25 Lis 2012, Nie 12:29, PID: 326313
Witam wszystkich użytkowników. Cieszę się bardzo, że istnieje takie miejsce w którym można podzielić się swoją historią, swoim problemem. Mam 22 lata i jestem studentem politechniki poznańskiej gdzie studiuję już trzeci rok. Od zawsze wydawało mi się, że jestem nieśmiały. Z biegiem czasu, gdy poszedłem na studia zacząłem zdawać sobie sprawę, że też jestem fobikiem. Oprócz jednego kumpla, którego znałem z technikum teoretycznie nie miałem żadnego kontaktu z innymi, mimo że mieszkałem w akademiku. Lokatorzy byli wporządku, ale ja cały czas spędzałem tylko przy komputerze i co chwilę odliczałem dni do powrotu do domu (wracałem co tydzień). Najbardziej wkurzało mnie to, że wszyscy mają znajomych, świetnie się bawią a ja nic... wiązało się to z moim problemem jakim jest małomówność, ja poprostu nie potrafię rozmawiać o niczym, miałem ten problem nawet ze znajomymi a co dopiero z nowo poznanymi osobami. Na roku poznałem kilka osób z którymi utrzymywałem jakiś kontakt, ale najczęściej były to kontakty na stopie uczelnianej. Od tego czasu minęły dwa lata. Nie jestem fobikiem, nie jestem także nieśmiały. Pod koniec pierwszego roku wybrano mnie na tzw. starszego roku, często więc załatwiam sprawy z wykładowcami czy paniami w dziekanacie i nie mam z tym najmniejszego problemu. (choć niektórzy wykładowcy i panie z dziekanatu mają przyczepioną łątkę: Lepiej nie podchodź). Może nie biegam po imprezach, ale gdy już pojawię się przemieniam się w duszę towarzystwa i jako jeden z nielicznych jestem królem parkietu (i to bez pomagania sobie alkoholem). Mieszkam nadal w akademiku, mam fajnych lokatorów a do domu wracam co miesiąc (i to jeszcze niechętnie). Po tym czasie zdałem sobie sprawę, że nie mam problemu z nieśmiałością ani fobią społeczną tylko małomównością. Nadal zazdroszczę innym, że ciągle się bawią spełniają się towarzysko, ciągle gdzieś wychodzą a ja siedzę w książkach albo przed kompem, bo boję się że gdzieś pójdę i nie odezwę się ani słowem (już kiedyś kilka osób zwróciło mi na to uwagę). Moim kolejnym problemem, jest też brak dziewczyny. Prawie 23 lata na karku, a ja ciągle sam, wokoło zakochane pary które jeszcze bardziej mnie dobijają. Znam kilka fajnych wolnych dziewczyn, ale boję się zagadać pod kątem jakiegoś spotkania, boję się tej niezręcznej ciszy, że nie będziemy mieli o czym gadać. Wydaję mi się, że jestem lubiany wśród osób z roku, uchodzę za osobę która wszystko może załatwić. Jak to jest u Was czy małomówność = samotność? Jak radzicie sobie z tym problemem? Jak sobie pomóc?