28 Lip 2014, Pon 12:07, PID: 405094
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 28 Lip 2014, Pon 12:11 przez Pan Foka.)
Bo to właśnie żadna mistyka, tylko granie z mózgiem. Podobne efekty można uzyskać szybciej np. przerywając sen, stosując różne "brain hacki" albo za pomocą środków psychoaktywnych stymulujących odpowiednie receptory. Mnisi w Tybecie tego nie ogarnęli, głodzili się oraz ogólnie doprowadzali do stanów szkodliwych dla organizmu, by osiągnąć te efekty uboczne, które wzięli za dowód na istnienie metafizycznych bytów. Te wszystkie historie o wizjach i obłapianiu demonów (mniej lub bardziej dosłownych) to miewałem we własnym łóżku i nie potrzebowałem poświęcać całego życia siedząc na kamieniu. A przydałoby się im poświęcić trochę czasu na ogólniejszy rozwój, bo jak słyszę to przekonanie, że człowiek może sobie dojść do "ostatecznej ściany" i ot tak sobie zawraca zadowolony, to zrozumieć nie mogę, jak można być tak ograniczonym. Smutne trochę ludy - w gruncie rzeczy proste zaburzenia fizyczno-psychiczne wzięli za cuda i sens życia, poza którymi niczego im nie potrzeba, więc po kres swych linii rodowych będą żyć na poziomie rozwoju niskich plemion. Tym bardziej, że jak wpadają tam do nich Chinole i palą domy, to płaczą i winią sami siebie, bo widocznie coś przeskrobali w poprzednim wcieleniu .
Czakry-nieczakry? Branie stojących w sprzeczności z elementarną biologią wyobrażeń niewyedukowanych ludzi za pewnik i unoszenie się dumą ponad innych ludzi jest nawet zabawne. Z chrześcijaństwa się śmieją, z dzikusów z Amazonii wsuwających psychodeliki się śmieją, ale tybetańskie wzorce medytacji to już światła droga do poznania. Jeden wykorzysta to jako relaksator, drugi odpowiednio "brainhackując" uzyskać może iście narkotyczne efekty, ale obieranie tego za drogę życiową i dorabianie filozofii jest niepoważne.
Czakry-nieczakry? Branie stojących w sprzeczności z elementarną biologią wyobrażeń niewyedukowanych ludzi za pewnik i unoszenie się dumą ponad innych ludzi jest nawet zabawne. Z chrześcijaństwa się śmieją, z dzikusów z Amazonii wsuwających psychodeliki się śmieją, ale tybetańskie wzorce medytacji to już światła droga do poznania. Jeden wykorzysta to jako relaksator, drugi odpowiednio "brainhackując" uzyskać może iście narkotyczne efekty, ale obieranie tego za drogę życiową i dorabianie filozofii jest niepoważne.