20 Kwi 2011, Śro 12:15, PID: 249914
Nie chce mi się czytać całego, ale zdaje się że to dalej jakieś post-Freudowskie wynurzenia. Wałkowanie tego w takim ujęciu może i jest ciekawe, ale z rzeczywistością wspólnego ma raczej niewiele.
20 Kwi 2011, Śro 12:15, PID: 249914
Nie chce mi się czytać całego, ale zdaje się że to dalej jakieś post-Freudowskie wynurzenia. Wałkowanie tego w takim ujęciu może i jest ciekawe, ale z rzeczywistością wspólnego ma raczej niewiele.
20 Kwi 2011, Śro 13:00, PID: 249925
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 20 Kwi 2011, Śro 17:05 przez BlankAvatar.)
drugi art przywołuje po raz kolejny moje ambiwalentne odczucia, jeśli chodzi o psychoanalizę: są fragmenty, gdzie wnioski psychologa są 'wystarczająco' ostrożne, by uchronić go od zarzutu o ignorancję, ale są i takie (choćby fragment o obsesyjnym myśleniu -czyli niedopuszczaniu 'trzeciej' myśli- tłumaczonym jako ukryty w podświadomości kompleks edypa: niedopuszczanie 'trzeciej' osoby np. ojca do związku syna z matką) które budzą u mnie sprzeciw. Nie twierdzę, że to co tam napisano musi być nieprawdą - psychoanalitycy mogą mieć rację. Problem polega na tym, że takich teorii nie da się potwierdzić. Jesteśmy zmuszeni zawierzyć, że Freud i kilku innych psychologów po nim, nieźle to wszystko 'rozkminiło'. Ten 'rodzaj' psychologii, ma podobne trudności jak filozofia: tworzone są teorie, które wydają się być logiczne, co nie uwalnia wielkich myślicieli od ciągłych pomyłek i wielkich porażek w dochodzeniu do 'prawdy'.
Chyba dlatego jestem raczej zwolennikiem podejścia poznawczo-behawioralnego w psychologii. Wyniki są w zadowalającym stopniu 'wymierzalne' , a terapia opiera się na tym co wiemy na temat ludzkiego procesu poznawczego, a nie na zawiłych konstrukcjach logicznych, które wydają się wystarczająco 'atrakcyjne', by w nie wierzyć.. Psychoanalizę nadal będę traktował jako 'dodatkowe' źródło informacji (które może okazać się bardzo przydatne). Jednak jestem zmuszony do segregowania informacji według tego, co mnie samemu wydaje się być wystarczająco logiczne. Trzeba przyznać, że taka sytuacja mocno ssie - skoro Freud tyle się mylił, to co dopiero ja.
20 Kwi 2011, Śro 13:35, PID: 249939
Jeśli chodzi o mnie, to mało wiem na temat klasycznej psychoanalizy, i nie o niej piszę. Jestem zwolennikiem takiej terapii, o jakiej piszę Miller, która jest też psychoanalityczką. Czyli poznanie własnej historii, uwolnienie emocji, świadomość swojej przeszłości, pogodzenie się z nią. Poznanie swoich zranień, krzywd zadanych nam przez rodziców, a nie wypowiedzianych, bo jako dzieci tego nie mogliśmy. Czyli terapia polega na dokopywaniu się do emocji. Taką terapię można bardziej porównać do terapii DDA/DDD.
Ale chyba schodzimy z tematu.
20 Kwi 2011, Śro 13:43, PID: 249942
Sosen napisał(a):Jestem zwolennikiem takiej terapii, o jakiej piszę Miller, która jest też psychoanalityczką. Czyli poznanie własnej historii, uwolnienie emocji, Uwolnienie gazów więcej Ci pomoże xD I choć brzmi jak żart - to najszczersza prawda
20 Kwi 2011, Śro 13:58, PID: 249945
Cytat:Ten 'rodzaj' psychologii, ma podobne trudności jak filozofia: tworzone są teorie, które wydają się być logiczne, co nie uwalnia wielkich myślicieli od ciągłych pomyłek i wielkich porażek w dochodzeniu do 'prawdy'. Podobne mam odczucia. Nawet jeśli logiczna konstrukcja takich teorii trzyma się jako tako kupy to nie zmienia faktu, że są one kompletnie zawieszone w próżni. "Badanie" ludzkiej psychiki przy pomocy psychoanalizy wygląda bardziej jak dopasowywanie rzeczywistości do jakichś pokracznych teorii. Cytat:Trzeba przyznać, że taka sytuacja mocno ssie - skoro Freud tyle się mylił, to co dopiero ja.Próbował sklecić coś odkrywczego, ale wszystko postawił na jakichś wyssanych z palca dogmatach.
20 Kwi 2011, Śro 14:16, PID: 249960
Freud mylił się praktycznie pod każdym względem, co zauważono już za jego życia. Wiara we Freuda to jak wiara w słońce krążące wokół ziemi No nie ma żadnych wątpliwości, że psychoanaliza to kompletna bzdura, Freud pozostał symbolem szalonego, przenikliwego psychiatry, ale to nie znaczy, że ktokolwiek traktuje psychoanalize poważnie. Jeżeli ktoś, kto ma poważne problemy nerwicowe, traktuje psychoanalizę, jako jedyne słuszne leczenie, to znaczy, że wcale nie zależy mu na wyleczeniu, tylko chce mieć pretekst, by narzekać czy wręcz idealizować swoje ułomności, które w istocie posiadają charakter znacznie bardziej konkretny i rzeczywisty.
20 Kwi 2011, Śro 14:44, PID: 249966
lekoman napisał(a):No nie ma żadnych wątpliwości, że psychoanaliza to kompletna bzdura, Freud pozostał symbolem szalonego, przenikliwego psychiatry, ale to nie znaczy, że ktokolwiek traktuje psychoanalize poważnie. Właśnie problem w tym że bardzo długo jego wypociny (i dalsze ich mutacje) traktowane były poważnie i zdobyły szeroką popularność. Drugim problemem jest to że 'badanie ludzkiej psychiki' jest dziedziną strasznie rozmemłaną i niekonkretną. Nie da się myśli przerobić na jakiś cyfrowy zapis, który poddać by można było bezwzględnej logicznej analizie, rozpłatanie czaszki też na wiele się nie zda ... takich abstrakcyjnych teorii nie da się udowodnić, ale tak samo trudno je obalić. Jeszcze inna rzecz że ludzie lubią takie niesamowicie brzmiące historyjki i bardzo łatwo je "kupują" ... choćby przeczyły zdrowemu rozsądkowi.
20 Kwi 2011, Śro 19:01, PID: 250020
Sosen napisał(a):Jeśli chodzi o mnie, to mało wiem na temat klasycznej psychoanalizy, i nie o niej piszę. Jestem zwolennikiem takiej terapii, o jakiej piszę Miller, która jest też psychoanalityczką. Czyli poznanie własnej historii, uwolnienie emocji, świadomość swojej przeszłości, pogodzenie się z nią. Poznanie swoich zranień, krzywd zadanych nam przez rodziców, a nie wypowiedzianych, bo jako dzieci tego nie mogliśmy. Czyli terapia polega na dokopywaniu się do emocji. Taką terapię można bardziej porównać do terapii DDA/DDD.też podoba mi się bardziej takie podejście, gdzie zagłębiamy się w przeszłość, żeby lepiej siebie zrozumieć i zaakceptować, bez przesadnej analizy.. psychoanalitycy zdają się (zdawali?) zapominać, że człowiek nie jest boską istotą, stworzoną z myśli, zamiast z materii. Nie jesteśmy w stanie w pełni interpretować procesu myślowego, skoro nadal nie wiemy jak działa ludzkie ciało... dla mnie to jest identyczny problem jak w filozofii: gdy istota z niedoskonałym procesem poznawczym (nawet, nie do końca świadoma na czym mogą polegać błędy w rozumowaniu) próbuje opisać złożoność świata, to z tego musi powstać cała masa błędnych teorii.. eot
20 Kwi 2011, Śro 19:12, PID: 250023
Proszę na temat
20 Kwi 2011, Śro 23:37, PID: 250078
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 21 Kwi 2011, Czw 1:09 przez BlankAvatar.)
ale ja staram się przeskrobać coś z premedytacją
co do tabu i zaburzeń psychicznych, orientacji seksualnej, aborcji.. to trochę złożona kwestia. Rozumiem szkodliwość tabu: często przez to wielu homoseksualistów cierpi na depresję. Trudno dziwić się, że homo jest tabu, skoro tylu ludzi uważa, że to jest perwersja. Gdyby uważali inaczej - homo nie byłoby tabu. Ktoś mógłby rzucić hasło, że potrzebna jest lepsza edukacja.. ale problem jest jeszcze bardziej skomplikowany, gdyby wziąć jako przykład np rasizm. Okazuje się, że taka niechęć może mieć podłoże genetyczne i człowiek będzie rasistą, mimo iż jest zdeklarowanym przeciwnikiem rasizmu. O aborcji nawet nie wspomnę, bo to już temat na wojnę totalną. Na pewno przydałoby się też zdjąć tabu z zaburzeń i chorób psychicznych. Stan rzeczy, który jest teraz, nikomu nie przynosi korzyści. Lepsza wiedza na temat seksualności. Kiedyś nie mówiło się o tym wcale, a teraz w głupi sposób (np w mediach). Skutkiem czego, aż strach czasem zagadać do obcego dziecka, bo wyjdzie się na pedofila. Albo nastolatek, który spojrzy o sekundę za długo na piersi matki, potrafi sobie wkręcić, że ma kompleks edypa (nie do Ciebie Ostnica ). BTW ciekawy art znalazłem, w komentarzu do pierwszszego linku, który podałaś: http://wyborcza.pl/1,75480,8570474,Czy_j...&startsz=x Przerażony facet, obawia się że jest pedofilem, bo jak kąpie trzyletnią córkę, to zauważa, że jej , kojarzy mu się z.. ą.
21 Kwi 2011, Czw 0:38, PID: 250095
Co do tabu to kurka cierpi tu właśnie... . Co to za nazwa... faceci mają np ptaszka to jest moim zdaniem ładna nazwa, a tutaj są nie raz takie określenia jak pęknięty jeż xDDD etc jakieś tabu jest też jeśli chodzi o kobiece narządy płciowe moim zdaniem
21 Kwi 2011, Czw 1:03, PID: 250099
juz dawno ludzie zauwazyli, ze w jezyku polskim nie ma dobrych slow na narzady plciowe, no ale zawsze mozna wykazac sie inwencja tworcza i samemu cos wymyslec. Sa albo wulgarne albo to terminy medyczne.
Sugar a moim zdaniem ptaszek to jedno z gorszych okreslen, no chyba, ze tlumaczymy cos dziecku
21 Kwi 2011, Czw 1:07, PID: 250101
Cytat:Uwolnienie gazów więcej Ci pomoże xD I choć brzmi jak żart - to najszczersza prawda Nie warz się tak mówić nawet w żartach...
21 Kwi 2011, Czw 1:07, PID: 250103
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 21 Kwi 2011, Czw 1:07 przez BlankAvatar.)
mogłem napisać wagina, ale specjalnie użyłem, bardziej potocznej (choć wcale niebrzydkiej nazwy) bo wiem, że wokół tego jest tabu.
+1 hatori
21 Kwi 2011, Czw 1:09, PID: 250105
No dobrze, to ja mogę wymyślić jakąś nazwę, ale czy ona "chwyci" to już inna sprawa byli tacy co wymyślali jakieś muszelki nie wiadomo co ale ogólnie nie ma ładnej nazwy, zawsze lepiej chwyta coś wulgarnego jakoś, dziwne. Ale penis, przecież to nie brzmi źle? Mnie się nie kojarzy jakoś negatywnie xD to nazwa medyczna ale może być moim zdaniem (?)
21 Kwi 2011, Czw 1:14, PID: 250107
nie jest problemem używać 'medycznych' nazw na forum. ale problem pojawia się, gdy rozmawiasz z koleżanką czy nawet swoją dziewczyną, skoro okazuje się, że choćby taka '' może się nie podobać wszystkim.
21 Kwi 2011, Czw 1:17, PID: 250108
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 21 Kwi 2011, Czw 1:18 przez anikk.)
"Penis" brzmi najlepiej. Na ę nie znajduję dobrej nazwy, no chyba, że "bożena" Ale wcale nie uważam, żeby z tego powodu nie mówiło się o narządach kobiecych, przynajmniej nie w internecie i z osobami bliskimi. Chociaż jak zapytać koleżankę, czy się goli TAM - goliłaś srom? Albo żeby było ściślej to chyba część sromu i wzgórek łonowy To nie jest sytuacja wymyślona, bo moja koleżanka nie wiedziała jak powiedzieć i jej wahanie sprawiło, że była wyśmiewana w szkole przez długi czas.
21 Kwi 2011, Czw 1:25, PID: 250115
No widzisz, a to, że nie wiedziała też o czymś świadczy może o tym że się omija takie tematy.
21 Kwi 2011, Czw 1:28, PID: 250117
miejsca intymne? ale to też trochę za 'sztywne' określenie jak na koleżankę.. albo jest się wulgarnym, albo zbyt infantylnym (jakby kobieta wyraziła się o moim 'ptaszku', to poczułbym się jakby mówiła do mnie moja babcia) albo zbyt 'oficjalnym'.
nie ma dobrych nazw. xD
21 Kwi 2011, Czw 1:32, PID: 250121
ja mam dobre i pasujące do tematu:
fobipenis fobipochwa fobisrom
21 Kwi 2011, Czw 1:53, PID: 250132
Sugar napisał(a):No widzisz, a to, że nie wiedziała też o czymś świadczy może o tym że się omija takie tematy.No omija, omija. Chodzi mi o to, że z osobą bliską (dziewczyną, chłopakiem, mężem, żoną) raczej nie ma problemu. Ja mówię , mimo że mi się nie podoba i to określenie raczej kojarzy mi się z pochwą niż całym miejscem intymnym, ale mimo wszystko przekaz jest zrozumiały. Tak samo w sytuacjach oficjalnych, np. u lekarza wiadomo jakich określeń użyć. Najgorzej jest z osobami, które znamy dość dobrze, ale nie są na tyle bliskie, żeby wiedzieć, które słowo je zniesmaczy. Z tego powodu zapewne ominęłabym temat albo właśnie użyła ogólnego sformułowania "miejsca intymne". Ja bym się musiała ciągle czuć jak mała dziewczynka, bo mama mi jako dziecku mówiła o '', dopiero później to słowo nabrało dla mnie innego zabarwienia. fobipochwa brzmi groźnie
21 Kwi 2011, Czw 2:03, PID: 250136
Pozwole sobie cos zacytowac z pewnej stronki z przepisami. Chyba to dosyc dobrze tutaj pasuje
"nie wazne jak sie nazywa ciasto i jak rozroznic karmel od kaimaka.Jak zwal tak zwal wazne ze smak daje podniebieniu rozkosz."
21 Kwi 2011, Czw 2:03, PID: 250137
A mi rodzice w ogóle nic takiego nie mówili. Nawet że "" czy coś, ten temat nie istniał, nie wiem jakim cudem się wywiedziałam niektórych rzeczy nie pamiętam w ogóle okresu, kiedy byłam tym zainteresowana? Nie pamiętam rozmowy np z mamą typową "a skąd się biorą dzieci?". Nigdy o to nie pytałam jakoś. Pamiętam jak pytałam o inne różne rzeczy, ale o to akurat nie. W ogóle nie pamiętam skąd wiedziałam pewne rzeczy, bo wiedziałam zanim poszłam do szkoły.
21 Kwi 2011, Czw 2:16, PID: 250140
Ja pamiętam. Mama z własnej woli tłumaczyła mi co, to jest okres, bo wcześnie zaczęłam dojrzewać. A ze 2 lata wcześniej, w wieku ok. 5 lat, zapytałam skąd się biorą dzieci i powiedziała, że nasionko trafia do jajeczka w brzuchu i tyle mi wystarczyło. Później na podwórku starsze dzieci tłumaczyły co, to jest "ruchanie". To ciekawe, że wszyscy znali tylko ten termin A no i Bravo było z historiami o pierwszym razie. Wszystko szybko poskładało się do kupy, a wiedzę uzupełnił pornos znaleziony w szafce Gdyby nie to, pewnie miałabym zdrowsze podejście do seksu.
21 Kwi 2011, Czw 13:35, PID: 250181
Cytat:Nie pamiętam rozmowy np z mamą typową "a skąd się biorą dzieci?". Nigdy o to nie pytałam jakoś. Pamiętam jak pytałam o inne różne rzeczy, ale o to akurat nie. W ogóle nie pamiętam skąd wiedziałam pewne rzeczy, bo wiedziałam zanim poszłam do szkoły.To u mnie tak samo, też z mamą takich rozmów nie miałam, ale jakoś sama się o wszystkim dowiedziałam : ) Pewnie dzięki filmom, bo w większości są jakieś sceny miłosne. No i nieśmiertelne Bravo, które wtedy chyba wszyscy czytali (ja nielegalnie podbierałam bratu :-P ) |
|