28 Gru 2020, Pon 20:42, PID: 834110
Jak w temacie. Ja nie cierpię i to bardzo xd Schemat jest zawsze ten sam, gdziekolwiek się pójdzie, szkoła, praca, cokolwiek. Przychodzisz sobie i zawsze ale to zawsze musi być przynajmniej jedna głośna, atencyjna, zawsze "szczera" (w sensie, że wali prosto z mostu, nie ważne czy się znacie 5 minut czy 10 lat) osoba co próbuje ustawiać ludzi po kątach. Pewnie na temat ról społecznych w grupach jest sporo opracowań, jednak ja na podstawie własnych doświadczeń, swoją rolę w niemalże każdej grupie społecznej w jaka wchdzę określam jako "samotnik indywidualista". Zawsze się izoluje, od początku, to taki mój mechanizm obronny jeszcze za czasów szkoły. Wzięło się to stąd, że często w różnych grupach jak już się zintegrowałam, to pełniłam role, których nie chciałam (albo kozioł ofiarny, albo "śmieszek klaun", albo nikt mnie nie słuchał, ignorowano moje pomysły, jeszcze częściej grupy wcale mnie nie dopuszczały do siebie). Mam takie podejście,że ja olewam ludzi kompletnie i tego samego oczekuję od innych. Mam wrażenie, że większość osób nie ma problemu z moim podejściem poza właśnie tymi "dominującymi". Zawsze, ale to zawsze takie osoby się do mnie dowalają. Niekoniecznie w sensie negatywnym, bo nie każdy dominujący to patus i agresor, ale to pozytywne "dowalanie się" tez mnie drażni, bo jest nachalne, nieznoszące sprzeciwu i zbyt bezpośrednie. Np. narzucanie się z pomocą i robienie za mnie rzeczy, które sama chcę i powinnam zrobić, nie dając mi nawet dojść do słowa, zbyt bezpośrednie zwracanie się do mnie zdrobnieniami, częste "nawiązywanie do mnie" w grupie np. siedzimy sobie z ludźmi, a taka osoba zawsze coś o mnie na głos gada, komentuje moje wypowiedzi, ubiór itp. co normalnie nie byłoby jakies dziwne, ale staje się takie jeśli mówimy o osobie, która stoi z boku i grupa jej za bardzo nie zna. Często osoby dominujące za bardzo sobie pozwalają, pojawia się niechciany kontakt fizyczny np. znasz taką parę godzin, a ona już podczas pogawędki albo klepie cię po plecach albo kładzie łapę na ramieniu itp. Rozmowy z takimi ludźmi też są niekomfortowe. Np. powiesz coś, co z założenia ma być śmieszne i normalny człowiek albo się zaśmieje, albo nie jeśli go to śmieszyć nie będzie, a co robi osoba dominująca? No mówi coś w stylu "haha ale ty jesteś głupia" albo "nienormalna jakaś jesteś nie?". O ile takie teksty znoszę ze strony bliskich osób bo wiem, że to żart o tyle zdarzało mi się słyszeć coś takiego od ludzi, których znałam nie wiem... 1 dzień? Uważa takie zachowanie za niekulturalne i żadne tam tłumaczenia w stylu "jestem osobą szczerą, mówię co myślę" do mnie nie przemawiają, bo dla mnie takie teksty ze strony obcej typiary czy obcego typa to bardziej jak prowokacja brzmią niż jak żart.
Jak napisałam, mam negatywne podejście do takich ludzi. Sama mam charakter taki, że sobie w kaszę dmuchać nie daję i bardzo bronię swoich granic, dlatego często tacy ludzie wyzwalają we mnie silną agresję i jakąś taką chęć nie wiem.... rywalizacji? Generalnie rzadko jestem miła do takich ludzi, mój typowy sposób działania wygląda tak: przychodzę do nowego miejsca gdzie jest taka osoba i przy pierwszych kontaktach pozwalam się zdominować, żeby wyczaić o co jej chodzi. Później wymyślam strategię, z reguły polega ona na tym, że sama publicznie cisnę takim ludziom jeśli oni mi cisną, a jeśli tego nie robią to jestem asertywna po prostu u mówię, żeby mi się nie rządziła, bo mnie to wkurza. W lżejszych przypadkach kończy się to tym, że taki ktoś zostawia mnie w spokoju, ale grupa tez mnie olewa, w skrajnych dochodziło do bójek i zmiany pracy, ale to przy patusach tylko.
Jak napisałam, mam negatywne podejście do takich ludzi. Sama mam charakter taki, że sobie w kaszę dmuchać nie daję i bardzo bronię swoich granic, dlatego często tacy ludzie wyzwalają we mnie silną agresję i jakąś taką chęć nie wiem.... rywalizacji? Generalnie rzadko jestem miła do takich ludzi, mój typowy sposób działania wygląda tak: przychodzę do nowego miejsca gdzie jest taka osoba i przy pierwszych kontaktach pozwalam się zdominować, żeby wyczaić o co jej chodzi. Później wymyślam strategię, z reguły polega ona na tym, że sama publicznie cisnę takim ludziom jeśli oni mi cisną, a jeśli tego nie robią to jestem asertywna po prostu u mówię, żeby mi się nie rządziła, bo mnie to wkurza. W lżejszych przypadkach kończy się to tym, że taki ktoś zostawia mnie w spokoju, ale grupa tez mnie olewa, w skrajnych dochodziło do bójek i zmiany pracy, ale to przy patusach tylko.