25 Paź 2016, Wto 19:06, PID: 588821
Witam. Ostatnio mam problem z moją przyjaciółką. Wydaje mi się że ona nie lubi spędzać ze mną czasu i nie chce mnie widywać. Ale może zacznę od początku.
Mieszkam za granicą, razem z moimi rodzicami, od czterech lat. Zawsze byłam osobą bardzo nieśmiałą, ale odkąd wyjechaliśmy to jeszcze bardziej zamknęłam się w sobie. Wiadomo, bariera językowa, trochę inna kultura... W dodatku w szkole ciągle wszyscy mi dokuczali. Czułam się mega samotna i było ze mną źle, bo zaczęłam mieć myśli samobójcze i cięłam się. Rodzice zabrali mnie do psychologa który zdiagnozował u mnie fobie społeczną i depresję. Ja jednak udawałam że wszystko jest w porządku i nie chciałam się leczyć. I jakoś wytrzymałam w tej szkole do końca gimnazjum. Co prawda z nikim nie udało mi się zaprzyjaźnić, ale przynajmniej nauczyłam się języka.
Potem zaczęłam liceum i poszłam do nowej szkoły. Chciałam się z kimś zaprzyjaźnić, i w pewnym sensie udało się. Mam kilka znajomych, i wspominaną, bliższą mi przyjaciółkę. Teraz mam z kim pogadać w szkole i nie siedzę sama na przerwach, ale w weekendy wciąż jestem samotna. Kilka razy gdzieś wyszłyśmy, ona była ze 3 razy u mnie w domu, ale do siebie nigdy mnie nie zaprosiła. To ja zawsze gdzieś proponuje wyjście, a ona zwykle mówi: "Nie wiem czy będę mogła, jeszcze ci powiem". I zwykle okazuje się że nie może. Też nie chcę się narzucać, bo nie chcę stracić jedynej bliższej przyjaciółki, ale jest mi trochę przykro z tego powodu. Ona też jest dosyć nieśmiała i nie ma wielu znajomych (przynajmniej tak mi się wydaje, bo nigdy nie opowiada o żadnych swoich znajomych). I ciągle spędza czas ze swoją rodziną. W każdy weekend widuje się ze swoimi kuzynkami, które mają po kilka lat, idzie do swoich dziadków, cioć... Jasne, rodzina jest ważna, ale znajomi chyba też?Też jej trochę zazdroszczę tego, bo ja moją rodzinę widuję raz, lub dwa razy w roku. Czuję się trochę odrzucona. Oczywiście też nie chcę, żeby poświęcała mi 100% swojej uwagi, ale uważam że mogłybyśmy się spotkać czasami w weekend i pójść do kina albo gdzieś indziej.
Ale jak jej coś proponuję i ona mi odmawia, to ona nic sama nie zaproponuje. Gdyby mi ktoś zaproponował wyjście, a ja bym nie mogła, to zaproponowałabym inny dzień na spotkanie. A ona mówi że nie może i koniec rozmowy. Po tych wszystkich odmowach już nie chcę się jej pytać, ale nie mam z kim wyjść do miasta, i mam dość siedzenia samotnie we wszystkie weekendy.
Uważacie że powinnam dalej próbować czy dać sobie spokój i nie widywać się z nią poza szkołą?
Mieszkam za granicą, razem z moimi rodzicami, od czterech lat. Zawsze byłam osobą bardzo nieśmiałą, ale odkąd wyjechaliśmy to jeszcze bardziej zamknęłam się w sobie. Wiadomo, bariera językowa, trochę inna kultura... W dodatku w szkole ciągle wszyscy mi dokuczali. Czułam się mega samotna i było ze mną źle, bo zaczęłam mieć myśli samobójcze i cięłam się. Rodzice zabrali mnie do psychologa który zdiagnozował u mnie fobie społeczną i depresję. Ja jednak udawałam że wszystko jest w porządku i nie chciałam się leczyć. I jakoś wytrzymałam w tej szkole do końca gimnazjum. Co prawda z nikim nie udało mi się zaprzyjaźnić, ale przynajmniej nauczyłam się języka.
Potem zaczęłam liceum i poszłam do nowej szkoły. Chciałam się z kimś zaprzyjaźnić, i w pewnym sensie udało się. Mam kilka znajomych, i wspominaną, bliższą mi przyjaciółkę. Teraz mam z kim pogadać w szkole i nie siedzę sama na przerwach, ale w weekendy wciąż jestem samotna. Kilka razy gdzieś wyszłyśmy, ona była ze 3 razy u mnie w domu, ale do siebie nigdy mnie nie zaprosiła. To ja zawsze gdzieś proponuje wyjście, a ona zwykle mówi: "Nie wiem czy będę mogła, jeszcze ci powiem". I zwykle okazuje się że nie może. Też nie chcę się narzucać, bo nie chcę stracić jedynej bliższej przyjaciółki, ale jest mi trochę przykro z tego powodu. Ona też jest dosyć nieśmiała i nie ma wielu znajomych (przynajmniej tak mi się wydaje, bo nigdy nie opowiada o żadnych swoich znajomych). I ciągle spędza czas ze swoją rodziną. W każdy weekend widuje się ze swoimi kuzynkami, które mają po kilka lat, idzie do swoich dziadków, cioć... Jasne, rodzina jest ważna, ale znajomi chyba też?Też jej trochę zazdroszczę tego, bo ja moją rodzinę widuję raz, lub dwa razy w roku. Czuję się trochę odrzucona. Oczywiście też nie chcę, żeby poświęcała mi 100% swojej uwagi, ale uważam że mogłybyśmy się spotkać czasami w weekend i pójść do kina albo gdzieś indziej.
Ale jak jej coś proponuję i ona mi odmawia, to ona nic sama nie zaproponuje. Gdyby mi ktoś zaproponował wyjście, a ja bym nie mogła, to zaproponowałabym inny dzień na spotkanie. A ona mówi że nie może i koniec rozmowy. Po tych wszystkich odmowach już nie chcę się jej pytać, ale nie mam z kim wyjść do miasta, i mam dość siedzenia samotnie we wszystkie weekendy.
Uważacie że powinnam dalej próbować czy dać sobie spokój i nie widywać się z nią poza szkołą?