15 Sty 2016, Pią 4:29, PID: 506934
Śmierć?
Jako takiej, i założenia że nic jest po niej nie boję się. Co dzień "umieramy", czy zapadamy w "nicość" zasypiając, różnica taka tylko że budzimy się, z mniejszą lub większą radością.
Umierania, cierpienia fizycznego i tego co może tą ostateczność poprzedzać to owszem, boję się, i tego że nie wiem kiedy i jaki to będzie miało przebieg....
Taką fobijkę przy tym mam, że skoro w pewnych okolicznościach, a zwłaszcza w warunkach silnej mobilizacji, ( np. właśnie w warunkach bezpośredniego zagrożenia życia ) mózg potrafi zasuwać z ogromnymi prędkościami. Wtedy też percepcja otaczjącej rzeczywistości i upływu czasu zmienia się: mówi się potocznie o tym że czas płynie wolniej, wydaje się że wszystko widać jak na spowolnionym filmie. Taki kop czasem ratuje życie, reakcje fizyczne/ refleks jest też znacznie szybszy...Kiedyś, jako świadek tylko (ale gwałtownie zaskoczony zdarzeniem) też czegoś takiego doświadczyłem: dwie osoby jednocześnie potrącone przez jeden samochód leciały w powietrzu wolno jak balony...tak nagły kop adrenaliny i cholera wie czego podziałał na postrzeganie. Na chemii żadnej nie byłem wtedy...Tak więc mam taką obawę, że w trakcie odejścia, w warunkach zachowania świadomości i przy założeniu że organizm (sama biologia) walczy do końca i na ostro, przy takiej maksymalnej mobilizacji przedśmiertnej to subiektywne doznawanie psychicznego i fizycznego cierpienia może być niemiłosiernie długie...Coś co dla postronnego obserwatora może trwać minuty czy sekundy, dla umierającego może trwać (brrr..) nieskończenie długo
Jako takiej, i założenia że nic jest po niej nie boję się. Co dzień "umieramy", czy zapadamy w "nicość" zasypiając, różnica taka tylko że budzimy się, z mniejszą lub większą radością.
Umierania, cierpienia fizycznego i tego co może tą ostateczność poprzedzać to owszem, boję się, i tego że nie wiem kiedy i jaki to będzie miało przebieg....
Taką fobijkę przy tym mam, że skoro w pewnych okolicznościach, a zwłaszcza w warunkach silnej mobilizacji, ( np. właśnie w warunkach bezpośredniego zagrożenia życia ) mózg potrafi zasuwać z ogromnymi prędkościami. Wtedy też percepcja otaczjącej rzeczywistości i upływu czasu zmienia się: mówi się potocznie o tym że czas płynie wolniej, wydaje się że wszystko widać jak na spowolnionym filmie. Taki kop czasem ratuje życie, reakcje fizyczne/ refleks jest też znacznie szybszy...Kiedyś, jako świadek tylko (ale gwałtownie zaskoczony zdarzeniem) też czegoś takiego doświadczyłem: dwie osoby jednocześnie potrącone przez jeden samochód leciały w powietrzu wolno jak balony...tak nagły kop adrenaliny i cholera wie czego podziałał na postrzeganie. Na chemii żadnej nie byłem wtedy...Tak więc mam taką obawę, że w trakcie odejścia, w warunkach zachowania świadomości i przy założeniu że organizm (sama biologia) walczy do końca i na ostro, przy takiej maksymalnej mobilizacji przedśmiertnej to subiektywne doznawanie psychicznego i fizycznego cierpienia może być niemiłosiernie długie...Coś co dla postronnego obserwatora może trwać minuty czy sekundy, dla umierającego może trwać (brrr..) nieskończenie długo