12 Paź 2016, Śro 23:49, PID: 584537
Ja mam właściwie większy problem z rysem unikającym niż z fobią społeczną jako taką. Moim głównym problemem jest to, że dostrzegam i wyczuwam porzucenie w prawie każdym geście i zachowaniu drugiego człowieka. Nie odpisze na maila w przeciągu dziesięciu minut - porzuca mnie. Odpisze zbyt lakonicznie - porzuca. Spojrzy w odwrotna stronę o jeden raz za dużo - porzuca, zbyt długo rozmawia z kimś innym - porzuca.... i koniec, dramat, panika, mam dość, złoszczę się w duszy, albo rozpaczam, bo wszystko się kończy, umiera, zostaję sama, odrzucona i byle jaka. Napisałam post w temacie powitalnym i nikt nie odpowiedział - porzucona i byle jaka, koniec, rozpacz :-P mam już trochę dystansu do takich zwykłych sytuacji jak na forum (chociaż kto wie, czy długo zostanę, czy nie ucieknę w którymś momencie, bo ktoś nie odpisze po trzech minutach na moją wiadomość...postaram się zostać), ale w bliższych relacjach, np. damsko-męskich jest źle i ciężko.
Trudno to wytrzymać w milczeniu i trwać dalej w relacji, jakby nic się nie stało, a z drugiej strony trudno też innych ludzi wokół mnie zalewać i obciążać moim kłopotem, w końcu oni nic złego nie robią, to moja wizja... Mogę człowiekowi powiedzieć raz "wiesz co, strasznie boję się porzucenia", żeby wiedział, że czasem mogę dziwnie zareagować, ale nie mogę za każdym razem jak mi się lęk włączy o tym gadać i gadać... bo kto to wytrzyma, jak ja sama ledwo to wytrzymuję.
Może ktoś z Was ma podobnie?
Trudno to wytrzymać w milczeniu i trwać dalej w relacji, jakby nic się nie stało, a z drugiej strony trudno też innych ludzi wokół mnie zalewać i obciążać moim kłopotem, w końcu oni nic złego nie robią, to moja wizja... Mogę człowiekowi powiedzieć raz "wiesz co, strasznie boję się porzucenia", żeby wiedział, że czasem mogę dziwnie zareagować, ale nie mogę za każdym razem jak mi się lęk włączy o tym gadać i gadać... bo kto to wytrzyma, jak ja sama ledwo to wytrzymuję.
Może ktoś z Was ma podobnie?