, opinii czy osądu na dany temat, nie potrafię sklecić dłuższej wypowiedzi (słownej), mówię krótkie i proste zdania, raczej sam przekaz informacji a nie rozmowa, nie umiem uargumentować mojego twierdzenia, po prostu tak bo tak, bo takie mam przeczucie i myślę, że właśnie tak jest prawidłowo, ale nie wiem dlaczego, zapominam co czytałem przed sekundą, treści książek też wylatują z głowy w tempie ekspresowym, zapominam własnych myśli, tak jak się zapomina sen to ja mam z myślami, nie umiem nic konkretnie streścić, zapominanie słów – mam je na końcu języka, coś jak afazja, zacinanie się i zapominanie podstawowych słów, pustka w głowie, trudno mi znaleźć synonimy, nie wiem jak ze sobą wewnętrznie rozmawiać, wycofanie społeczne, przejmowanie się opinią innych, nie umiem czerpać radości z życia. Mam też dziwne drżenia mięśni, takich pojedynczych włókien i drżenie rąk. Tu osoby które nie chcą się dalej w tekst zagłębiać to mogą przejść do ostatniego akapitu i poratować mnie radą, ponieważ w dalszej części rozwijam to co napisałem powyżej, a wytrwałych czytelników zapraszam do dalszej zabawy i lektury, z której można się będzie troszkę pośmiać.
Z rozmową jest największy problem i tu mnie najbardziej boli, ponieważ jestem w miarę atrakcyjnym i wysportowanym mężczyzną, sporo osób mi mówiło, że jestem przystojny, dbam o swoje ciało, itp. Ale najgorsza jest blokada. Nie wiem zupełnie jak mam rozmawiać z kimś obcym, a szczególnie z kobietami. Wychodzę z głupiego założenia, że nic mnie nie obchodzi czyjeś życie, czyjeś problemy, ale chciałbym się tym zainteresować, ale po prostu nie mogę, zagmatwane to. Mogę z kimś rozmawiać tylko o aktualnej sytuacji, czyli o studiach z osobami na studiach i o pracy z osobami z pracy, to jest strasznie nudne i już wyczerpały mi się tematy i za bardzo nie ma o czym gadać, bo zainteresowań też nie mam z wyjątkiem sportu, ale ile można gadać o siłowni, po za tym ćwiczę tylko z nudów, żeby nie siedzieć cały czas w domu. Z początku myślałem że to po prostu nieśmiałość, ale to musi być coś więcej, bo nie jestem normalny. Zapominam podstawowych słów w rozmowie, nie kończę swojej wypowiedzi, choć wiem co mam na myśli, ale nie potrafię tego ubrać w słowa, nie umiem wyrazić swoich emocji, tego jak się czuję. Po prostu określam to, że albo jest mi źle albo dobrze, albo smutny, wesoły lub neutralny. W myślach często przeklinam i to mi się pierwsze nasuwa na język, gdy coś mi się stanie, albo usłyszę jakąś informacje. W rozmowach 1-1 jest słabo, bo ja zazwyczaj nie mam roli wiodącej, tylko odpowiadam na pytania, zdawkowo zresztą. Każda moja rozmowa wydaje się być sztuczna. Jak nie wiem co powiedzieć to uśmiecham się jak debil, albo mówię: mówię „co? naprawdę?”, co za patologia. Pytania sam nie zadam jak to nie jest coś związanego ze studiami czy pracą. Nie umiem rozmawiać na powszechne tematy, nie znam głównych nazwisk ludzi związanych z polityką, nie rozumiem w ogóle tej dziedziny, nie wiem co dla mnie dobre, jakie poczynania są złe a jakie dobre. Wychodzę na głąba, wolę powiedzieć „Nie wiem”. Albo na wykładach czy ćwiczeniach udaję niezainteresowanego, tak aby nikt się nie zorientował, że nie pamiętam co mówił wykładowca przed chwilą. Też w kłótniach czy debatach nie wiem co mam odpowiedzieć, jak ktoś mnie słownie atakuje to też albo nie mówię nic, patrzę się z gniewem i nienawiścią, albo to olewam. Nie potrafię powiedzieć szybkiej riposty.
Nie mam też myśli. Czasami mam tak, że o niczym nie myślę, nie rozwiązuje swoich problemów sam ze sobą, bo nie potrafię. Jedyne co mnie cały czas nachodzi to to, że muszę zmienić swoje życie, albo inna natarczywa myśl – muszę mieć dziewczynę. Ale jak to sobie wyobrażam to myślę i stwierdzam, że nie mam szans, jak nie będę mógł dziewczyny czymś zabawić, porozmawiać z nią, pocieszyć, pośmiać. To nie byłby związek na długą metę, nie mówię tu o sobie tylko o innej dziewczynie, bo ja sam sobie nie dałbym takiej szansy, wiem że nikt nie byłby ze mną szczęśliwy, a ja się boję tego co może osoba wyjawić o mnie innym ludziom, dlatego też rzadko otwieram się przed innymi, a konkretniej to wcale się nie otwieram. Tyle mam obaw no i przez to jestem nieszczęśliwy, czuję, że życie ucieka mi sprzed nosa i już nie powróci, a okres studiów i liceum powinien być najlepszy w życiu, a jednak u mnie niestety to było wielkie rozczarowanie.
A już największa żenada jest w trakcie rozmowy w grupie, a szczególnie z osobami których mało znam. Wtedy siedzę cicho i od czasu do czasu się śmieję jak wszyscy to robią. W takiej sytuacji najbardziej wkurza mnie jak ktoś się pyta, dlaczego się nie odzywam, wtedy mam chęć mu przywalić. A staję się czerwony i zazwyczaj nic nie odpowiadam, ale na imprezach mogę to zwalić na alkohol lub co innego. Tak chodzę na imprezy, żeby jakoś się przemóc, myślę że coś może we mnie się przekręci i stanę się normalny, ale nie widzę rezultatów. Wstydzę się też tego, że nie umiem tańczyć i tego nie robię i z tego względu uważają mnie za drętwusa i dziwaka.
Żyję w błędnym przekonaniu, że wszyscy na mnie zwracają uwagę, jak ktoś się zaśmieje to myślę że to ze mnie, jak coś pokazują, to myślę, że na mnie, jakaś paranoja. Idąc przez ulicę wydaje mi się, że ludzie na mnie patrzą i czuję się nieswojo, a jak już jakaś ładna dziewczyna na mnie spojrzy to myślę, że zapadnę się pod ziemię, a jak jeszcze do tego się uśmiechnie, to prawie wzywam straż pożarną ze wstydu. Mam tak, że układam sobie jakiś plan w głowie, np. co powiem jakiejś koleżance na najbliższym spotkaniu, ale nic z tego nie wychodzi, bo wszystko zapominam, przy kobietach tracę głowę, ale tylko przy tych atrakcyjnych, o każdej która do mnie zagada, wyobrażam sobie jak by to było być z nią razem i zawsze mam jakąś nadzieję, ale nigdy nie potrafię zrobić kroku w przód i zaryzykować. Obawiam się poniżenia i odtrącenia, tak, że koniec końców zostaję bierny i samotny. Kiedyś, bardzo ładna dziewczyna chciała się ze mną spotkać, ale nie dałem rady i odpuściłem sobie nawet do niej nie zagadując gdy miałem okazję i udawałem, że jej nie znam, bo z góry założyłem że mi nie wyjdzie i się tylko skompromituję. Tak samo dzwoniąc do innej, która mi się od dłuższego czasu podobała, zbierałem się na telefon tydzień, a tego samego dnia zwlekałem z telefonem 3 godziny (tak to nie jest przesada), trzymając go i walcząc ze sobą. W trakcie dzwonienia serce waliło mi jak zwariowane, a jak odebrała to mało brakowało a dostałbym zawału, moja radość była wielka, gdy się zgodziła spotkać, rozmowa była krótka i niewiele co potrafiłem wydukać, wcześniej wszystko napisałem sobie na kartce. Nie muszę chyba pisać, że spotkanie zakończyło się fiaskiem. I to był jedyny raz kiedy się z kimś z własnej inicjatywy umówiłem. Mam też problem z patrzeniem w oczy, nie wiem ile jest za długo a ile za krótko i wolę unikać kontaktu wzrokowego. Cały czas mam nadzieję, że trafię na kogoś właściwego, bez własnej ingerencji, miałem taką okazję ale tego nie wykorzystałem! WTF? Teraz też poznałem kogoś, ale obawiam się, że jak się zorientuje jaki jestem i że za bardzo nie ma o czym ze mną gadać to straci zainteresowanie, a to jest tylko kwestia czasu, a nie chcę znowu być na pozycji przegranej. Często żałuję że nie miałem odwagi, ale cały czas popełniam te same błędy. Tak wiem kretynizm.
Jest coraz gorzej jestem pesymistycznie nastawiony do wszystkiego, nic mi się nie chce i na nic nie mam siły. Chciałem się bardziej uczyć, ale jak coś mi nie wychodzi to wmawiam sobie, że nie mam szans, tak samo jest z powtórkami, nie chcę czegoś powtarzać, bo nie chcę sie zawieść na swojej pamięci, co też jest błędnym kołem, bo wiem że jest słaba, a nie chcę jej trenować – kolejna paranoja. Samemu jest mi to ciężko zrozumieć naprawdę. Od dłuższego czasu jestem przygnębiony i zniechęcony do życia, ponieważ same zawody mi sprawia, myślę że jest mała nadzieja na wyjście z takiego doła.
Z orientacją w terenie też jest słabo, nie znam podstawowych ulic i lokalizacji w swoim mieście, choć mam z nimi styczność, nigdy nie wiem jak dojechać, muszę używać wiecznie GPSa, bo inaczej jestem jak ślepiec w labiryncie. Jak mi się rozładuje to kaplica, nie potrafię wrócić tą samą drogą.
Uważam swoje życie za stracone, nie nie mam myśli samobójczych, odrzuca mnie taka wizja, boję się śmierci, ponieważ cały czas liczę na jakąś poprawę, wmawiam sobie, że może być lepiej, ale lata lecą i obawiam się o swoją przyszłość w życiu zawodowym, osobistym i społecznym. Ponieważ wiem, że po ukończeniu studiów nikt nie będzie się ze mną kontaktował, ponieważ tak jest w przypadku ludzi z gimnazjum czy liceum, więc mogę zostać sam jak palec a ta wizja mi się nie uśmiecha, chciałbym mieć kogoś bliskiego sercu i zaufanego, ponieważ na rodziców nie mogę liczyć, nie byłem bity ani nic z tych rzeczy, ale po prostu w domu nie doświadczałem miłości i rodzice się mną nie za bardzo interesowali, ok finansowo wszystko było ekstra – nie mogę narzekać miałem wszystko co mi było potrzebne, ale uczuciowo raczej słabo i wyszedłem na takie społeczne zero. Jestem narażony na stres, ale musi być też jakiś inny czynnik. W liceum byłem uzależniony od gier i internetu, może też to spowodowało, że jestem aspołeczniakiem? Ale przecież nawet tacy ludzie potrafią się mądrze i logicznie wypowiadać, dajmy na to nawet dresów, przecież oni o czymś rozmawiają, a duża większość z nich nie grzeszy rozumem, ale coś zawsze mówią, albo teraz wpadł mi do głowy Trybson, no idiota, ale umiał zawsze coś głupio-śmiesznego powiedzieć i miał powodzenie. Przeczytałem już bardzo dużo postów szukając odpowiedzi na moje dolegliwości i pytania, ale nie mogłem znaleźć nic sensownego. Odpowiedzi typu: „Nie przejmuj się, bądź sobą”, „Wszystko przyjdzie z czasem, później będzie lepiej”. Są nie na miejscu, ponieważ ja nienawidzę swojego charakteru i gardzę tym i nie chcę być sobą, bo w głębi duszy czuję że jestem kimś innym, tylko uwięzionym w sobie (co dodam to mój wygląd zupełnie nie pasuje do mojego charakteru) i nic nie przyjdzie z czasem, bo już czekam na to 5 lat, a przede mną Sahara. Prosiłbym o jakieś rady, jakieś wskazówki co do diagnozy (bo będąc u psychologa też nie za wiele co mogę powiedzieć, byłem 2 razy u jednej z NFZ, ale to strata czasu), może jakieś fajne tabletki polecacie, choć bardziej się skłaniam do terapii, może doradzicie jaka jest najskuteczniejsza dla mojego przypadku? Albo może jest ktoś kto był w takiej samej sytuacji i wyszedł zwycięsko z tego? Naprawdę potrzebuję porad, ponieważ moje życie to jest piekło i jedno wielkie nieporozumienie. Tasiemiec wyszedł mi ogromny, gratuluję tym, co dotrwali do końca, nigdy bym nie powiedział tego co właśnie napisałem. Rozmowa zajęłaby mi góra 2 minuty, a pisałem to z 3h, bo zapominałem niektórych słów i musiałem je sobie przypominać. A napisałem to, bo w internecie jestem anonimowy (chyba) innej osobie nigdy bym tego nie powiedział. Dzięki za poświęcony czas i czekam na wskazówek. Najgorsze co może spotkać człowieka to brak pamięci i umiejętności werbalnych.
Teraz wypiszę wszystkie moje dolegliwości, a potem dodam co nieco. Więc: brak własnego zdania, opinii czy osądu na dany temat, nie potrafię sklecić dłuższej wypowiedzi (słownej), mówię krótkie i proste zdania, raczej sam przekaz informacji a nie rozmowa, nie umiem uargumentować mojego twierdzenia, po prostu tak bo tak, bo takie mam przeczucie i myślę, że właśnie tak jest prawidłowo, ale nie wiem dlaczego, zapominam co czytałem przed sekundą, treści książek też wylatują z głowy w tempie ekspresowym, zapominam własnych myśli, tak jak się zapomina sen to ja mam z myślami, nie umiem nic konkretnie streścić, zapominanie słów – mam je na końcu języka, coś jak afazja, zacinanie się i zapominanie podstawowych słów, pustka w głowie, trudno mi znaleźć synonimy, nie wiem jak ze sobą wewnętrznie rozmawiać, wycofanie społeczne, przejmowanie się opinią innych, nie umiem czerpać radości z życia. Mam też dziwne drżenia mięśni, takich pojedynczych włókien i drżenie rąk. Tu osoby które nie chcą się dalej w tekst zagłębiać to mogą przejść do ostatniego akapitu i poratować mnie radą, ponieważ w dalszej części rozwijam to co napisałem powyżej, a wytrwałych czytelników zapraszam do dalszej zabawy i lektury, z której można się będzie troszkę pośmiać.
Z rozmową jest największy problem i tu mnie najbardziej boli, ponieważ jestem w miarę atrakcyjnym i wysportowanym mężczyzną, sporo osób mi mówiło, że jestem przystojny, dbam o swoje ciało, itp. Ale najgorsza jest blokada. Nie wiem zupełnie jak mam rozmawiać z kimś obcym, a szczególnie z kobietami. Wychodzę z głupiego założenia, że nic mnie nie obchodzi czyjeś życie, czyjeś problemy, ale chciałbym się tym zainteresować, ale po prostu nie mogę, zagmatwane to. Mogę z kimś rozmawiać tylko o aktualnej sytuacji, czyli o studiach z osobami na studiach i o pracy z osobami z pracy, to jest strasznie nudne i już wyczerpały mi się tematy i za bardzo nie ma o czym gadać, bo zainteresowań też nie mam z wyjątkiem sportu, ale ile można gadać o siłowni, po za tym ćwiczę tylko z nudów, żeby nie siedzieć cały czas w domu. Z początku myślałem że to po prostu nieśmiałość, ale to musi być coś więcej, bo nie jestem normalny. Zapominam podstawowych słów w rozmowie, nie kończę swojej wypowiedzi, choć wiem co mam na myśli, ale nie potrafię tego ubrać w słowa, nie umiem wyrazić swoich emocji, tego jak się czuję. Po prostu określam to, że albo jest mi źle albo dobrze, albo smutny, wesoły lub neutralny. W myślach często przeklinam i to mi się pierwsze nasuwa na język, gdy coś mi się stanie, albo usłyszę jakąś informacje. W rozmowach 1-1 jest słabo, bo ja zazwyczaj nie mam roli wiodącej, tylko odpowiadam na pytania, zdawkowo zresztą. Każda moja rozmowa wydaje się być sztuczna. Jak nie wiem co powiedzieć to uśmiecham się jak debil, albo mówię: mówię „co? naprawdę?”, co za patologia. Pytania sam nie zadam jak to nie jest coś związanego ze studiami czy pracą. Nie umiem rozmawiać na powszechne tematy, nie znam głównych nazwisk ludzi związanych z polityką, nie rozumiem w ogóle tej dziedziny, nie wiem co dla mnie dobre, jakie poczynania są złe a jakie dobre. Wychodzę na głąba, wolę powiedzieć „Nie wiem”. Albo na wykładach czy ćwiczeniach udaję niezainteresowanego, tak aby nikt się nie zorientował, że nie pamiętam co mówił wykładowca przed chwilą. Też w kłótniach czy debatach nie wiem co mam odpowiedzieć, jak ktoś mnie słownie atakuje to też albo nie mówię nic, patrzę się z gniewem i nienawiścią, albo to olewam. Nie potrafię powiedzieć szybkiej riposty.
Nie mam też myśli. Czasami mam tak, że o niczym nie myślę, nie rozwiązuje swoich problemów sam ze sobą, bo nie potrafię. Jedyne co mnie cały czas nachodzi to to, że muszę zmienić swoje życie, albo inna natarczywa myśl – muszę mieć dziewczynę. Ale jak to sobie wyobrażam to myślę i stwierdzam, że nie mam szans, jak nie będę mógł dziewczyny czymś zabawić, porozmawiać z nią, pocieszyć, pośmiać. To nie byłby związek na długą metę, nie mówię tu o sobie tylko o innej dziewczynie, bo ja sam sobie nie dałbym takiej szansy, wiem że nikt nie byłby ze mną szczęśliwy, a ja się boję tego co może osoba wyjawić o mnie innym ludziom, dlatego też rzadko otwieram się przed innymi, a konkretniej to wcale się nie otwieram. Tyle mam obaw no i przez to jestem nieszczęśliwy, czuję, że życie ucieka mi sprzed nosa i już nie powróci, a okres studiów i liceum powinien być najlepszy w życiu, a jednak u mnie niestety to było wielkie rozczarowanie.
A już największa żenada jest w trakcie rozmowy w grupie, a szczególnie z osobami których mało znam. Wtedy siedzę cicho i od czasu do czasu się śmieję jak wszyscy to robią. W takiej sytuacji najbardziej wkurza mnie jak ktoś się pyta, dlaczego się nie odzywam, wtedy mam chęć mu przywalić. A staję się czerwony i zazwyczaj nic nie odpowiadam, ale na imprezach mogę to zwalić na alkohol lub co innego. Tak chodzę na imprezy, żeby jakoś się przemóc, myślę że coś może we mnie się przekręci i stanę się normalny, ale nie widzę rezultatów. Wstydzę się też tego, że nie umiem tańczyć i tego nie robię i z tego względu uważają mnie za drętwusa i dziwaka.
Żyję w błędnym przekonaniu, że wszyscy na mnie zwracają uwagę, jak ktoś się zaśmieje to myślę że to ze mnie, jak coś pokazują, to myślę, że na mnie, jakaś paranoja. Idąc przez ulicę wydaje mi się, że ludzie na mnie patrzą i czuję się nieswojo, a jak już jakaś ładna dziewczyna na mnie spojrzy to myślę, że zapadnę się pod ziemię, a jak jeszcze do tego się uśmiechnie, to prawie wzywam straż pożarną ze wstydu. Mam tak, że układam sobie jakiś plan w głowie, np. co powiem jakiejś koleżance na najbliższym spotkaniu, ale nic z tego nie wychodzi, bo wszystko zapominam, przy kobietach tracę głowę, ale tylko przy tych atrakcyjnych, o każdej która do mnie zagada, wyobrażam sobie jak by to było być z nią razem i zawsze mam jakąś nadzieję, ale nigdy nie potrafię zrobić kroku w przód i zaryzykować. Obawiam się poniżenia i odtrącenia, tak, że koniec końców zostaję bierny i samotny. Kiedyś, bardzo ładna dziewczyna chciała się ze mną spotkać, ale nie dałem rady i odpuściłem sobie nawet do niej nie zagadując gdy miałem okazję i udawałem, że jej nie znam, bo z góry założyłem że mi nie wyjdzie i się tylko skompromituję. Tak samo dzwoniąc do innej, która mi się od dłuższego czasu podobała, zbierałem się na telefon tydzień, a tego samego dnia zwlekałem z telefonem 3 godziny (tak to nie jest przesada), trzymając go i walcząc ze sobą. W trakcie dzwonienia serce waliło mi jak zwariowane, a jak odebrała to mało brakowało a dostałbym zawału, moja radość była wielka, gdy się zgodziła spotkać, rozmowa była krótka i niewiele co potrafiłem wydukać, wcześniej wszystko napisałem sobie na kartce. Nie muszę chyba pisać, że spotkanie zakończyło się fiaskiem. I to był jedyny raz kiedy się z kimś z własnej inicjatywy umówiłem. Mam też problem z patrzeniem w oczy, nie wiem ile jest za długo a ile za krótko i wolę unikać kontaktu wzrokowego. Cały czas mam nadzieję, że trafię na kogoś właściwego, bez własnej ingerencji, miałem taką okazję ale tego nie wykorzystałem! WTF? Teraz też poznałem kogoś, ale obawiam się, że jak się zorientuje jaki jestem i że za bardzo nie ma o czym ze mną gadać to straci zainteresowanie, a to jest tylko kwestia czasu, a nie chcę znowu być na pozycji przegranej. Często żałuję że nie miałem odwagi, ale cały czas popełniam te same błędy. Tak wiem kretynizm.
Jest coraz gorzej jestem pesymistycznie nastawiony do wszystkiego, nic mi się nie chce i na nic nie mam siły. Chciałem się bardziej uczyć, ale jak coś mi nie wychodzi to wmawiam sobie, że nie mam szans, tak samo jest z powtórkami, nie chcę czegoś powtarzać, bo nie chcę sie zawieść na swojej pamięci, co też jest błędnym kołem, bo wiem że jest słaba, a nie chcę jej trenować – kolejna paranoja. Samemu jest mi to ciężko zrozumieć naprawdę. Od dłuższego czasu jestem przygnębiony i zniechęcony do życia, ponieważ same zawody mi sprawia, myślę że jest mała nadzieja na wyjście z takiego doła.
Z orientacją w terenie też jest słabo, nie znam podstawowych ulic i lokalizacji w swoim mieście, choć mam z nimi styczność, nigdy nie wiem jak dojechać, muszę używać wiecznie GPSa, bo inaczej jestem jak ślepiec w labiryncie. Jak mi się rozładuje to kaplica, nie potrafię wrócić tą samą drogą.
Uważam swoje życie za stracone, nie nie mam myśli samobójczych, odrzuca mnie taka wizja, boję się śmierci, ponieważ cały czas liczę na jakąś poprawę, wmawiam sobie, że może być lepiej, ale lata lecą i obawiam się o swoją przyszłość w życiu zawodowym, osobistym i społecznym. Ponieważ wiem, że po ukończeniu studiów nikt nie będzie się ze mną kontaktował, ponieważ tak jest w przypadku ludzi z gimnazjum czy liceum, więc mogę zostać sam jak palec a ta wizja mi się nie uśmiecha, chciałbym mieć kogoś bliskiego sercu i zaufanego, ponieważ na rodziców nie mogę liczyć, nie byłem bity ani nic z tych rzeczy, ale po prostu w domu nie doświadczałem miłości i rodzice się mną nie za bardzo interesowali, ok finansowo wszystko było ekstra – nie mogę narzekać miałem wszystko co mi było potrzebne, ale uczuciowo raczej słabo i wyszedłem na takie społeczne zero. Jestem narażony na stres, ale musi być też jakiś inny czynnik. W liceum byłem uzależniony od gier i internetu, może też to spowodowało, że jestem aspołeczniakiem? Ale przecież nawet tacy ludzie potrafią się mądrze i logicznie wypowiadać, dajmy na to nawet dresów, przecież oni o czymś rozmawiają, a duża większość z nich nie grzeszy rozumem, ale coś zawsze mówią, albo teraz wpadł mi do głowy Trybson, no idiota, ale umiał zawsze coś głupio-śmiesznego powiedzieć i miał powodzenie. Przeczytałem już bardzo dużo postów szukając odpowiedzi na moje dolegliwości i pytania, ale nie mogłem znaleźć nic sensownego. Odpowiedzi typu: „Nie przejmuj się, bądź sobą”, „Wszystko przyjdzie z czasem, później będzie lepiej”. Są nie na miejscu, ponieważ ja nienawidzę swojego charakteru i gardzę tym i nie chcę być sobą, bo w głębi duszy czuję że jestem kimś innym, tylko uwięzionym w sobie (co dodam to mój wygląd zupełnie nie pasuje do mojego charakteru) i nic nie przyjdzie z czasem, bo już czekam na to 5 lat, a przede mną Sahara. Prosiłbym o jakieś rady, jakieś wskazówki co do diagnozy (bo będąc u psychologa też nie za wiele co mogę powiedzieć, byłem 2 razy u jednej z NFZ, ale to strata czasu), może jakieś fajne tabletki polecacie, choć bardziej się skłaniam do terapii, może doradzicie jaka jest najskuteczniejsza dla mojego przypadku? Albo może jest ktoś kto był w takiej samej sytuacji i wyszedł zwycięsko z tego? Naprawdę potrzebuję porad, ponieważ moje życie to jest piekło i jedno wielkie nieporozumienie. Tasiemiec wyszedł mi ogromny, gratuluję tym, co dotrwali do końca, nigdy bym nie powiedział tego co właśnie napisałem. Rozmowa zajęłaby mi góra 2 minuty, a pisałem to z 3h, bo zapominałem niektórych słów i musiałem je sobie przypominać. A napisałem to, bo w internecie jestem anonimowy (chyba) innej osobie nigdy bym tego nie powiedział. Dzięki za poświęcony czas i czekam na wskazówek. Najgorsze co może spotkać człowieka to brak pamięci i umiejętności werbalnych.