02 Sty 2016, Sob 14:32, PID: 502136
Wielu ludzi na to zwraca uwagę.
Ja jako dziecko na przykład byłam bardzo płaczliwa. Fakt, reagowałam często zbyt mocno, a sąsiedzi do dziś wypominają mi, jak się darłam na swoim chrzcie. Tylko, że teraz patrzę na to w inny sposób. Wtedy to był to krzyk o uwagę, odrobinę szczerego zainteresowania i po prostu bezinteresownej miłości. Byłam dzieckiem, które potrzebowało więcej zauważenia przez rodziców, ale niestety częsty płacz powodował odwrotną sytuację, czyli raczej złość, ignorowanie, teksty typu, że brzydko wyglądam etc. Szkoda, że dorośli nie rozumieją psychiki dzieci.
Jak stać się odpowiedzialnym za siebie?
To jest bardzo trudny i ciężki proces. Nie wiem, czy jest dla człowieka możliwie całkowicie uniezależnienie się od innych. Nie chodzi o odcięcie się. Według mnie to proces, który polega na tym by uczestniczyć w codziennym życiu, utrzymywać normalne kontakty, słuchać tego co mówią inni, zarówno pozytywnego jak i negatywnego, ale nie angażować się w to przesadnie. Wielu ludzi mówi przykre rzeczy. Dla dziecka takie słowa od rodziców, których traktuje do pewnego stopnia jak największy wzór, skierowane do niego są niezrozumiałe. Nie tyle bolą personalnie, co po prostu burzą świat, w którym rodzice są mądrzy i wartościowi. Bo kto mądry i wartościowy mówi takie przykre rzeczy?
Pierwszym krokiem do odpowiedzialności za siebie jest zobaczenie w rodzicach po prostu ludzi, a nie kogoś lepszego od siebie, mądrzejszego, kogo trzeba słuchać bezwzględnie. Oni też byli takimi dziećmi i choćby nie wiadomo jak manipulowali i próbowali utrzymać władzę i przekonać dziecko, że są nieomylni, to i tak wszystko powinno się rozmyć. Niektórzy ludzie nawet gdy wyprowadzają się z domu i mają czterdzieści lat i swoje dorosłe dzieci, to i tak najbardziej na świecie słuchają się mamusi. Mamusia może być manipulacyjna, może być wampirem energetycznym, ale to przecież mamusia.
Proces emocjonalnego odcięcia od rodziców jest bardzo trudny i skomplikowany, ale bardzo pożyteczny.
Kolejnym krokiem do wyzwolenia się jest wybaczenie rodzicom. To przychodzi naturalnie, jak się w nich zobaczy zwykłych ludzi.Tak samo lękliwych, z podobnymi problemami, jak my sami.. Tak, popełniali błędy, często krzywdzili bardzo mocno. Ale to już minęło, teraz pora na własne życie.
Kiedy już się tą podstawową komórkę społeczną jaką są relacje z rodzicami posprząta, trzeba to przenieść na grunt innych relacji. To znaczy pojąć, że ludzie nic nam nie są winni ani my nie mamy żadnego długu wobec nich.
Nie musisz być idealny, na każde zawołanie, nie musisz wszystkiego ogarniać i wyręczać ludzi. Nie masz wobec nich żadnych długów do spłacenia. Pamiętaj, że jeśli będziesz pracował nad relacjami ciężko i wkładał w nie serce, to nikt tego nie doceni. Uzna to po prostu za normę, ale w większości przypadków nie odwdzięczy się. Nie staraj się ofiarowywać innym więcej, niż powinni otrzymać. Nie martw się, nie znienawidzą cię, jeśli po prostu odpuścisz. Jeśli komuś to nie będzie pasowało, odejdzie. To nie tragedia, bo ludzie pojawiają się w życiu i odchodzą. To nie twoja wina, że tak się dzieje.
Niektórzy czują się uzależnieni od swoich kolegów i koleżanek z lat szkolnych. Tymczasem to całkiem normalne, że gdy kończą się klasy, kończą się przyjaźnie. Teraz pora na kolejne przyjaźnie, nowe znajomości. Tylko garstka ludzi lub nawet tylko jedna osoba zostanie na stałe w twoim życiu.
Oczywiście, że trzeba kochać siebie, ale łatwo powiedzieć, a trudniej zrobić. Ja sama mam z tym wielkie problemy i widzę wyraźnie, że nie lubię siebie i nie mogę się często znieść. Na razie nie robiłam nic szczególnego by się pokochać, dlatego nie czuję się kompetentna, żeby komuś mówić jak to zrobić.
Jeśli chodzi o zrozumienie. Nie ma zrozumienia. O ile dana osoba nie wejdzie w twoje buty, to nic o tobie nie wie. Większość ludzi nie jest zainteresowana twoimi problemami, a rozmowę o nich traktuje jako pretekst do opowiedzenia o swoich problemach. Nie oczekuj, że znajdziesz współczucie i zrozumienie, bo go nie znajdziesz. Im bardziej go szukasz i im mocniej cierpisz, tym mniej osób znajduje się w twoim otoczeniu. Sprawa jest prosta - ludzie nie lubią cierpiących, smutnych. Omijają ich z daleka bo im psują krajobraz, nie wiedzą jak z nimi postępować. To trudne, ale każdy w swoim życiu idzie samotną drogą. Powinien z tym pogodzić i nie oczekiwać od innych, że zrozumieją, że wesprą. W takiej sytuacji po prostu wniosą więcej chaosu do i tak trudnego doświadczenia. Raz na milion trafia się osoba, która może pomóc, ale to rzadkie przypadki. I uwaga, nie zawsze powinna to robić!
Ale ten proces, samotnej drogi, najlepiej kształtuje odpowiedzialność za siebie. Nie masz innego wyjścia, musisz sobie jakoś poradzić. A gdy z tego wyjdziesz, odkrywasz, że żyjesz.
Ja jako dziecko na przykład byłam bardzo płaczliwa. Fakt, reagowałam często zbyt mocno, a sąsiedzi do dziś wypominają mi, jak się darłam na swoim chrzcie. Tylko, że teraz patrzę na to w inny sposób. Wtedy to był to krzyk o uwagę, odrobinę szczerego zainteresowania i po prostu bezinteresownej miłości. Byłam dzieckiem, które potrzebowało więcej zauważenia przez rodziców, ale niestety częsty płacz powodował odwrotną sytuację, czyli raczej złość, ignorowanie, teksty typu, że brzydko wyglądam etc. Szkoda, że dorośli nie rozumieją psychiki dzieci.
Jak stać się odpowiedzialnym za siebie?
To jest bardzo trudny i ciężki proces. Nie wiem, czy jest dla człowieka możliwie całkowicie uniezależnienie się od innych. Nie chodzi o odcięcie się. Według mnie to proces, który polega na tym by uczestniczyć w codziennym życiu, utrzymywać normalne kontakty, słuchać tego co mówią inni, zarówno pozytywnego jak i negatywnego, ale nie angażować się w to przesadnie. Wielu ludzi mówi przykre rzeczy. Dla dziecka takie słowa od rodziców, których traktuje do pewnego stopnia jak największy wzór, skierowane do niego są niezrozumiałe. Nie tyle bolą personalnie, co po prostu burzą świat, w którym rodzice są mądrzy i wartościowi. Bo kto mądry i wartościowy mówi takie przykre rzeczy?
Pierwszym krokiem do odpowiedzialności za siebie jest zobaczenie w rodzicach po prostu ludzi, a nie kogoś lepszego od siebie, mądrzejszego, kogo trzeba słuchać bezwzględnie. Oni też byli takimi dziećmi i choćby nie wiadomo jak manipulowali i próbowali utrzymać władzę i przekonać dziecko, że są nieomylni, to i tak wszystko powinno się rozmyć. Niektórzy ludzie nawet gdy wyprowadzają się z domu i mają czterdzieści lat i swoje dorosłe dzieci, to i tak najbardziej na świecie słuchają się mamusi. Mamusia może być manipulacyjna, może być wampirem energetycznym, ale to przecież mamusia.
Proces emocjonalnego odcięcia od rodziców jest bardzo trudny i skomplikowany, ale bardzo pożyteczny.
Kolejnym krokiem do wyzwolenia się jest wybaczenie rodzicom. To przychodzi naturalnie, jak się w nich zobaczy zwykłych ludzi.Tak samo lękliwych, z podobnymi problemami, jak my sami.. Tak, popełniali błędy, często krzywdzili bardzo mocno. Ale to już minęło, teraz pora na własne życie.
Kiedy już się tą podstawową komórkę społeczną jaką są relacje z rodzicami posprząta, trzeba to przenieść na grunt innych relacji. To znaczy pojąć, że ludzie nic nam nie są winni ani my nie mamy żadnego długu wobec nich.
Nie musisz być idealny, na każde zawołanie, nie musisz wszystkiego ogarniać i wyręczać ludzi. Nie masz wobec nich żadnych długów do spłacenia. Pamiętaj, że jeśli będziesz pracował nad relacjami ciężko i wkładał w nie serce, to nikt tego nie doceni. Uzna to po prostu za normę, ale w większości przypadków nie odwdzięczy się. Nie staraj się ofiarowywać innym więcej, niż powinni otrzymać. Nie martw się, nie znienawidzą cię, jeśli po prostu odpuścisz. Jeśli komuś to nie będzie pasowało, odejdzie. To nie tragedia, bo ludzie pojawiają się w życiu i odchodzą. To nie twoja wina, że tak się dzieje.
Niektórzy czują się uzależnieni od swoich kolegów i koleżanek z lat szkolnych. Tymczasem to całkiem normalne, że gdy kończą się klasy, kończą się przyjaźnie. Teraz pora na kolejne przyjaźnie, nowe znajomości. Tylko garstka ludzi lub nawet tylko jedna osoba zostanie na stałe w twoim życiu.
Oczywiście, że trzeba kochać siebie, ale łatwo powiedzieć, a trudniej zrobić. Ja sama mam z tym wielkie problemy i widzę wyraźnie, że nie lubię siebie i nie mogę się często znieść. Na razie nie robiłam nic szczególnego by się pokochać, dlatego nie czuję się kompetentna, żeby komuś mówić jak to zrobić.
Jeśli chodzi o zrozumienie. Nie ma zrozumienia. O ile dana osoba nie wejdzie w twoje buty, to nic o tobie nie wie. Większość ludzi nie jest zainteresowana twoimi problemami, a rozmowę o nich traktuje jako pretekst do opowiedzenia o swoich problemach. Nie oczekuj, że znajdziesz współczucie i zrozumienie, bo go nie znajdziesz. Im bardziej go szukasz i im mocniej cierpisz, tym mniej osób znajduje się w twoim otoczeniu. Sprawa jest prosta - ludzie nie lubią cierpiących, smutnych. Omijają ich z daleka bo im psują krajobraz, nie wiedzą jak z nimi postępować. To trudne, ale każdy w swoim życiu idzie samotną drogą. Powinien z tym pogodzić i nie oczekiwać od innych, że zrozumieją, że wesprą. W takiej sytuacji po prostu wniosą więcej chaosu do i tak trudnego doświadczenia. Raz na milion trafia się osoba, która może pomóc, ale to rzadkie przypadki. I uwaga, nie zawsze powinna to robić!
Ale ten proces, samotnej drogi, najlepiej kształtuje odpowiedzialność za siebie. Nie masz innego wyjścia, musisz sobie jakoś poradzić. A gdy z tego wyjdziesz, odkrywasz, że żyjesz.