14 Lip 2021, Śro 13:03, PID: 845322
Witajcie. Pytanko mam do Was, jak to jest u Was z tym, co o tym myślicie.
Mianowicie mam w życiu kilka osób, które poznałem X czas temu. Jedna z nich od wielu, wielu lat, inne po kilka lat około. Od pewnego czasu zauważam, że relacje z nimi są mniej lub bardziej na siłę. Praktycznie większość naszego kontaktu to moje wysłuchiwanie tego, co dzieje się w ich życiu. Nigdy o nic mnie nie pytają. Dzwonią, gadają jak im źle a ja często nie mam nawet możliwości aby jakoś się odnieść do tego, bo już się wygadali i muszą spadać. Gdy czasem sam próbuję zmienić wątek, wrzucić temat czy po prostu opowiedzieć coś co się zdarzyło u mnie w życiu, to albo odpowiedzi nie ma, albo też - o zgrozo - słucham opowieści, która zdaje się im podobna do tej mojej i nagle już, moje sprawy odchodzą w przepaść i rozmowa toczy się ponownie tym samym torem. Czuję się jak taki worek, do którego mogą wrzucić milion słów a potem ciach, zawiązać i wywalić. I tak w kółko. Moja rozkmina polega na tym, że nie bardzo widzę sens trzymania tych relacji w życiu. Ale też nie jestem pewien, czy jest to wystarczający powód bo je zakończyć. Próbuję to czasem usprawiedliwić w swojej głowie, że przecież każdy potrzebuje się wygadać. Albo też przypominam sobie, jak im w życiu było/jest ciężko i myślę wtedy, że głupoty mi do głowy przychodzą. Co myślicie, czy takie znajomości mimo wszystko winno się pielęgnować i pogodzić z tym, że znajomi mają trudne charaktery? Czy lepiej radykalnie zamknąć to i niech sobie radzą sami?
Mianowicie mam w życiu kilka osób, które poznałem X czas temu. Jedna z nich od wielu, wielu lat, inne po kilka lat około. Od pewnego czasu zauważam, że relacje z nimi są mniej lub bardziej na siłę. Praktycznie większość naszego kontaktu to moje wysłuchiwanie tego, co dzieje się w ich życiu. Nigdy o nic mnie nie pytają. Dzwonią, gadają jak im źle a ja często nie mam nawet możliwości aby jakoś się odnieść do tego, bo już się wygadali i muszą spadać. Gdy czasem sam próbuję zmienić wątek, wrzucić temat czy po prostu opowiedzieć coś co się zdarzyło u mnie w życiu, to albo odpowiedzi nie ma, albo też - o zgrozo - słucham opowieści, która zdaje się im podobna do tej mojej i nagle już, moje sprawy odchodzą w przepaść i rozmowa toczy się ponownie tym samym torem. Czuję się jak taki worek, do którego mogą wrzucić milion słów a potem ciach, zawiązać i wywalić. I tak w kółko. Moja rozkmina polega na tym, że nie bardzo widzę sens trzymania tych relacji w życiu. Ale też nie jestem pewien, czy jest to wystarczający powód bo je zakończyć. Próbuję to czasem usprawiedliwić w swojej głowie, że przecież każdy potrzebuje się wygadać. Albo też przypominam sobie, jak im w życiu było/jest ciężko i myślę wtedy, że głupoty mi do głowy przychodzą. Co myślicie, czy takie znajomości mimo wszystko winno się pielęgnować i pogodzić z tym, że znajomi mają trudne charaktery? Czy lepiej radykalnie zamknąć to i niech sobie radzą sami?