Wszystkie wydarzenia z przeszlosci, maja pozniej jakies nastepstwa w przyszlosci, to one ksztaltuja nasz charakter. Ja pewnie nigdy do konca sie nie pogodze z przeszloscia, ale wiem ze gdyby nie to, to bylbym teraz totalnie innym czlowiekiem. I wcale nie mysle ze szczesliwszym, bo ja ze swojego charakteru jestem bardzo zadowolony, moze i nie mam z kim pogadac, czy wyjsc gdzies, ale wole to niz, jak spora czesc moich znajomych byc bezmyslnie zapatrzonym w pieniadze.
Ja się raczej nigdy nie pogodzę z przeszłością. Moja przeszłość bardzo mocno mnie frustruje, unicestwiłbym ją, gdybym mógł. Przeszłość i ja to jak czerwona płachta i sparaliżowany/związany byk.
Też bywa, że sprzeczam się z przeszłością w głowie.
Ale racjonalnie rzecz ujmując, każdy w danym momencie jest tym, kim potrafi i może być. I na podstawie tego działa i podejmuje decyzje. Łatwo jest siedzieć i znając dalszy ciąg zdarzeń komentować swoją przeszłość, ale decyzje zawsze podejmuje się w teraźniejszości, nie zna się w pełni rezultatów, nie ma się mądrości osoby, którą się jest w tym momencie. Czy mając np. 30 lat, mogę krytykować swoje wybory, gdy miałam 19 lat? Nie bardzo. To doświadczenia tak na prawdę sprawiają,że podejmujemy inne decyzje...a wniosek, że przeszłość została źle zaplanowana można wyciągnąć tylko na podstawie tych doświadczeń, które nam się nie spodobały.
Cytat:Ja się raczej nigdy nie pogodzę z przeszłością. Moja przeszłość bardzo mocno mnie frustruje,
I co Ci daje to frustrowanie się przeszłością? I tak jej nie zmienisz, ani nie zapomnisz, a się tylko nakręcasz.
A co ma mi dawać? dziwne pytanie
To reakcja, na którą i tak nie mam wpływu. Za x lat mogę nawet zdechnąć z powodu przeszłości. Muszę "płynąć" w stronę "cyklonu", który powstał z powodu mojego dzieciństwa i który może mnie zabić, gdy w niego "wpłynę". (Z powodu tego, że wiem, że zderzenie nastąpi, ale nie mogę dokładnie stwierdzić, kiedy dojdzie do mojego zderzenia z nim, napisałem za x lat). W tej sytuacji nie mogę się nie frustrować przeszłością, musiałbym nie mieć emocji.
Jeśli nie umrę, "wypłynę" z "cyklonu" żywy oraz z mojej psychiki po tym nie zostaną "zgliszcza", no to wtedy będę mógł nie frustrować się przeszłością i być z nią pogodzony.
Chciałabym to potrafić, ale zmarnowanie sobie tylu lat, wyjałowienie najlepszego wieku z radosnych przeżyć nastolatki a potem młodej kobiety i za młodu życie jak zakonnica zakonu kontemplacyjnego jest po prostu niewybaczalne