20 Lip 2008, Nie 10:11, PID: 44959
Jak to jest, że niektórzy ludzie odkrywszy u kogoś słabość wykorzystują ją do granic możliwości a czasem i jeszcze dalej?Zamiast naturalnego uczucia empatii rodzi się u nich dzika chęć dowalenia tej słabej osobie.Chyba nie ma portretu psychologicznego takiej osoby-mogą to być osoby, które same "regularnie obrywają w+" albo ktoś z "elity", ktoś kto jedzie na samych 2, albo ktoś z średnią 4.5.Co odczuwa, kiedy atakuje słabszą osobę?Szczęście?Podwyższa mu się poczucie własnej wartości.Na każdym kroku można spotkać się z wykorzystywaniem słabości.Chyba nie warto liczyć na litość, raczej przygotować się do jak najskuteczniejszej obrony, choć niestety nie zawsze jest to możliwe u fobików.
Pamiętam wiele przykładów słabości i walki z nimi, poczynając od przedszkola, sam byłem trochę wykorzystujący słabość ale zawsze w odpowiednich granicach, z drugiej strony wiem, że wystarczyło zwykłe postawienie się.Podobnie w S.P., początkowy okres miałem fobiczny, 1 chłopak mi dokuczył, za to w następnych okresie to już ja mu dokuczałem, wystarczyło tylko znaleźć odpowiedniego kumpla i przełamać nieśmiałość nieco.
W gimnazjum przypominam sobie paskudne obrazy dokuczania, to po prostu dzieci, którym trzeba pokazać wyraźną granicę na co sobie mogą pozwolić-bić, żeby bolało.
W moim przypadku niestety uczucie wyalienowania spowodowane izolacją, która z kolei wywołana jest strachem przed odrzuceniem, sprawia że nie jestem w stanie się bronić, bo uważam że mają rację.
Więc, czy każdy człowiek jest zagrożeniem przed którym trzeba się zbroić w mechanizmy obronne?W każdym otoczeniu znajdzie się ktoś, kto postanowi zniszczyć słabą osobę?Jak z tym walczyć?
Pamiętam wiele przykładów słabości i walki z nimi, poczynając od przedszkola, sam byłem trochę wykorzystujący słabość ale zawsze w odpowiednich granicach, z drugiej strony wiem, że wystarczyło zwykłe postawienie się.Podobnie w S.P., początkowy okres miałem fobiczny, 1 chłopak mi dokuczył, za to w następnych okresie to już ja mu dokuczałem, wystarczyło tylko znaleźć odpowiedniego kumpla i przełamać nieśmiałość nieco.
W gimnazjum przypominam sobie paskudne obrazy dokuczania, to po prostu dzieci, którym trzeba pokazać wyraźną granicę na co sobie mogą pozwolić-bić, żeby bolało.
W moim przypadku niestety uczucie wyalienowania spowodowane izolacją, która z kolei wywołana jest strachem przed odrzuceniem, sprawia że nie jestem w stanie się bronić, bo uważam że mają rację.
Więc, czy każdy człowiek jest zagrożeniem przed którym trzeba się zbroić w mechanizmy obronne?W każdym otoczeniu znajdzie się ktoś, kto postanowi zniszczyć słabą osobę?Jak z tym walczyć?