28 Kwi 2010, Śro 19:29, PID: 203420
Chciałem się z Wami podzielić pewnym przemyśleniem, które na potrzeby tego posta nazwałem "zasadą 10 minut".
Otóż zauważyłem, że kiedy, dajmy na to, idę na jakieś spotkanie towarzyskie, to jeśli przez pierwsze 10 minut(około) nie będę się za wiele odzywać, to z każdą następną minutą tworzy się coraz silniejsza blokada w głowie, tak, że zabranie głosu staje się wręcz niemożliwe-coraz bardziej się przejmuję, że nic nie mówię, czuję izolację i te sprawy.Poza tym, wpadam niejako w rolę milczącego, do której się dopasowuję, z czego trudno wyjść.
Jeśli zaś w pierwszych 10 minutach spotkania jakoś uda mi się włączyć do rozmowy, to jest duża szansa na udane spotkanie, a nawet, jak potem długi okres nic nie mówię, to się tym nie przejmuję (bo w końcu już się wykazałem) i potem umiem znowu włączyć się do rozmowy.
Oczywiście, znam sposoby (jak np. wyjście i ponowny powrót do towarzystwa), żeby to zjawisko osłabić, ale mimo wszystko ono istnieje.
Też tak macie?
Otóż zauważyłem, że kiedy, dajmy na to, idę na jakieś spotkanie towarzyskie, to jeśli przez pierwsze 10 minut(około) nie będę się za wiele odzywać, to z każdą następną minutą tworzy się coraz silniejsza blokada w głowie, tak, że zabranie głosu staje się wręcz niemożliwe-coraz bardziej się przejmuję, że nic nie mówię, czuję izolację i te sprawy.Poza tym, wpadam niejako w rolę milczącego, do której się dopasowuję, z czego trudno wyjść.
Jeśli zaś w pierwszych 10 minutach spotkania jakoś uda mi się włączyć do rozmowy, to jest duża szansa na udane spotkanie, a nawet, jak potem długi okres nic nie mówię, to się tym nie przejmuję (bo w końcu już się wykazałem) i potem umiem znowu włączyć się do rozmowy.
Oczywiście, znam sposoby (jak np. wyjście i ponowny powrót do towarzystwa), żeby to zjawisko osłabić, ale mimo wszystko ono istnieje.
Też tak macie?