Wiesz co, to jest jedno z tych pytań, gdzie nie ma na to jednej odpowiedzi. Jeden stwierdzi "o, mam fobię", wzruszy ramionami, i będzie starał się z tym jakoś żyć, raz mu będzie szło lepiej, raz gorzej, będzie go gryzła depresja, ale w sumie nie ruszy żadnych terapii i leków, i czasem nawet będzie szczęśliwy, poradzi sobie. A drugi za to bez leków czy terapii zostanie tak złamany i tak bardzo się zapadnie w sobie, że jak go ktoś nie napakuje psychotropami to się rzuci pod tramwaj.
Wszystko pewnie zależy, w jakim natężeniu mamy tę fobię, czy sobie generalnie radzimy z takimi rzeczami, i takie tam różne. Ta przypadłość to jednak takie paskudztwo, że nie bardzo da się do tego przyłożyć linijkę i traktować wszystkich jedną miarą.
A skoro już zadałeś takie pytanie, to pewnie coś jest na rzeczy i ciężko Ci z tym wytrzymać. Więc jeśli odpowiedź, której potrzebowałeś, brzmi mniej więcej tak: "są osoby, którym to pomogło, albo wręcz uratowało życie", to proszę, oto ona.
No właśnie, wiele zależy od tego czy potrafisz radzić sobie z problemami. Też nie musisz od razu brać leków, jeżeli pójdziesz do samego psychologa to pewnie będziesz mógł wspomagać się tylko terapią. Gorzej jak sobie nie radzisz i siedząc w domu tylko pogarszasz swoje fobiczne stany.
Moim zdaniem z wiekiem jest lepiej w tym sensie, że rzeczy, które kiedyś przyprawiały Cię o rozpacz ("nie odezwałem się na spotkaniu, jaki ja jestem beznadziejny") zaczynasz akceptować i niejako "wliczać je w koszty" ("nie odezwałem się na spotkaniu - no trudno mam FS, nic na to nie poradzę"). Wiem że to mało krzepiąca odpowiedź, dlatego teraz napiszę lepszą. Otóż spróbuj terapii Richardsa. Nie ma ona na pewno skuteczności rzędu 100%, ale na pewno może pomóc. W moim przypadku jak najbardziej działa - nie jest to jeszcze stałe i utrwalone, ale mam dzięki niej przebłyski tej mitycznej normalności. W tym stanie życie wydaje się piękne i niemalże trywialnie proste. Masz wtedy wrażenie, że świat robi wszystko, aby Cię wspierać, a ludzie wokół są przyjaciółmi, a nie obiektami potencjalnie generujacymi zagrożenie. Jeżeli wielu ludzi żyje w tym stanie permanentnie (od urodzenia?) to wcale nie dziwie się, że uważają, iż życie jest piękne. Nie wiem czy może u Ciebie zadziałać jak u mnie, ale warto spróbować. Możesz też skorzystać z leków SSRI, tylko wyrzuć wcześniej ze swojego słowniką tą groźnie brzmiącą nazwę "psychotropy", bo będziesz się tylko demotywował tym magicznym słówkiem (często spotykane na tym forum).
Dla mnie ta walka jest zdecydowanie zbyt mozolna. Niby widzę, że zrobiłem jakiś tam krok na przód bo wkładam w to ogromną pracę. Przełamałem się przed wstydem do kobiet, telefonami, itp jednak dalej stworzenie jakiejś sensownej znajomości czego mi strasznie potrzeba to już za dużo. Obawiam się, że w takim tempie całe życie przeleci mi zanim będę mógł powiedzieć, że jestem pełnowartościową osobą w społeczeństwie.
Leczyłem się do czasu ukończenia szkoły, ale poprawa była niewielka. Od tamtej pory fobia nasiliła się znów do stopnia uniemożliwiającego funkcjonowanie i próby robienia społecznych rzeczy, jak wchodzenie w interakcje z ludźmi, chyba pogłębiają ten stan.
mnie pomogło "wyjście na żywioł" tzn. zdanie sobie sprawy, że ludzie w sumie nie obchodzi twoja persona i mają swoje sprawy na głowie. Spojrzą, odwrócą głowę i zapomną.
Dzięki takiemu podejściu można się bardziej wyluzować i być bardziej pewnym siebie.
na pewno wiem, że izolowanie się od ludzi i świata na pewno pogłębia moje objawy i potem jest jeszcze gorzej. Co mam przez to na myśli?
Regularnie wychodź żeby mieć chociaż to obycie z ludźmi (nie musisz od razu rozmawiać). Prowadź uporządkowany tryb życia:
nie siedź do póżna w nocy np. przy grach kradziejach czasu - chodź spać o regularnych porach z drobnymi wyjątkami
zacznij uprawiać sport albo jakiś trening żeby wydzielić hormony szczęścia. Za dużo kilogramów? biegaj za małe bicki? ćwicz
Oczywiście że można ale to trzeba samemu w to uwierzyć i próbować i walczyć. No i się nie poddawać i nie przejmować porażkami. W jaki sposób Ty walczyłeś z fobią, problemami? Ja np. starałem się wychodzić gdzieś ze znajomymi, samemu inicjować takie spotkania. Powinieneś spróbować tego samego. Zaproś czasem znajomego na piwo albo po prostu idź z nim pogadaj.
Pracujesz? Studiujesz? Wychodzisz z domu? Bo bez leków tylko wychodzeniem do ludzi możesz pokonać fobię i strach przed nimi.
Nie mam dokąd wychodzić, na studiach pewnie nie mogło mi pójść gorzej, uciekłem chwile przed pierwszymi zajęciami i nie widzę już sensu tam wracać. Z drugiej strony wiem już czego spodziewać się będąc wśród ludzi i następnym razem mogę przygotować się mentalnie na najgorsze.
(01 Maj 2017, Pon 3:16)youtyan napisał(a): Czy można poradzić sobie bez farmakoterapii, czy jednak z wiekiem będzie tylko gorzej?
Jeżeli nic nie robisz, by fobię wyciszyć, obniżyć jej nasilenie to niestety prawda jest taka, że fobia społeczna będzie się zwiększać. Fobia związana jest z unikaniem sytutacji wywołujących lęk, a to unikanie powoduje jej wzmacnianie i kolejne unikanie a to powoduje jej wzmocnienie .... i tak wkółko. Fobia trwająca latami, z którą się nic nie robi powoduje często depresję.
To czy musisz przyjmować leki nie - nie mi oceniać, jednak fachowa literatura podkreśla, że działanie leków w fobii społecznej neistety nie jest imponujące - one nie leczą fobii. Wielu określa ich działanie jako "kosmetyczne", czyli mniej odczuwanego lęku poprzez niejako jego przytłumienie. Odstawienie leków najczęsciej prowadzi do nawrotu i tych samych lęków
Kiedy leki są zatem przydatne? Np na samym początku terapii, by pacjent wogóle mógł ją robić, przychodzić do terapeuty. NP przydatne niejako jednorazowo w jakiś określonych systuacjach, których pacjent inaczej "nie przeżyje" a które są dla niego bardzo ważne życiowo np. egzamin na prawo jazdy, własny ślub i wesele ...
To co mnie zawsze zadziwiało na tym forum to to że większość osób opisuje swoje objawy, pyta, narzeka jaki swiat jest straszny - i dalej nic z tym nie robi. Chyba licząc na to, że samo przejdzie. A fobia społeczna sama nie przejdzie, sama to się tylko wzmocni