05 Lis 2012, Pon 14:28, PID: 323736
Temat powraca u mnie na tapetę od kilku lat, do dziś pamiętam kiedy pierwszy raz zagrałem w coś online – to była miłość od pierwszego wejrzenia. Początkowo w kawiarence internetowej zostawiałem całe swoje kieszonkowe i ekstra kasę. Nie było to do końca złe bo przynajmniej miałem kontakt z żywymi ludźmi, musiałem ubrać się i wyjść żeby pograć. Prawdziwy hardcore zaczął się w momencie, gdy po miesiącach błagań doczekałem się stałego łącza w domu, założono mi je przed wakacjami, to właśnie wtedy zniknąłem z powierzchni ziemi, rowery i piłki stopniowo okrywał kurz, a ja siedziałem w nocy i strzelałem, wykonywałem misje, przewodziłem wyprawom itp. Spanie w dzień i granie w nocy, logiczne - lepszy transfer. Nie trzeba było dużo czasu żeby zaowocowało to obniżonym nastrojem i zrezygnowaniem. Były wakacje przed liceum, pamiętam, że strasznie się wtedy denerwowałem, moje życie miało zmienić się znacznie, nowa szkoła, ludzie. Internet był ukojeniem, nieograniczone zasoby informacji, sporo ciekawych osób, gry, które nie były już nudne i przewidywalne bo za każdą postacią stał prawdziwy człowiek mogących podjąć szereg decyzji wpływających na rozgrywkę.
W liceum natrafiłem na nieprzyjazne w moim mniemaniu otoczenie, ucieczka była łatwa, wystarczyło włączyć komputer i zapomnieć, że istnieje realny świat. Rzadko widywano mnie w szkole, a gdy już się pojawiłem to strasznie cierpiałem, nawet nie ze względu na brak dostępu do komputera, tylko w ogóle szkoła mnie dobijała, całe te relacje międzyludzkie, autoreklama, zaloty <rzyg>. Z dobrego ucznia w podstawówce i gimnazjum, stałem się klasowym dałnem, obiektem kpin kolegów i nauczycieli, moje ciągłe niewyspanie nie pomagało zmienić mojego imidżu na bardziej pozytywny, szczerze – miałem to gdzieś. Pod koniec liceum opanowałem się trochę, zacząłem wychodzić na imprezy i można rzec wróciłem do realnego świata. Zwiałem z niego dopiero na drugim roku studiów, kiedy odezwały się deprecha i fobia. Długo by pisać co mnie wtedy dopadło, ale temat ma być o uzależnieniu więc sobie daruję.
Na studiach grałem trochę ale raczej nie wymykało się to spod kontroli, od czasu do czasu nie szedłem na wykład – to chyba nic nadzwyczajnego. Jednak stres związany ze studiami i nieporadność w sytuacjach społecznych spowodowały takie napięcie, że musiałem uciec. Wymknąłem się rzeczywistości i powróciłem do dobrze znanego mi świata, gdzie nie musiałem się przejmować jak wyglądam, pachnę, jaką mam dykcję, a gdy ktoś mnie denerwował mogłem go po prostu zignorować. Znów ponad rok życia przesiedziałem przed komputerem, ale presja rodziny i zdrowy rozsądek wziął górę, zacząłem pracę. Przez pewien czas miałem nawet dziewczynę, w dalszym ciągu silnie odczuwałem wpływ fobii, nie zdając sobie sprawy, że ją mam. Po pewnym czasie stwierdziłem, że jestem gotowy by zacząć nowe studia. Wytrwałem do pierwszej sesji, cały ten natłok myśli i ataki paniki na uczelni oraz towarzystwo rzucające aluzjami na temat mojego zamknięcia w sobie, znów uciekłem i w ukryciu jestem do dziś, co prawda pracuję, ale każdego dnia zaraz po pochłonięciu obiadu włączam kompa i kroję kolejne potwory.
Post już i tak jest przydługi i pewnie mało komu będzie chciało się go czytać, ale pozwolę sobie jeszcze na pewien wniosek. Uzależnienie od komputera, gier czy internetu, nie musi być spowodowane tym, że granie lub czatowanie jest uzależniające. Ja osobiście od dziecka odczuwałem wysokie napięcie w sytuacjach społecznych, unikałem szkoły, izolowałem się od innych. Komputer a później internet stały się jedynie sposobem na spędzanie czasu, gdy byłem sam, tak samo jak wcześniej lego i telewizja. Być może gdybym nie był aż tak zajęty graniem odczuwałbym silniejsze bodźce do otwarcia się na świat i ostatecznie pokonał fobię, ale nie mogę pozbyć się poczucia, że nie warto. Za każdym razem kiedy wracam do rzeczywistości spotyka mnie zawód, nawet nie o porażki chodzi, ale o poczucie zmęczenia rutyną, tym, że ludzie gadają w kółko o tym samym, że się bezmyślnie ranią nawzajem.
Czy ktoś z Was również jest uzależniony od kompa, albo ma podobne doświadczenia?
W liceum natrafiłem na nieprzyjazne w moim mniemaniu otoczenie, ucieczka była łatwa, wystarczyło włączyć komputer i zapomnieć, że istnieje realny świat. Rzadko widywano mnie w szkole, a gdy już się pojawiłem to strasznie cierpiałem, nawet nie ze względu na brak dostępu do komputera, tylko w ogóle szkoła mnie dobijała, całe te relacje międzyludzkie, autoreklama, zaloty <rzyg>. Z dobrego ucznia w podstawówce i gimnazjum, stałem się klasowym dałnem, obiektem kpin kolegów i nauczycieli, moje ciągłe niewyspanie nie pomagało zmienić mojego imidżu na bardziej pozytywny, szczerze – miałem to gdzieś. Pod koniec liceum opanowałem się trochę, zacząłem wychodzić na imprezy i można rzec wróciłem do realnego świata. Zwiałem z niego dopiero na drugim roku studiów, kiedy odezwały się deprecha i fobia. Długo by pisać co mnie wtedy dopadło, ale temat ma być o uzależnieniu więc sobie daruję.
Na studiach grałem trochę ale raczej nie wymykało się to spod kontroli, od czasu do czasu nie szedłem na wykład – to chyba nic nadzwyczajnego. Jednak stres związany ze studiami i nieporadność w sytuacjach społecznych spowodowały takie napięcie, że musiałem uciec. Wymknąłem się rzeczywistości i powróciłem do dobrze znanego mi świata, gdzie nie musiałem się przejmować jak wyglądam, pachnę, jaką mam dykcję, a gdy ktoś mnie denerwował mogłem go po prostu zignorować. Znów ponad rok życia przesiedziałem przed komputerem, ale presja rodziny i zdrowy rozsądek wziął górę, zacząłem pracę. Przez pewien czas miałem nawet dziewczynę, w dalszym ciągu silnie odczuwałem wpływ fobii, nie zdając sobie sprawy, że ją mam. Po pewnym czasie stwierdziłem, że jestem gotowy by zacząć nowe studia. Wytrwałem do pierwszej sesji, cały ten natłok myśli i ataki paniki na uczelni oraz towarzystwo rzucające aluzjami na temat mojego zamknięcia w sobie, znów uciekłem i w ukryciu jestem do dziś, co prawda pracuję, ale każdego dnia zaraz po pochłonięciu obiadu włączam kompa i kroję kolejne potwory.
Post już i tak jest przydługi i pewnie mało komu będzie chciało się go czytać, ale pozwolę sobie jeszcze na pewien wniosek. Uzależnienie od komputera, gier czy internetu, nie musi być spowodowane tym, że granie lub czatowanie jest uzależniające. Ja osobiście od dziecka odczuwałem wysokie napięcie w sytuacjach społecznych, unikałem szkoły, izolowałem się od innych. Komputer a później internet stały się jedynie sposobem na spędzanie czasu, gdy byłem sam, tak samo jak wcześniej lego i telewizja. Być może gdybym nie był aż tak zajęty graniem odczuwałbym silniejsze bodźce do otwarcia się na świat i ostatecznie pokonał fobię, ale nie mogę pozbyć się poczucia, że nie warto. Za każdym razem kiedy wracam do rzeczywistości spotyka mnie zawód, nawet nie o porażki chodzi, ale o poczucie zmęczenia rutyną, tym, że ludzie gadają w kółko o tym samym, że się bezmyślnie ranią nawzajem.
Czy ktoś z Was również jest uzależniony od kompa, albo ma podobne doświadczenia?