07 Paź 2012, Nie 12:48, PID: 319283
juna_56 napisał(a):Moje kontakty z innymi ludźmi są niewątpliwie ubogie. Mam wprawdzie jedną osobę, którą chyba normalny człowiek nazwałby przyjacielem. Mimo to zdaje mi się, że ludzi traktuję dość rzeczowo. Nie ma nikogo kogo "lubię", nawet wśród najbliższej rodziny. Jeśli ktoś mi się przyda, przez krótką chwilę czuję coś co można nazwać chyba sympatią, ale zaraz znika. Osoba po prostu na powrót staje się dla mnie obojętna. To samo z wrogością. Nie ma osób, których "nie lubię".
W szkole podstawowej rzeczywiście czułam się samotna. Tak mi się przynajmniej zdaje, ponieważ niewiele pamiętam z tamtego okresu. Jednak jestem pewna, że chciałam odnaleźć się wśród rówieśników, by mnie polubili. Działania te poniosły klęskę i odkąd rozpoczęłam naukę w gimnazjum, zupełnie oderwałam się od ludzi. Przyjaciółka, o której wcześniej wspomniałam chyba też ma fobię. Uczepiła się mnie, mimo iż przez długie miesiące starałam się jej uzmysłowić, że nie mam ochoty na żadne pogaduszki.
Jakoś zupełnie nie odczuwam już samotności. Wszystko co było jest mi obojętne. Co jest, także, bylebym tylko miała święty spokój. Wyraźnie jednak zdarza mi się martwić o to co będzie.
Eh, doskonale wiem co masz na myśli. Nie pamiętam, abym kiedykolwiek wyraził swe uczucia wobec jakiejkolwiek osoby, powiedział komuś, że go lubię, nienawidzę, podoba mi się itp. Pewnie dlatego większość ludzi uważa mnie za zimnego i pozbawionego emocji cynika. Z czasem przyzwyczaiłem się zarówno do tego wizerunku jak i towarzyszącej mu samotności - w końcu nikt nie oczekuje od kogoś takiego aktywności w życiu osobistym, ludzie przestają zawracać sobie mną głowę. Moje maska zapewnia mi bezpieczną możliwość pozostania w cieniu i pretekst do trzymania ludzi na dystans. Są jednak chwile, w których samotność naprawdę potrafi o sobie przypomnieć i sprawić ból.
juna_56 napisał(a):No i tu poruszę sprawę lęku. Są po prostu takie sytuacje, gdy serce zaczyna trzepotać mi w klatce, nierzadko wręcz boleśnie. W skrajnych sytuacjach mam nawet problemy z oddychaniem. Nie potrafię jednak tego strachu pokazać. Nie potrafię pisnąć z przerażenia czy uciec. Twarz mam wiecznie obojętną. Chodzi tu głównie o wystąpienia publiczne i takie głupoty.
Czuję też wieczną presję, boję się, że ktoś dowie się o mnie czegokolwiek. O moich zainteresowaniach, czym się zajmuję. Nawet e-maila nie założę na swoje prawdziwe imię i nazwisko. Boję się krytyki? Niezbyt. W gruncie rzeczy i tak wszystko idzie w zapomnienie.
Lęk przed rozmawianiem z ludźmi w obawie, że dowiedzą się o mnie rzeczy, które z jakiś irracjonalnych względów ukrywam przed światem. Lęk przed wystąpieniami publicznymi w obawie, że gdy coś pójdzie nie tak, zostanę wyśmiany - znam to od podszewki, przy czym na swój dziwny sposób nauczyłem się z tym w miarę sprawnie funkcjonować. Nie chodzi tu oczywiście o sferę życia osobistego, które w moim przypadku niemal nie istnieje, ale o obowiązki stawiane na naszej drodze przez codzienność: załatwianie różnych spraw w urzędach, na studiach, wizyty u lekarzy, zakupy itd. Mimo iż na myśl o tym, że np. muszę wygłosić na ćwiczeniach referat, dostaję gęsiej skórki, to poczucie obowiązku pozwala mi zrobić to w miarę poprawnie: po prostu MUSZĘ to zrobić, i żaden lęk tego nie zmieni. Szkoda, że nie działa to w kontaktach z innymi ludźmi na płaszczyźnie prywatnej.
juna_56 napisał(a):Rozpisałam się, a mogłabym prowadzić wywody jeszcze długo. Po prostu chcę wiedzieć czy to fobia czy nie. Nie chcę nic zmieniać. Chcę tylko wiedzieć.
Musisz odpowiedzieć sobie na pytanie, czy naprawdę nie chcesz nic zmieniać, czy tylko próbujesz zamieść swoje problemy pod dywan w obawie przed stawieniem im czoła. Z twojego postu wynika, że nie jesteś raczej zbyt szczęśliwa ze swojej obecnej sytuacji i sam fakt, że piszesz o trapiących cię lękach na tym forum, świadczy o tym, że chciałabyś coś zmienić. Może jednak warto spróbować spotkać się z psychologiem? Ja również przez wiele lat starałem sobie wmówić, że wszystko jest dobrze, że można tak żyć, ale zrozumiałem w końcu, że nie warto okłamywać siebie i ciągnąć dalej czegoś, co można nazwać jedynie imitacją prawdziwego życia.