18 Paź 2008, Sob 11:50, PID: 79118
Hmm..do fobii się przyzwyczaiłam, zaakceptowałam- to fakt..Lecz czy byłabym w stanie zaakceptować to,że tak po prostu musi być,że cholernie się denerwuje i jednym słowem wyglądam jak idiotka gdy zwracam się do ludzi jąkając się drżąc ze strachu?Nie mam wyjścia, zaakceptować to muszę bo ot tak niestety się nie wyleczę..Gdzieś tam w podświadomości zdaję sobie sprawę,że tak naprawdę nie ma czego się bać,czym przejmować, źle mi pójdzie?- trudno.Problem jest w tym,że gdy nadchodzi np. moment wygłaszania czegoś publicznie to przestaje "trzeźwo"myśleć.Myśli typu "nie przejmuj się, jest dobrze" nagle gdzieś uciekają,zaczynam panikować,oddech staje się coraz szybszy a w głowie chaos totalny.Sądzę,że akceptacja strachu przed sytuacją "w której widzimy siebie zestresowanych i zalęknionych" wymaga pewnego kunsztu..Akceptacja w takim sensie,że gdy nadchodzi moment dla nas np.wygłaszania czegoś potrafimy zachować trzeźwość umysłu i zapanować nad lękiem..Ja nie potrafię to jest silniejsze ode mnie.