16 Kwi 2013, Wto 13:17, PID: 347316
Szukałem odpowiedniego tematu i chyba znalazłem. Bo cisną mi się na myśl dwie refleksje, pierwsza kiełkująca już od dłuższego czasu, druga sprzed chwili:
1. Mam usilne wrażenie, że pewność siebie to nic innego jak nieprzywiązywanie wagi lub wręcz nieświadomość faktu, że robi się wiochę.
2. Wszystkiego, co z łatwością można zrobić w samotności, nie da się bezkarnie zrobić w towarzystwie, bez narażenia się na ocenę i komentarz.
A teraz już na temat.
Za duże uogólnienie ;] Bo to zależy, jakie kto ma wymagania. Miałem stworzyć o tym osobny temat. Nie macie wobec osób z którymi przebywacie, czegoś takiego: "ta (osoba) za stara, ta za młoda, ta ma inny status cywilny, ta ma zbyt wielu przyjaciół, ta ma za dobrą pracę, ta jest zbyt śmiała, ta mówi za szybko, ta za wolno, ta patrzy na mnie spode łba - i tak dalej i tym podobne - w związku z czym mogę sobie darować zaprzyjaźnianie się z nią"? Ja mam to notorycznie.
I tego właśnie kurde nie wiem. To poważna sprawa dla fobików czy dla wszystkich??
Rozmyślam o ludziach o, ogólnie rzecz biorąc, większym procentowym udziale w swoim życiu kumplowania się, uczestniczenia w sprawach innych ludzi, poświęcania czasu rodzinie itp. - i zachodzę w głowę, czy to możliwe, że w imię tej "słuszności poświęcenia się dla drugiego człowieka" dobrowolnie poddają się wyrzeczeniom? Czy tylko ja jestem takim pieprzonym egocentrykiem i hedonistą?
Tu trzeba znaleźć złoty środek. Bez sensu są próby zaprzyjaźnienia się z każdym, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto nie będzie nas lubić, z powodów znanych najlepiej samemu sobie. Z drugiej strony, nie należy zaniedbywać własnych potrzeb. Czyli jeżeli ktoś postanawia otworzyć się na ludzi, to robić to, nawet kosztem ewentualnego zdziwienia z drugiej strony. Najgorsze są właśnie hamulce pod tytułem "tak nie wypada" i "co sobie pomyślą".
1. Mam usilne wrażenie, że pewność siebie to nic innego jak nieprzywiązywanie wagi lub wręcz nieświadomość faktu, że robi się wiochę.
2. Wszystkiego, co z łatwością można zrobić w samotności, nie da się bezkarnie zrobić w towarzystwie, bez narażenia się na ocenę i komentarz.
A teraz już na temat.
tifa napisał(a):Znaleźć materiał na przyjaciela, to akurat żadna sztuka.
Za duże uogólnienie ;] Bo to zależy, jakie kto ma wymagania. Miałem stworzyć o tym osobny temat. Nie macie wobec osób z którymi przebywacie, czegoś takiego: "ta (osoba) za stara, ta za młoda, ta ma inny status cywilny, ta ma zbyt wielu przyjaciół, ta ma za dobrą pracę, ta jest zbyt śmiała, ta mówi za szybko, ta za wolno, ta patrzy na mnie spode łba - i tak dalej i tym podobne - w związku z czym mogę sobie darować zaprzyjaźnianie się z nią"? Ja mam to notorycznie.
Cytat:Ale rozwinąć taką znajomość i przede wszystkim sprawić, aby taki ktoś chciał przy nas zostać - to już poważna praca wbrew pozorom
I tego właśnie kurde nie wiem. To poważna sprawa dla fobików czy dla wszystkich??
Rozmyślam o ludziach o, ogólnie rzecz biorąc, większym procentowym udziale w swoim życiu kumplowania się, uczestniczenia w sprawach innych ludzi, poświęcania czasu rodzinie itp. - i zachodzę w głowę, czy to możliwe, że w imię tej "słuszności poświęcenia się dla drugiego człowieka" dobrowolnie poddają się wyrzeczeniom? Czy tylko ja jestem takim pieprzonym egocentrykiem i hedonistą?
stap!inesekend napisał(a):chodzi o to (...) by nie rzucać się na co drugą osobę, myśląc "będziesz moim przyjacielem!"
Tu trzeba znaleźć złoty środek. Bez sensu są próby zaprzyjaźnienia się z każdym, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto nie będzie nas lubić, z powodów znanych najlepiej samemu sobie. Z drugiej strony, nie należy zaniedbywać własnych potrzeb. Czyli jeżeli ktoś postanawia otworzyć się na ludzi, to robić to, nawet kosztem ewentualnego zdziwienia z drugiej strony. Najgorsze są właśnie hamulce pod tytułem "tak nie wypada" i "co sobie pomyślą".