11 Maj 2008, Nie 0:56, PID: 22089
Sugar Sweet napisał(a):Antyk mnie wkurza. Poważnie. Jest wystarczająco zdrowy, żeby siedziec na gg i pewnie też przeglądac to forum, ale nie odpisze mi ani słowem. Zupełnie jakbym to ja była winna, temu co mu się stało (cokolwiek mu się stało bo tego się chyba nigdy nie dowiemy ). O co właściwie chodzi??Hm, wydaje mi się, że jestem podobny do Antyka (znowu mi się tak wydaje, bo wydawało mi się już wcześniej, wiele razy, m.in. przy okazji morderczych fantazji i ogólnej niechęci do ludzi...), bo ja też tak miewam.
Po prostu mam okresy, w których p***dolę to wszystko i niszczę wszystko, co wypracowałem, przede wszystkim kontakty z ludźmi. Mam tak na każdym forum, po każdej szkole...
A'propos, sam się sobie dziwię, że tu wróciłem - próbowałem sobie wmówić, że ludzie są mi niepotrzebni, ale znów nie dało rady, NO K*RWA NIE DAŁO, dlaczego człowiek jest zwierzęciem społecznym, , dlaczego? Nie potrafię opisać tego uczucia, ale kontaktów międzyludzkich brakuje mi jak cholera (zdecydowanie bardziej w "świecie realnym"), cieszę się jak dziecko po głupiej wymianie zdań, a z drugiej strony nienawidzę tego, że brakuje mi czegoś, czego nie tylko się boję, ale i przecież - patrząc logicznie - nie potrzebuję do egzystencji (mam tu na myśli kontakty towarzyskie). A jednak potrzebuję i to bardzo. Ale do jasnej cholery, dlaczego? Przecież to jest ulotne, czasowe, zwiewne. To nic w porównaniu do rozmowy z samym sobą, bo ludzie i tak zaraz zapomną, o czym z Tobą rozmawiali, i tak nie zrozumieją Cię nawet w ułamkowej częsci tak dobrze, jak rozumiesz siebie Ty (mimo że i ja siebie nie rozumiem dobrze - nie gubicie się?). I tak będą mieć Cię w dup*e, bo mają swoje życie, swoje sprawy, swoje własne JA, które przecież pochłania ich najbardziej, co oczywiście jest oczywistą oczywistością. W końcu każdy jest zdany sam na siebie. Przyjaciele to mit, solidarność międzyludzka to też mit. Ludzie potrzebują kogoś o ile ten ktoś jest w stanie zaspokoić ich potrzeby, psychiczne czy fizyczne. Jeśli ktoś nie jest w stanie, to jest skazany na swoje towarzystwo, jest społecznym odpadem. Powstaje tutaj rzeczony konflikt wycofania i wiecznie istniejącej potrzeby relacji z ludźmi. W tej sytuacji zastanawiam się nad jakimkolwiek sensem kontaktów jednego człowieka z drugim. Poza prokreacją i przetrwaniem gatunkowym, które zresztą mam w dup*e. Po cholerę ludzie się rozmnażają? Jest już i tak w ch*j za dużo, cholerne karaluchy. Ale nie o tym. Dlaczego , sztuczne 'cześć' i 'jak się masz' sprawia, że czuję się lepiej niż po nawet najbardziej owocnej dyskusji z samym sobą?
Ale nawet to nie jest najgorsze...
Najgorsze jest to, że po każdej kolejnej rozmowie (wzgl. interakcji) z ludźmi, dni samotności są coraz bardziej nie do zniesienia! A na dodatek, jakby tego bylo mało, w głębi kryją się ewolucyjne instynkty i usilny nacisk własnej natury na szukanie drugiej połówki, ściślej spełnienie "woli bożej" (jak to ładnie ujmuje moja babcia, he he); mogę to kontrolować, ale nie mogę zniszczyć.
Ja ę!
PS. Ile ku*wa można myśleć nad nazwą tematu, mam tego dość. Musk mnie boli. Widać zresztą.
PS2. "JA" w temacie to nie JA. To Ja, Ty, My, Wy, Oni - każdy.[/b]