Hmm... ja jestem uznawany za oryginała, freaka, kogoś bardzo dziwnego i... przerażającego kiedy tak siedzę sobie na schodach i obserwuję xD
Oryginała dlatego, że zamiast usiłować podciągnąć swoją inteligencję będąc w społeczeństwie, dostosowuję się do niej i zachowuję się... bardzo odstając od normy miejscami [;
Jak się ludzie dowiedzą jak ze mną źle i jaki jestem beznadziejny to będę miał przesrane , lepiej się zabić. Mam ostre zaburzenia lękowe , nerwice , depresje do tego jestem imbecylem nie mogę się na niczym skupić .itd. . Mam silne zaburzenia i najbardziej mi ciąży to że ludzie się dowiedzą.
Mam 30 lat i nie cały rok przepracowany. Posiedzę trochę w domu przestaje myśleć o problemach i w końcu chcę iść do roboty a tam wracają wszystkie moje koszmary i po jednym góra kilku dniach rezygnuje z pracy łapię doła z obawy że ludzie się dowiedzą i że coś odp****olę , się skompromituje . Cieszcie się że nie jest z wami jeszcze tak źle. Nie długo się dowiedzą ile można ludzi oszukiwać.
ale są też tacy, którzy nie wierzą w siebie i źle siebie oceniają, więc prowokują, sprawdzają, na ile mogą sobie pozwolić, wpadają w konflikty, tak jak by chcieli koniecznie pokazać, jacy są okropni mając jednocześnie nadzieję, że ludzie ich nie odrzucą, że jednak dostrzegą w nich coś dobrego, zwrócą na nich uwagę.
Ja przez długi czas taka byłam, lecz zamiast sympatyków, gromadziłam wrogów, bo ludzie nie umieją się domyślić, jakie są nasze potrzeby (zainteresowania, przyjaźni), tylko dosłownie odbierają nasze zachowania jako złośliwość. Czasami zamiast się miotać, lepiej od razu powiedzieć, czego od innych chcemy. Takie moje motto na dziś.
Nie wiem, czy jako fobik mogę mieć obiektywne odczucia, co do tego jak postrzegają mnie inni ludzie. To jak postrzegają mnie ludzie i co ja wiem na ten temat , czyli jak to mówią jaźń odzwierciedlona kształtuje sie poprzez kontakty społeczne , a skoro ich unikam to skąd do cholery mam wiedzieć, co tak naprawdę ludzie o mnie myślą ???
Więc zawsze to postrzeganie jest zaburzone
Czasem to w rozmowie dowiaduję się takich rzeczy, że ...
Jeśli chodzi o znajomych - nie mam pojęcia co o mnie myślą.
Natomiast zorientowałem się ostatnio, dlaczego nowo pozwani ludzie, nie darzą mnie sympatią. Dopiero po dłuższej znajomości z daną osobą, zaczyna ona dostrzegać mą wartość, przestając się dziwnie "patrzeć". Jak poznaje kogoś nowego, zazwyczaj w większej grupie osób, prawie w ogóle się nie odzywam, rzadko kontynuuję czyjąś myśl, błyskotliwie przechodząc do kolejnego tematy. W takich sytuacjach moje wypowiedzi ograniczają się do : "tak", "ychy", "chacha", "no" i "nara". Z punktu widzenia osoby nie siadającej naszych dolegliwości, jest to dość dziwna sytuacja. Myśli sobie pewnie,że skoro nie chcemy z nią gadać, to jej nie lubimy albo nie akceptujemy. Paradoksalnie - fobia spowodowana chęcią akceptacji, doprowadza do odrzucenia.
Dobrze prawisz Morfeuszu, poprzez zahamowaia powodowane przez fobię w codziennych kontaktach zawsze jestem poza grupą, nawet gdy próbuję robić to, co inni, moje działania są jakieś takie koślawe, sztuczne - to wszystko przez te dystans, czasem wychodzę na jakiegoś megalomaniaka czy coś ...
Morfeusz napisał(a):Dopiero po dłuższej znajomości z daną osobą, zaczyna ona dostrzegać mą wartość, przestając się dziwnie "patrzeć". Jak poznaje kogoś nowego, zazwyczaj w większej grupie osób, prawie w ogóle się nie odzywam, rzadko kontynuuję czyjąś myśl, błyskotliwie przechodząc do kolejnego tematy. W takich sytuacjach moje wypowiedzi ograniczają się do : "tak", "ychy", "chacha", "no" i "nara".
Tak samo to i u mnie wygląda, a i jeszcze dodam, że owo "tak", yhy" itp. wynika głównie stąd, że jak kogoś nie znam, to nie wiem o czym mogę z dana osoba pogadac. Nie potrafię chrzanić głupot. Tzn. potrafię, ale musze wiedzieć na czym stoję - z kim rozmawiam, kto to jest, jakiego rodzaju to człowiek, czym sie interesuje itp. itd. Wtedy jest ok, bo wiem co mówić. Gdy brakuje podstawy - wszystko się sypie.
Zdarzają się mi wyjątki (osoba zupełnie nieznana, a rozmowa klei się jak między starymi znajomymi), ale bardzo rzadko.
Ponadto, ludzie tak naprawdę nie prowadzą żadnych nie-wiadomo-jak-poważnych-dysput, tylko zwyczajnie gadają o niczym, więc jak się nie wie co powiedzieć - warto powiedzieć cokolwiek, zapytać się, po odpowiedzi dodać coś od siebie, cokolwiek. I sie rozkręci. Chociaż, wiem, to może nie byc łatwe, ale, jak mówią, praktyka czyni mistrza.
Kaktus napisał(a):Ponadto, ludzie tak naprawdę nie prowadzą żadnych nie-wiadomo-jak-poważnych-dysput, tylko zwyczajnie gadają o niczym, więc jak się nie wie co powiedzieć - warto powiedzieć cokolwiek, zapytać się, po odpowiedzi dodać coś od siebie, cokolwiek. I sie rozkręci. Chociaż, wiem, to może nie byc łatwe, ale, jak mówią, praktyka czyni mistrza.
Niby o niczym, ale u tych ludzi coś się dzieje, więc mogą co nieco poopowiadać. Ja całe dnie wegetuję przed komputerem, bo nie mam za bardzo nic innego do roboty, dlatego nie mam tematów do rozmów. Jak znajduję się wsród ludzi np. w wigilię to mam pustkę w głowie. Nawet z matką nie rozmawiam a co dopiero z kimś innym.
Kaktus napisał(a):...zapytać się...
Spytałbym się jak to jest normalnie żyć, bez lęków itd.
że jestem nieudacznikiem życiowym. Każdy ma jakąś rolę do spełnienia w tym filmie zwanym życiem i niekoniecznie musi to być nasza wymarzona...mi przypadła taka, nic nie poradzę, pozostało mi ją zaakceptować choć to nie takie proste...ale czy jest inne wyjście? Dla mnie nie.
człowiek nie jest samotną wyspą, musi żyć wśród ludzi, to istota społeczna... masz rację że nie powinno się przejmować tylko robić swoje, no ale nie da się żyć bez ludzi, a jeśli oni mają o kimś złe zdanie wtedy jest takiej osobie dużo trudniej.
o mnie zazwyczaj mowią że jestem bardzo spokojny...w towrzystwie zawsze staram się zachować ten spokoj bo boje się każdy moj ruch moze wygladać dziwacznie lub głupio, ale mój spokoj przeważnie jest odbierany przez ludzi w negatywny sposob.pozdr.