08 Lip 2013, Pon 21:58, PID: 356942
Zakładam nowy temat trochę chciałem się wyżalić, a trochę liczę że coś ciekawego się na pytanie zawarte w temacie.
Z fobią społeczną zmagam się praktycznie od urodzenia. Ostatnie lata mojego życia były jednak bardzo udane. Z największej życiowej ofermy, osoby bliskiej załamania nerwowego stałem się aktywnym człowiekiem, znalazłem pracę, zacząłem i już niemal skończyłem zaoczne studia (niedługo będę walczył o licencjat), dużo trenowałem i oczywiście osiągnęłam wiele mniejszych sukcesów.... Metodą "step by step" szedłem do przodu i coraz rzadziej moja FS daje o sobie znać.
Niby wszystko pięknie, bo dzięki aktywnemu trybowi życia poznałem bardzo wielu ludzi. Problem w tym, że na poznawaniu się skończyło. Niestety moje życie towarzyskie jest kompletnie zawalone. Mimo, że w codziennych kontaktach jestem całkiem odważny, da się ze mną pogadać, często nawet sam zagaduję, ale w mojej miejscowości jakoś kompletnie nie potrafię znaleźć sobie towarzystwa. Zdecydowałem się napisać tego posta, bo przez ostatnie lata jedynych przyjaciół miałem miałem daleko ode mnie, widywaliśmy się głównie w lecie i uwielbiałem z nimi spędzać czas. Niestety z przyczyn niezależnych ode mnie powoli tracę z nimi kontakt i już prawie się nie widujemy. Miałem trochę doła z tego powodu, poczułem się bardzo samotny, chociaż trochę póki co mi przeszło. A przecież nawet mając te kilkanaście lat, gdy w szkole do nikogo się nie odzywałem, to miałem przecież tych kilku kolegów z podwórka na których zawsze mogłem liczyć.
Przez ostatnie lata naprawdę bardzo polubiłem ludzi i spotkania towarzyskie, moje lęki w takich sytuacjach bardzo się zmniejszyły, zawsze byłem po nich bardzo podbudowany. Tylko problem w tym, że nie mam się z kim spotykać....
Z fobią społeczną zmagam się praktycznie od urodzenia. Ostatnie lata mojego życia były jednak bardzo udane. Z największej życiowej ofermy, osoby bliskiej załamania nerwowego stałem się aktywnym człowiekiem, znalazłem pracę, zacząłem i już niemal skończyłem zaoczne studia (niedługo będę walczył o licencjat), dużo trenowałem i oczywiście osiągnęłam wiele mniejszych sukcesów.... Metodą "step by step" szedłem do przodu i coraz rzadziej moja FS daje o sobie znać.
Niby wszystko pięknie, bo dzięki aktywnemu trybowi życia poznałem bardzo wielu ludzi. Problem w tym, że na poznawaniu się skończyło. Niestety moje życie towarzyskie jest kompletnie zawalone. Mimo, że w codziennych kontaktach jestem całkiem odważny, da się ze mną pogadać, często nawet sam zagaduję, ale w mojej miejscowości jakoś kompletnie nie potrafię znaleźć sobie towarzystwa. Zdecydowałem się napisać tego posta, bo przez ostatnie lata jedynych przyjaciół miałem miałem daleko ode mnie, widywaliśmy się głównie w lecie i uwielbiałem z nimi spędzać czas. Niestety z przyczyn niezależnych ode mnie powoli tracę z nimi kontakt i już prawie się nie widujemy. Miałem trochę doła z tego powodu, poczułem się bardzo samotny, chociaż trochę póki co mi przeszło. A przecież nawet mając te kilkanaście lat, gdy w szkole do nikogo się nie odzywałem, to miałem przecież tych kilku kolegów z podwórka na których zawsze mogłem liczyć.
Przez ostatnie lata naprawdę bardzo polubiłem ludzi i spotkania towarzyskie, moje lęki w takich sytuacjach bardzo się zmniejszyły, zawsze byłem po nich bardzo podbudowany. Tylko problem w tym, że nie mam się z kim spotykać....