18 Kwi 2012, Śro 19:29, PID: 298982
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 06 Sie 2012, Pon 2:21 przez Azon22.)
Witam,
właściwie przed momentem się zarejestrowałem stwierdzając, ze w końcu powinienem spróbować rozwiązać swój problem. Od dłuższego czasu myślałem nad napisaniem takiego tematu, jednak nie było to nigdy zbyt proste, ale w końcu postanowiłem się przełamać. Cały mój problem powstał w momencie, kiedy zacząłem chodzić do zerówki - bałem się zostać samemu z resztą dzieci chcąc być przy kimś kogo znałem już wcześniej co poskutkowało tym, że wtedy chodziłem do szkoły z siostrą mimo to jakąś sobie radziłem, w końcu małe dziecko nie jest dokuczliwe, a wręcz byli zafascynowani tym, że nic nie mówię - wtedy to nawet przynosiło różne korzyści i mogłem czuć się lubiany - każdy zawsze chciał się ze mną bawić nawet nie zamieniając ze mną wcześniej ani słowa. W momencie, kiedy poszedłem do 1szej klasy szkoły podstawowej wiele się nie zmieniło - dalej z nikim nie rozmawiałem, kiedy Pani prosiła bym przeczytał coś - wstydziłem się i nie chciałem się odezwać mimo, że lubiłem czytać i recytować. Co dziwne, jeżeli przychodziło mi zagrać jakąś role w szkolnym przedstawieniu nie miałem z tym żadnego problemu właściwie. W drugiej klasie podstawówki idąc do komunii ksiądz musiał robić mi testy z modlitw u mnie w domu, bo wstydziłem się gdzie indziej mu cokolwiek powiedzieć. W kolejnej klasie nastąpił można by rzec cud - zacząłem rozmawiać z rówieśnikami, nawet byłem z siebie dumny, kiedy moja wychowawczyni kazała mnie rozsadzić bo za dużo gadałem, spotykałem się ze swoimi kolegami przez parę miesięcy. Zrobiłem swoje urodziny zapraszając parę ulubionych osób z klasy. Tak to trwało przez jakiś czas, a później znów ludzie przestali do mnie przychodzić, zapraszać mnie gdziekolwiek - jedynie czasami gdzieś poszedłem, nie miałem pojęcia co takiego zrobiłem. W czwartej klasie największym ciosem było to, ze nawet jak już nie miałem do kogo zagadać to nie mogłem siedzieć w swojej klasie gdyż co lekcje zmienialiśmy ją. W końcu poznałem znajomego - bawiliśmy się czasem na przerwie, wyciągnął mi pomocną dłoń którą starałem się chwycić, jednak nie mogłem dłuzej zostać w tej szkole gdyż musieliśmy się przeprowadzić z rodzina do innego miasta tam już kompletnie się zamknąłem. Z nikim nie nawiązywałem kontaktu w szkole, jedynie na początku tak zwane rozmowy na karteczki na lekcji i raz zabłysłem wyrywając kartkę z reki nauczyciela. Na podwórku było zupełnie inaczej - miałem grupkę pięciu znajomych i codziennie się z nimi bawiłem. Bardzo chciałbym wrócić chociaż do tego - wtedy miałem przynajmniej tych pięciu, teraz jestem zupełnie samotny. Z czasem wróciłem się do startego miasta, jak i klasy - z początku zapowiadało się dobrze, moim najlepszym kumplem był ten sam co wyciągnął do mnie pomocną dłoń w 4tej klasie, jednak coś się zepsuło. Osoba która miałem za przyjaciela przywróciła moją przeszłość i jakby omotał klasę, że nadal z nikim nie rozmawiam mimo, że gadałem jak najęty - nie wiedziałem dlaczego, co znów zrobiłem źle - stałem się pośmiewiskiem klasy, byłem zaczepiany i tak aż do 1szej klasy gimnazjum nic się nie zmieniło poza tym, że zmieniłem szkołę i miasto w którym mieszkałem - kolejna konieczność przeprowadzki. W nowej szkole też byłem zaczepiany bo nie potrafiłem otworzyć się przed rówieśnikami... Jednak w sumie ciesze się, ze nie zaprzyjaźniłem się jakąś bardziej z tym środowiskiem. Myślałem, że w szkole prywatnej będzie lepiej, ale większość uczęszczając tam osób to byli bogaci, nadęci bufoni. Nie byłem jedyną zaczepianą tam osobą - jedyną z powodu "niemówienia", inny zaś dlatego, że był chory - niedotlenienie mózgu podczas porodu (przynajmniej tak mi się wydaje, syn brata wujka ma poodbne zachowania właśnie spowodowane powikłaniami podczas porodu), drugi - nie mam pojęcia. W drugiej gimnazjum było już dobrze, poznałem osoby o podobnych zainteresowaniach (manga etc.), ale nie chodzi tylko o szkołę - chcę się z tymi ludźmi zacząć spotykać - tego mi najbardziej brakuje po wakacjach/sylwestrze. W trzeciej wróciły czasy szóstej klasy i pierwszej gimnazjum. W wakacje, jedynie przyjechali znajomi siostry (siostra młodsza o dwa lata), ale znajomych miała w większości w moim wieku. Spędziliśmy razem dwa tygodnie - siostra pomogła mi nawiązać kontakty, Ci ludzie w sumie też - zauważyłem też jaki jestem, ze tak powiem niedoinformowany - na początku wśród nich czułem się po prostu jak osoba z innej epoki. Spędziłem z nimi jeszcze tylko sylwestra. Teraz jestem w liceum i nadal to samo z tym, że ludzie mnie po prostu olewają i tyle - po wakacjach myślałem, że to koniec moich problemów. Chciałbym w końcu to zmienić, czuje się strasznie samotny - spędzam czas tylko na komputerze rozmawiając z ludźmi poprzez komunikatory co mnie powoli zaczyna przerażać. Grając w grę komputerową dotarło do mnie, że tak być nie może, kiedy wszyscy gdzie wychodzą - siostra, brat etc. A jak ten baran siedzę na komputerze i po prostu się nudzę, nie mam co ze sobą zrobić odczuwam ogromny ból, niejednokrotnie miałem myśli samobójcze - nie mam pojęcia jak zwalczyć mój strach w skzole przed ludźmi. Stałem się strasznie leniwy, bez jakichkolwiek chęci do życia, coraz bardziej ospały- nigdy dotąd aż tak źle nie było. W dodatku starając się siedzieć na komputerze zamiast spotykać ze znajomymi uzależniłem się od niego. Na forum właściwie mówię tylko o tym dlatego, że mogę pozostać anonimowy. Licze na pomoc - chciałbym w końcu rozwikłać ten problem, a nie ciągle od niego uciekać.
Serdecznie pozdrawiam i prosze o pomoc.
właściwie przed momentem się zarejestrowałem stwierdzając, ze w końcu powinienem spróbować rozwiązać swój problem. Od dłuższego czasu myślałem nad napisaniem takiego tematu, jednak nie było to nigdy zbyt proste, ale w końcu postanowiłem się przełamać. Cały mój problem powstał w momencie, kiedy zacząłem chodzić do zerówki - bałem się zostać samemu z resztą dzieci chcąc być przy kimś kogo znałem już wcześniej co poskutkowało tym, że wtedy chodziłem do szkoły z siostrą mimo to jakąś sobie radziłem, w końcu małe dziecko nie jest dokuczliwe, a wręcz byli zafascynowani tym, że nic nie mówię - wtedy to nawet przynosiło różne korzyści i mogłem czuć się lubiany - każdy zawsze chciał się ze mną bawić nawet nie zamieniając ze mną wcześniej ani słowa. W momencie, kiedy poszedłem do 1szej klasy szkoły podstawowej wiele się nie zmieniło - dalej z nikim nie rozmawiałem, kiedy Pani prosiła bym przeczytał coś - wstydziłem się i nie chciałem się odezwać mimo, że lubiłem czytać i recytować. Co dziwne, jeżeli przychodziło mi zagrać jakąś role w szkolnym przedstawieniu nie miałem z tym żadnego problemu właściwie. W drugiej klasie podstawówki idąc do komunii ksiądz musiał robić mi testy z modlitw u mnie w domu, bo wstydziłem się gdzie indziej mu cokolwiek powiedzieć. W kolejnej klasie nastąpił można by rzec cud - zacząłem rozmawiać z rówieśnikami, nawet byłem z siebie dumny, kiedy moja wychowawczyni kazała mnie rozsadzić bo za dużo gadałem, spotykałem się ze swoimi kolegami przez parę miesięcy. Zrobiłem swoje urodziny zapraszając parę ulubionych osób z klasy. Tak to trwało przez jakiś czas, a później znów ludzie przestali do mnie przychodzić, zapraszać mnie gdziekolwiek - jedynie czasami gdzieś poszedłem, nie miałem pojęcia co takiego zrobiłem. W czwartej klasie największym ciosem było to, ze nawet jak już nie miałem do kogo zagadać to nie mogłem siedzieć w swojej klasie gdyż co lekcje zmienialiśmy ją. W końcu poznałem znajomego - bawiliśmy się czasem na przerwie, wyciągnął mi pomocną dłoń którą starałem się chwycić, jednak nie mogłem dłuzej zostać w tej szkole gdyż musieliśmy się przeprowadzić z rodzina do innego miasta tam już kompletnie się zamknąłem. Z nikim nie nawiązywałem kontaktu w szkole, jedynie na początku tak zwane rozmowy na karteczki na lekcji i raz zabłysłem wyrywając kartkę z reki nauczyciela. Na podwórku było zupełnie inaczej - miałem grupkę pięciu znajomych i codziennie się z nimi bawiłem. Bardzo chciałbym wrócić chociaż do tego - wtedy miałem przynajmniej tych pięciu, teraz jestem zupełnie samotny. Z czasem wróciłem się do startego miasta, jak i klasy - z początku zapowiadało się dobrze, moim najlepszym kumplem był ten sam co wyciągnął do mnie pomocną dłoń w 4tej klasie, jednak coś się zepsuło. Osoba która miałem za przyjaciela przywróciła moją przeszłość i jakby omotał klasę, że nadal z nikim nie rozmawiam mimo, że gadałem jak najęty - nie wiedziałem dlaczego, co znów zrobiłem źle - stałem się pośmiewiskiem klasy, byłem zaczepiany i tak aż do 1szej klasy gimnazjum nic się nie zmieniło poza tym, że zmieniłem szkołę i miasto w którym mieszkałem - kolejna konieczność przeprowadzki. W nowej szkole też byłem zaczepiany bo nie potrafiłem otworzyć się przed rówieśnikami... Jednak w sumie ciesze się, ze nie zaprzyjaźniłem się jakąś bardziej z tym środowiskiem. Myślałem, że w szkole prywatnej będzie lepiej, ale większość uczęszczając tam osób to byli bogaci, nadęci bufoni. Nie byłem jedyną zaczepianą tam osobą - jedyną z powodu "niemówienia", inny zaś dlatego, że był chory - niedotlenienie mózgu podczas porodu (przynajmniej tak mi się wydaje, syn brata wujka ma poodbne zachowania właśnie spowodowane powikłaniami podczas porodu), drugi - nie mam pojęcia. W drugiej gimnazjum było już dobrze, poznałem osoby o podobnych zainteresowaniach (manga etc.), ale nie chodzi tylko o szkołę - chcę się z tymi ludźmi zacząć spotykać - tego mi najbardziej brakuje po wakacjach/sylwestrze. W trzeciej wróciły czasy szóstej klasy i pierwszej gimnazjum. W wakacje, jedynie przyjechali znajomi siostry (siostra młodsza o dwa lata), ale znajomych miała w większości w moim wieku. Spędziliśmy razem dwa tygodnie - siostra pomogła mi nawiązać kontakty, Ci ludzie w sumie też - zauważyłem też jaki jestem, ze tak powiem niedoinformowany - na początku wśród nich czułem się po prostu jak osoba z innej epoki. Spędziłem z nimi jeszcze tylko sylwestra. Teraz jestem w liceum i nadal to samo z tym, że ludzie mnie po prostu olewają i tyle - po wakacjach myślałem, że to koniec moich problemów. Chciałbym w końcu to zmienić, czuje się strasznie samotny - spędzam czas tylko na komputerze rozmawiając z ludźmi poprzez komunikatory co mnie powoli zaczyna przerażać. Grając w grę komputerową dotarło do mnie, że tak być nie może, kiedy wszyscy gdzie wychodzą - siostra, brat etc. A jak ten baran siedzę na komputerze i po prostu się nudzę, nie mam co ze sobą zrobić odczuwam ogromny ból, niejednokrotnie miałem myśli samobójcze - nie mam pojęcia jak zwalczyć mój strach w skzole przed ludźmi. Stałem się strasznie leniwy, bez jakichkolwiek chęci do życia, coraz bardziej ospały- nigdy dotąd aż tak źle nie było. W dodatku starając się siedzieć na komputerze zamiast spotykać ze znajomymi uzależniłem się od niego. Na forum właściwie mówię tylko o tym dlatego, że mogę pozostać anonimowy. Licze na pomoc - chciałbym w końcu rozwikłać ten problem, a nie ciągle od niego uciekać.
Serdecznie pozdrawiam i prosze o pomoc.