04 Maj 2013, Sob 14:06, PID: 349532
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 09 Wrz 2013, Pon 10:30 przez Marianne.)
Cześć, niedawno dowiedziałam się, że problemy które miałam od zawsze były objawami fobii społecznej. Niestety rodzice nie rozumieli tego, często fobia mylona jest z nieśmiałością, oni też tak to traktowali, raczej mając nadzieję, że po prostu mi to przejdzie. Niestety nie przeszło, a doprowadziło do tego, że w liceum kompletnie odizolowałam się od ludzi, przez dwa lata starając się udawać, że wszystko jest ok, a wychodząc i wchodząc do liceum nieprzytomna ze stresu i strachu.
Kiedy już skończyłam liceum, przez około pół roku było w miarę ok, potem zaczęły się pojawiać różne objawy somatyczne, przestałam zupełnie panować nad swoimi reakcjami, nie muszę chyba szczegółowo o nich mówić, w każdym razie było to trudne do wytrzymania
Przez te problemy prawie zawaliłam studia, nie byłam w stanie normalnie funkcjonować. Nie chciałam brać leków. Byłam naprawdę załamana, chodziłam do psychologów, nie udało mi się trafić na nikogo, kto by powiedział mi co to było, a z tego co czytam teraz, miałam odczucia można powiedzieć 'wzorowe' osoby mającej fobię społeczną.
Zupełnie przypadkowo trafiłam kiedyś na artykuł Siła śmiechu w Zwierciadle, w którym opisywany był przypadek chłopca, który dzięki śmiechowi wyszedł z depresji i mężczyzny, który wyleczył się śmiechem z bardzo poważnej choroby - jakiegoś rodzaju zaniku mięśni. Był w takim stanie, że praktycznie cały dzień jęczał z bólu, nie był w stanie się ruszać. Po ok. roku stosowania Śmiechoterapii stopniowo czuł się coraz lepiej, w końcu zaczął chodzić i zupełnie wyzdrowiał. Chodzi mi o to jak wielką siłę ma śmiech. Na początku ten artykuł nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia, tak naprawdę zaczęłam się śmiać, nie do końca wierząc, że mi to pomoże, będąc w tak tragicznym stanie, że nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Stwierdziłam, że i tak nie mam nic do stracenia, nie ciągnie to za sobą żadnego ryzyka. Przez pierwsze dwa tygodnie mało się działo, śmiałam się codziennie, rano i wieczorem, około godzinę dziennie. Po dwóch tygodniach puściły pierwsze napięte mięśnie w karku i pomyślałam wtedy, że mam już sposób i że będę to robiła tak długo, aż nie wyleczę się ze wszystkich dolegliwości somatycznych. Wraz z tym jak moje ciało się rozluźniało, czułam się coraz lepiej psychicznie, miałam coraz mniej lęków, coraz mniejsze było poczucie zamknięcia i tego, że świat zewnętrzny mi "przeszkadza" i mnie "drażni".
Po jakimś czasie stwierdziłam, że jest to logiczne, działam na zasadzie przeciwieństw. Wcześniej przez długi okres czasu wysyłałam do organizmu ogromne ilosci adrenaliny i kortyzolu, w ten sposób mój organizm tak się spiął, że zaczęłam odbierać neutralne rzeczy jako wrogie, a zmysły jakby "zamknęły" się na bodźce zewnętrzne, nie byłam w stanie odczuwać przyjemności. Śmiejąc się pobudzałam mózg do wydzielania endorfin, które z kolei rozluźniały ciało.
Śmieję się od prawie półtora roku, mam takie poczucie, że gdyby nie śmiech to naprawdę nie wiem co mogło by mi pomóc, tak duże było napięcie w moim organizmie. Może brzmi to nieprawdopodobnie i wydaje się zbyt proste, ale w tym szaleństwie jest metoda. Poza tym po jakimś czasie musi to zadziałać. Kiedy organizm znajduje się w ciągłym stresie po jakimś czasie przyzwyczaja się do tego, kiedy przez dłuższy okres czasu wysyłasz do organizmu endorfiny, też musi jakoś na to zareagować.
Pomogła mi jeszcze niesamowicie książka Anthonego de Mello, Przebudzenie, w której pisze o tym, żeby obserwować siebie z zewnątrz, być jak najbardziej tu i teraz. Zmiana sposobu myślenia( co było bardzo trudne) dała mi nadzieję, że jestem w stanie z tego wyjść, co wcześniej wydawało mi się niemożliwe. Mam także poczucie, że miałam szczęście, gdybym nie trafiła na ten artykuł, nie wyobrażam sobie jak bym w tej chwili funkcjonowała.
Dla zainteresowanych załączam kilka informacji o sile śmiechu.
SKĄD BIERZE SIĘ ŚMIECH?
Śmiech powstaje w centralnym układzie nerwowym. Jest spontaniczną reakcją układu nerwowego, niezależną od naszej woli lub działaniem przez nas zaplanowanym (np. śmiech z kiepskiego dowcipu szefa).
ŚMIECH I MÓZG
Gdy jesteś wesoły, elektryczna aktywność prawej i lewej półkuli mózgowej jest lepiej skoordynowana. Neurolofizjolodzy dowodzą, że brak takiej koordynacji prowadzi do depresji.
ŚMIECH I SERCE
Śmiech poprawia krwiobieg, przyspiesza bicie serca i krążenie krwi, dzięki czemu organizm otrzymuje więcej tlenu. Aktywizuje nie tylko mięśnie brzucha, ale i twarzy.
ŚMIECH I ODDECH
Zwykle człowiek oddycha bardzo płytko i tylko górną częścią płuc, zatem wdycha niewielką ilość powietrza, więc organizm jest słabo dotleniony. Tymczasem śmiejąc się, podczas jednego wdechu pobieramy nie 0,5, ale aż 1,5 litra powietrza. Poprawia się koncentracja, sprawność i refleks.
ŚMIECH I HORMONY
Śmiech pobudza układ odpornościowy, hamując wydzielania hormonów stresu: adrenaliny i kortyzolu. Zwiększa wydzielanie endorfin (zwanych hormonami szczęścia) i łagodzi bóle głowy, mięśni lub zębów.
ŚMIECH I RUCH
Śmiech jest namiastką ćwiczeń fizycznych. Podczas śmiechu ruszamy ramionami, rękami, nogami i głową.
ŚMIECH I ODCHUDZANIE
Śmiech przyspiesza trawienie i pobudza przemianę materii. Skurcze mięśni korzystnie wpływają na pracę śledziony, wątroby i jelit.
DLACZEGO CHA-CHA, A NIE HI-HI?
Odgłosy śmiechu mają źródło w rytmicznych skurczach mięśni brzucha i przepony. Odgłos śmiechu powstaje już w krtani, a jego barwa (cha,cha, hi-hi, he-he) zależy od ułożenia podniebienia, warg, języka i ściany gardła.
ŚMIECH TO ZDROWIE
Gdy śmiejesz się przez dłuższą chwilę, wprawiasz w ruch wszystkie mięśnie tułowia. Mięśnie te są w tym czasie dotleniane. Nie tylko poprawia się twoje samopoczucie, ale... korzystnie wpływa to na stan twojego zdrowia fizycznego. Dlatego też należy się śmiać jak najczęściej.
Wydobycie się ze stanu w którym byłam wymagało ode mnie wielkiego nakładu pracy, ale okazało się, że jest to droga, która prowadzi mnie do normalnego życia. Mam nadzieję, że korzystając z tych informacji ktoś także będzie mógł sobie pomóc.
Pozdrawiam wszystkich.
PS.Śmiech nie ma żadnych skutków ubocznych!
Kiedy już skończyłam liceum, przez około pół roku było w miarę ok, potem zaczęły się pojawiać różne objawy somatyczne, przestałam zupełnie panować nad swoimi reakcjami, nie muszę chyba szczegółowo o nich mówić, w każdym razie było to trudne do wytrzymania
Przez te problemy prawie zawaliłam studia, nie byłam w stanie normalnie funkcjonować. Nie chciałam brać leków. Byłam naprawdę załamana, chodziłam do psychologów, nie udało mi się trafić na nikogo, kto by powiedział mi co to było, a z tego co czytam teraz, miałam odczucia można powiedzieć 'wzorowe' osoby mającej fobię społeczną.
Zupełnie przypadkowo trafiłam kiedyś na artykuł Siła śmiechu w Zwierciadle, w którym opisywany był przypadek chłopca, który dzięki śmiechowi wyszedł z depresji i mężczyzny, który wyleczył się śmiechem z bardzo poważnej choroby - jakiegoś rodzaju zaniku mięśni. Był w takim stanie, że praktycznie cały dzień jęczał z bólu, nie był w stanie się ruszać. Po ok. roku stosowania Śmiechoterapii stopniowo czuł się coraz lepiej, w końcu zaczął chodzić i zupełnie wyzdrowiał. Chodzi mi o to jak wielką siłę ma śmiech. Na początku ten artykuł nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia, tak naprawdę zaczęłam się śmiać, nie do końca wierząc, że mi to pomoże, będąc w tak tragicznym stanie, że nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Stwierdziłam, że i tak nie mam nic do stracenia, nie ciągnie to za sobą żadnego ryzyka. Przez pierwsze dwa tygodnie mało się działo, śmiałam się codziennie, rano i wieczorem, około godzinę dziennie. Po dwóch tygodniach puściły pierwsze napięte mięśnie w karku i pomyślałam wtedy, że mam już sposób i że będę to robiła tak długo, aż nie wyleczę się ze wszystkich dolegliwości somatycznych. Wraz z tym jak moje ciało się rozluźniało, czułam się coraz lepiej psychicznie, miałam coraz mniej lęków, coraz mniejsze było poczucie zamknięcia i tego, że świat zewnętrzny mi "przeszkadza" i mnie "drażni".
Po jakimś czasie stwierdziłam, że jest to logiczne, działam na zasadzie przeciwieństw. Wcześniej przez długi okres czasu wysyłałam do organizmu ogromne ilosci adrenaliny i kortyzolu, w ten sposób mój organizm tak się spiął, że zaczęłam odbierać neutralne rzeczy jako wrogie, a zmysły jakby "zamknęły" się na bodźce zewnętrzne, nie byłam w stanie odczuwać przyjemności. Śmiejąc się pobudzałam mózg do wydzielania endorfin, które z kolei rozluźniały ciało.
Śmieję się od prawie półtora roku, mam takie poczucie, że gdyby nie śmiech to naprawdę nie wiem co mogło by mi pomóc, tak duże było napięcie w moim organizmie. Może brzmi to nieprawdopodobnie i wydaje się zbyt proste, ale w tym szaleństwie jest metoda. Poza tym po jakimś czasie musi to zadziałać. Kiedy organizm znajduje się w ciągłym stresie po jakimś czasie przyzwyczaja się do tego, kiedy przez dłuższy okres czasu wysyłasz do organizmu endorfiny, też musi jakoś na to zareagować.
Pomogła mi jeszcze niesamowicie książka Anthonego de Mello, Przebudzenie, w której pisze o tym, żeby obserwować siebie z zewnątrz, być jak najbardziej tu i teraz. Zmiana sposobu myślenia( co było bardzo trudne) dała mi nadzieję, że jestem w stanie z tego wyjść, co wcześniej wydawało mi się niemożliwe. Mam także poczucie, że miałam szczęście, gdybym nie trafiła na ten artykuł, nie wyobrażam sobie jak bym w tej chwili funkcjonowała.
Dla zainteresowanych załączam kilka informacji o sile śmiechu.
SKĄD BIERZE SIĘ ŚMIECH?
Śmiech powstaje w centralnym układzie nerwowym. Jest spontaniczną reakcją układu nerwowego, niezależną od naszej woli lub działaniem przez nas zaplanowanym (np. śmiech z kiepskiego dowcipu szefa).
ŚMIECH I MÓZG
Gdy jesteś wesoły, elektryczna aktywność prawej i lewej półkuli mózgowej jest lepiej skoordynowana. Neurolofizjolodzy dowodzą, że brak takiej koordynacji prowadzi do depresji.
ŚMIECH I SERCE
Śmiech poprawia krwiobieg, przyspiesza bicie serca i krążenie krwi, dzięki czemu organizm otrzymuje więcej tlenu. Aktywizuje nie tylko mięśnie brzucha, ale i twarzy.
ŚMIECH I ODDECH
Zwykle człowiek oddycha bardzo płytko i tylko górną częścią płuc, zatem wdycha niewielką ilość powietrza, więc organizm jest słabo dotleniony. Tymczasem śmiejąc się, podczas jednego wdechu pobieramy nie 0,5, ale aż 1,5 litra powietrza. Poprawia się koncentracja, sprawność i refleks.
ŚMIECH I HORMONY
Śmiech pobudza układ odpornościowy, hamując wydzielania hormonów stresu: adrenaliny i kortyzolu. Zwiększa wydzielanie endorfin (zwanych hormonami szczęścia) i łagodzi bóle głowy, mięśni lub zębów.
ŚMIECH I RUCH
Śmiech jest namiastką ćwiczeń fizycznych. Podczas śmiechu ruszamy ramionami, rękami, nogami i głową.
ŚMIECH I ODCHUDZANIE
Śmiech przyspiesza trawienie i pobudza przemianę materii. Skurcze mięśni korzystnie wpływają na pracę śledziony, wątroby i jelit.
DLACZEGO CHA-CHA, A NIE HI-HI?
Odgłosy śmiechu mają źródło w rytmicznych skurczach mięśni brzucha i przepony. Odgłos śmiechu powstaje już w krtani, a jego barwa (cha,cha, hi-hi, he-he) zależy od ułożenia podniebienia, warg, języka i ściany gardła.
ŚMIECH TO ZDROWIE
Gdy śmiejesz się przez dłuższą chwilę, wprawiasz w ruch wszystkie mięśnie tułowia. Mięśnie te są w tym czasie dotleniane. Nie tylko poprawia się twoje samopoczucie, ale... korzystnie wpływa to na stan twojego zdrowia fizycznego. Dlatego też należy się śmiać jak najczęściej.
Wydobycie się ze stanu w którym byłam wymagało ode mnie wielkiego nakładu pracy, ale okazało się, że jest to droga, która prowadzi mnie do normalnego życia. Mam nadzieję, że korzystając z tych informacji ktoś także będzie mógł sobie pomóc.
Pozdrawiam wszystkich.
PS.Śmiech nie ma żadnych skutków ubocznych!