29 Gru 2015, Wto 13:34, PID: 500302
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 29 Gru 2015, Wto 13:36 przez Sugar.)
Placebo, osoby z fobią społeczną nie lubią jak ktoś na nich patrzy, bo boją się oceniania. Dzieci na każdym kroku się strofuje, nie rusz, źle to robisz, daj ci pokażę, albo zrobię za ciebie. Mało kto pozwala dzieciom na jakąś samodzielność, bo za dużo bałaganu, za dużo roboty... lepiej i szybciej samemu to zrobić a dziecko odesłać. Potem ten wzorzec zostaje w człowieku.
Ostatnio doszłam do ciekawych przemyśleń, mianowicie, wcale nie musi być idealnie. To znaczy niby to oczywiste. Ale za każdym razem gdy miałam jakieś wyzwanie przed sobą, to spinałam się w sobie, pociłam się jak świnia bo zależało mi na tym, by zrobić to prefekt. Nie da się, wtedy człowiek popełnia wiele błędów i ma do siebie żal, że mu się znów nie udało. A to po prostu taki powielany wzorzec, chce zrobić coś najlepiej, bo inni patrzą i oceniają. Ale prawda jest taka, że nie muszę, szczególnie jak coś robię pierwszy raz nie musi to być ze wszech miar idealne! Ponadto nie istnieje osoba, która robiąc coś pierwszy raz nie popełni choć minimalnego błędu. Dlatego po prostu dzielić wszystko na etapy i spróbować zrobić to na luzie. Jeśli ktoś czegoś cię uczy albo pokazuje to doskonale wie, że to twój pierwszy raz. Na pewno nie będzie cię wyśmiewał.
Wracając do temu wątku, człowiek od chwili narodzin jest zobowiązany stawać się coraz bardziej odpowiedzialny za siebie i samodzielny. W macicy płód ma wszystko czego potrzebuje, dostarczone automatycznie. Potem okazuje się, że świat tak nie działa. Jeśli czegoś chcesz, to niekoniecznie to z automatu dostajesz. Dziecko uczy się, że musi sygnalizować potrzeby, ale wciąż dostaje wszystko, czego mu potrzeba. Później jest kolejny etap, dziecko się oddziela od matki i staje się bardziej samodzielne. Potem idzie do szkoły, potem na studia.
I przez ten cały czas nikt mu nie mówi, że musi być odpowiedzialny za siebie. Raczej ciągle mu powtarzają - spójrz Janek jest taki, a Asia taka. Bądź jak oni. W szkole powtarzają bzdury jak "nauka to potęgi klucz", a na studiach cały czas ma się wrażenie prestiżu a w głowie obietnicę sukcesu. Tylko, że do tego nie wystarczy skończyć studia.
Tylko, że nikt o tym nie mówi dzieciom, nikt ich nie ostrzega, że człowiek jest ostatecznie zdany na siebie samego. Gdy się kończy nauka mama z tatą już nie pomogą. Będziesz musiał radzić sobie sam! I wtedy naiwne młodzieńcze marzenia i przekonania pryskają jak mydlane bańki, bo okazuje się, że świat wcale nie jest tak przyjazny i wcale nie stoi otworem dla młodych ludzi. Wręcz przeciwnie.
Jeśli ktoś nie załapał w porę tych prostych zasad, to ma przekichane. Na tym polega dorosłość. Na braniu odpowiedzialności za siebie. Nie można oczekiwać, że ktoś coś, sądząc że mają taki obowiązek. Nie, nikt nie ma względem ciebie żadnych zobowiązań, o ile nie jesteś chory i niedołężny i sam możesz sobie radzić, to będziesz musiał jakoś to zrobić. Nie licz na to, że znajdą się osoby, które cię wyręczą. Nie jesteś już dzieckiem.
Ostatnio doszłam do ciekawych przemyśleń, mianowicie, wcale nie musi być idealnie. To znaczy niby to oczywiste. Ale za każdym razem gdy miałam jakieś wyzwanie przed sobą, to spinałam się w sobie, pociłam się jak świnia bo zależało mi na tym, by zrobić to prefekt. Nie da się, wtedy człowiek popełnia wiele błędów i ma do siebie żal, że mu się znów nie udało. A to po prostu taki powielany wzorzec, chce zrobić coś najlepiej, bo inni patrzą i oceniają. Ale prawda jest taka, że nie muszę, szczególnie jak coś robię pierwszy raz nie musi to być ze wszech miar idealne! Ponadto nie istnieje osoba, która robiąc coś pierwszy raz nie popełni choć minimalnego błędu. Dlatego po prostu dzielić wszystko na etapy i spróbować zrobić to na luzie. Jeśli ktoś czegoś cię uczy albo pokazuje to doskonale wie, że to twój pierwszy raz. Na pewno nie będzie cię wyśmiewał.
Wracając do temu wątku, człowiek od chwili narodzin jest zobowiązany stawać się coraz bardziej odpowiedzialny za siebie i samodzielny. W macicy płód ma wszystko czego potrzebuje, dostarczone automatycznie. Potem okazuje się, że świat tak nie działa. Jeśli czegoś chcesz, to niekoniecznie to z automatu dostajesz. Dziecko uczy się, że musi sygnalizować potrzeby, ale wciąż dostaje wszystko, czego mu potrzeba. Później jest kolejny etap, dziecko się oddziela od matki i staje się bardziej samodzielne. Potem idzie do szkoły, potem na studia.
I przez ten cały czas nikt mu nie mówi, że musi być odpowiedzialny za siebie. Raczej ciągle mu powtarzają - spójrz Janek jest taki, a Asia taka. Bądź jak oni. W szkole powtarzają bzdury jak "nauka to potęgi klucz", a na studiach cały czas ma się wrażenie prestiżu a w głowie obietnicę sukcesu. Tylko, że do tego nie wystarczy skończyć studia.
Tylko, że nikt o tym nie mówi dzieciom, nikt ich nie ostrzega, że człowiek jest ostatecznie zdany na siebie samego. Gdy się kończy nauka mama z tatą już nie pomogą. Będziesz musiał radzić sobie sam! I wtedy naiwne młodzieńcze marzenia i przekonania pryskają jak mydlane bańki, bo okazuje się, że świat wcale nie jest tak przyjazny i wcale nie stoi otworem dla młodych ludzi. Wręcz przeciwnie.
Jeśli ktoś nie załapał w porę tych prostych zasad, to ma przekichane. Na tym polega dorosłość. Na braniu odpowiedzialności za siebie. Nie można oczekiwać, że ktoś coś, sądząc że mają taki obowiązek. Nie, nikt nie ma względem ciebie żadnych zobowiązań, o ile nie jesteś chory i niedołężny i sam możesz sobie radzić, to będziesz musiał jakoś to zrobić. Nie licz na to, że znajdą się osoby, które cię wyręczą. Nie jesteś już dzieckiem.