22 Gru 2017, Pią 18:51, PID: 721874
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 22 Gru 2017, Pią 18:56 przez Vaire.)
Powoli zaczynam nienawidzić świąt... Są dla mnie... niczym, tak naprawdę, oprócz tego, że fajnie, bo jest parę dni wolnych od szkoły, a teraz studiów. No, parę razy dostałam poza tym coś fajnego od starszego brata. I kiedyś lubiłam ubierać choinkę. I jeszcze kiedyś ze starszym bratem wieczorami/nocami w święta robiliśmy sobie sesje grania w gry strategiczne. Nigdy nie byłam mocno wierząca, a teraz to już w ogóle, nie chcę mieć z wiarą katolicką zbyt wiele wspólnego (oczywiście, nic nie mam do ludzi, którzy się z nią identyfikują, tylko osobiście tego nie czuję ani też nie odpowiada moim poglądom). Nie było u mnie nigdy za bardzo świątecznej atmosfery. Za to, odkąd pamiętam, praktycznie zawsze w święta lub przed świętami była jakaś awantura, stres, moja mama nie lubiła świąt, nie chciała i nie lubiła gotować, mimo, że nie robiliśmy 12 potraw ani nikogo nie zapraszaliśmy. A jak mój brat się ożenił, to już w ogóle kiepsko, bo to bratowa chce jakoś nas zmobilizować do obchodzenia świąt "bardziej". I w tym roku np. nas zaprosili jej rodzice do siebie, i jest w domu w związku z tym napięta atmosfera, bo nikt tak naprawdę nie chce tam jechać, ale głupio odmówić, ale nie wypada, ale mojemu bratu będzie przykro, że jego rodzina taka dzika, ale może bratowa jeszcze kiedyś wypomni. I jeszcze się przeziębiliśmy. I rodzice są starsi i mają problemy ze zdrowiem, a ja mam problemy z kontaktami z ludźmi, i tak w ogóle to wolałabym nawet już chyba dostać coś gratisowego do zrobienia na studia, mimo że ostatnio zarwałam przez nie 2 noce z rzędu i się rozchorowałam, niż stresować się tymi prezentami, jedzeniem, kłótniami, życzeniami, spotkaniem z jakimiś kilkunastoma osobami z rodziny bratowej i albo obcałowywaniem ich, albo jeszcze bardziej niezręcznym tłumaczeniem, że chora jestem, uprawianiem z nimi small talku, udawaniem katoliczki itp. A najbardziej chyba udawaniem, że jest okej.