08 Wrz 2012, Sob 21:14, PID: 315664
Ja nie lubię chodzić do kościoła i również nie cierpię jak modlące się staruszki się na mnie gapią, ale dla mnie to jest bardziej wnerwiające niż stresujące.
Bardziej mnie stresuje wykonywanie tych wszystkich sakramentów, np. pójście do Komunii (bo się brzydzę tym że ktoś mnie "karmi" i się boję że dotknie palcami mojego języka czy coś) tudzież spowiedź (bo nigdy nie pamiętam tych głupich modlitewek i księża się mnie o to czepiają z pretensjami "ile pani ma lat?", nie pamiętam wszysktich grzechów jakie popełniłam w ciągu powiedzmy roku, oraz nie dosłyszę jaką pokutę mam wypełnić, przez co uważam moją spowiedź za nieważną i głupią). Dlatego od dawna tego nie robię. Bierzmowanie też było stresującym przeżyciem, bo księża wymagali nie wiadomo czego. Pierwsza komunia trochę też, ale to już było dla mnie większe przeżycie i cieszyłam się na nie. Właściwie to dopiero po Pierwszej Komunii dla mnie chodzenie do kościoła straciło swój urok i klimat i jakoś zaprzestałam regularnie chodzić. Instytucja kościoła jest dla mnie durna, tak samo jak to że w którymś odłamie chrześcijaństwa żeby być zbawionym, to wystarczy tylko żebyś wierzył w Boga i chodził do kościoła itd. a wazniejsze jest chyba zeby byc dobrym człowiekiem. Po co wgl te wszystkie odłamy oraz zmiany tych różnych głupich zasad w religii? najpierw uważają homoseksualizm za grzech (od razu jesteś potępiony po śmierci) a potem nagle już nie (więc masz szansę być zbawionym) a chyba w wierze nie chodzi o jakieś głupie zasady? możliwe że się mylę w tym co piszę ale takie są moje odczucia na ten temat. ja wierzę po prostu w to, że na pewno jest w naszym życiu coś takiego jak sfera duchowa (bo w końcu na jakiej podstawie te wszystkie inne religie się utworzyły? oraz analogiczne wizje życia po śmierci? oraz te różne duchy, opętania itd.). mam nadzieję że nie obraziłam wszystkich wierzących praktykujących, bo absolutnie nic do Was nie mam
Bardziej mnie stresuje wykonywanie tych wszystkich sakramentów, np. pójście do Komunii (bo się brzydzę tym że ktoś mnie "karmi" i się boję że dotknie palcami mojego języka czy coś) tudzież spowiedź (bo nigdy nie pamiętam tych głupich modlitewek i księża się mnie o to czepiają z pretensjami "ile pani ma lat?", nie pamiętam wszysktich grzechów jakie popełniłam w ciągu powiedzmy roku, oraz nie dosłyszę jaką pokutę mam wypełnić, przez co uważam moją spowiedź za nieważną i głupią). Dlatego od dawna tego nie robię. Bierzmowanie też było stresującym przeżyciem, bo księża wymagali nie wiadomo czego. Pierwsza komunia trochę też, ale to już było dla mnie większe przeżycie i cieszyłam się na nie. Właściwie to dopiero po Pierwszej Komunii dla mnie chodzenie do kościoła straciło swój urok i klimat i jakoś zaprzestałam regularnie chodzić. Instytucja kościoła jest dla mnie durna, tak samo jak to że w którymś odłamie chrześcijaństwa żeby być zbawionym, to wystarczy tylko żebyś wierzył w Boga i chodził do kościoła itd. a wazniejsze jest chyba zeby byc dobrym człowiekiem. Po co wgl te wszystkie odłamy oraz zmiany tych różnych głupich zasad w religii? najpierw uważają homoseksualizm za grzech (od razu jesteś potępiony po śmierci) a potem nagle już nie (więc masz szansę być zbawionym) a chyba w wierze nie chodzi o jakieś głupie zasady? możliwe że się mylę w tym co piszę ale takie są moje odczucia na ten temat. ja wierzę po prostu w to, że na pewno jest w naszym życiu coś takiego jak sfera duchowa (bo w końcu na jakiej podstawie te wszystkie inne religie się utworzyły? oraz analogiczne wizje życia po śmierci? oraz te różne duchy, opętania itd.). mam nadzieję że nie obraziłam wszystkich wierzących praktykujących, bo absolutnie nic do Was nie mam