17 Lut 2016, Śro 13:26, PID: 516106
@BessieShy
Nie wierzę, że to czytam, bo czytam prawie dokładnie to co ja czuję każdego dnia. Z tą różnicą, że mnie przytłacza wszystko, nie tylko praca. Chociaż może u mnie to jest czyste lenistwo? Nie wiem.
Najchętniej w ciągu dnia nie robiłabym nic. I nie mówię tutaj o siedzeniu przed telewizorem, ale o zupełnie niczym. Przeleżałabym cały dzień z przerwami na siku i jedzenie. Mam hobby, które jest też moją pracą zawodową, ale mam problem z motywacją. Kiedy mam zamówienie, to jakby jakaś magiczna siła sprawiała, że odechciewa mi się wszystkiego. Wtedy komfortowo czuję się jedynie w łóżku pod pierzyną.
Często bywa tak, że nie chce mi się nawet myć. Nie mówię już nawet o gotowaniu (które też kiedyś sprawiało mi mega przyjemność), czy wychodzeniu z psem.
Od czasu do czasu słucham tych wszystkich wykładów coachingowych, motywacyjnych i tych na temat samodyscypliny i pełna zapału postanawiam sobie, że od jutra zmieniam swoje życie.
Rano biorę prysznic, nakładam maseczkę na twarz, robię zdrowe śniadanie, idę na godzinny spacer z psem, trochę poćwiczę, pracuję, piszę trochę magisterki, przygotowuję wykwintny obiad dla siebie i męża, sprzątam w domu, robię pranie, wskakuję do wanny z książką i kieliszkiem wina i idę spać.
Następnego dnia dochodzę do wniosku, że "aaaa, ten długi spacer i ćwiczenia to może co drugi dzień?", "jak ja mam jeść zdrowo jak w tej lodówce nic nie ma?", "magisterka? no teraz to może obejrzę sobie TV, a ruszę z tym coś wieczorem..."
Czy to jeszcze zaburzenia, czy czyste lenistwo?
Nie wierzę, że to czytam, bo czytam prawie dokładnie to co ja czuję każdego dnia. Z tą różnicą, że mnie przytłacza wszystko, nie tylko praca. Chociaż może u mnie to jest czyste lenistwo? Nie wiem.
Najchętniej w ciągu dnia nie robiłabym nic. I nie mówię tutaj o siedzeniu przed telewizorem, ale o zupełnie niczym. Przeleżałabym cały dzień z przerwami na siku i jedzenie. Mam hobby, które jest też moją pracą zawodową, ale mam problem z motywacją. Kiedy mam zamówienie, to jakby jakaś magiczna siła sprawiała, że odechciewa mi się wszystkiego. Wtedy komfortowo czuję się jedynie w łóżku pod pierzyną.
Często bywa tak, że nie chce mi się nawet myć. Nie mówię już nawet o gotowaniu (które też kiedyś sprawiało mi mega przyjemność), czy wychodzeniu z psem.
Od czasu do czasu słucham tych wszystkich wykładów coachingowych, motywacyjnych i tych na temat samodyscypliny i pełna zapału postanawiam sobie, że od jutra zmieniam swoje życie.
Rano biorę prysznic, nakładam maseczkę na twarz, robię zdrowe śniadanie, idę na godzinny spacer z psem, trochę poćwiczę, pracuję, piszę trochę magisterki, przygotowuję wykwintny obiad dla siebie i męża, sprzątam w domu, robię pranie, wskakuję do wanny z książką i kieliszkiem wina i idę spać.
Następnego dnia dochodzę do wniosku, że "aaaa, ten długi spacer i ćwiczenia to może co drugi dzień?", "jak ja mam jeść zdrowo jak w tej lodówce nic nie ma?", "magisterka? no teraz to może obejrzę sobie TV, a ruszę z tym coś wieczorem..."
Czy to jeszcze zaburzenia, czy czyste lenistwo?