16 Kwi 2013, Wto 22:23, PID: 347365
shalafi napisał(a):1. Mam usilne wrażenie, że pewność siebie to nic innego jak nieprzywiązywanie wagi lub wręcz nieświadomość faktu, że robi się wiochę.Według mnie nie do końca. Owszem, jest to jakieś niezwracanie uwagi albo nieświadomość, ale bardziej na to, co ludzie sobie pomyślą/mogą o nas pomyśleć. Nie wszyscy pewni siebie ludzie robią przysłowiową wiochę.
Cytat:2. Wszystkiego, co z łatwością można zrobić w samotności, nie da się bezkarnie zrobić w towarzystwie, bez narażenia się na ocenę i komentarz.Większości, zgadzam się Nie wszystkiego, ale zdecydowanej większości. Ale ocena i komentarz są nieuniknione, nawet ja sama mam jakąś ocenę tych ludzi, których widzę i nie ma w tym niczego złego. To naturalne, stety lub niestety. I tu się przydaje wyżej omówiona pewność siebie, aby aż tak nie zwracać na to uwagi.
Cytat:Za duże uogólnienie ;] Bo to zależy, jakie kto ma wymagania. Miałem stworzyć o tym osobny temat. Nie macie wobec osób z którymi przebywacie, czegoś takiego: "ta (osoba) za stara, ta za młoda, ta ma inny status cywilny, ta ma zbyt wielu przyjaciół, ta ma za dobrą pracę, ta jest zbyt śmiała, ta mówi za szybko, ta za wolno, ta patrzy na mnie spode łba - i tak dalej i tym podobne - w związku z czym mogę sobie darować zaprzyjaźnianie się z nią"? Ja mam to notorycznie.Wiesz, trochę tak i trochę nie. Podświadomie rzeczywiście szukamy ludzi do siebie podobnych, z takimi czujemy się najlepiej, bo nas dobrze rozumieją, ale to właśnie to co mówiłam - znaleźć sobie materiał to wcale nie taka wielka sztuka. Wbrew pozorom osoba którą mogę nazwać przyjaciółką, różni się ode mnie całkiem sporo i gdy ją poznałam, to właśnie tak myślałam, że jest "zbyt taka, a za mało taka" Ale nie pomyślałam, że mogę sobie darować, po prostu pozwoliłam, aby to się rozwinęło, oczywiście dbając o to w pewien sposób. A w każdym razie nie działając na szkodę znajomości. I co? Trwa to do dziś, podczas gdy z wieloma osobami bardziej podobnymi do mnie nie mam już kontaktu. Więc tu myślę, że jakiejś reguły nie ma, najwyżej jedyna to taka, aby jakąś tam nić porozumienia znaleźć, przynajmniej próbować znaleźć. Potrzebujemy różnych ludzi i tyle.
Cytat:Ale rozwinąć taką znajomość i przede wszystkim sprawić, aby taki ktoś chciał przy nas zostać - to już poważna praca wbrew pozorom
Cytat:I tego właśnie kurde nie wiem. To poważna sprawa dla fobików czy dla wszystkich??Hm, jednak dla wszystkich. Najwyżej dla fobików poważniejsza. Nigdy nie jest tak, że przyjaźń sobie "istnieje" i zawsze będzie, ja to przyrównuję do posiadania zwierzaka Masz psa, ten pies jest ciągle obok i cię lubi, ale musisz go karmić, bawić się z nim i wyprowadzać na spacer, aby był szczęśliwy. Ty też jesteś, czerpiesz przyjemność z samego kontaktu z psem. Ale pies, o którego właściciel nie dba, staje się smutny i apatyczny, w końcu umiera. A jak jeszcze właściciel okazyjnie kopnie psa, to zwierzę staje się agresywne i ta nić między nimi się zrywa. Żyją sobie, ale już każde dla siebie.
Rozmyślam o ludziach o, ogólnie rzecz biorąc, większym procentowym udziale w swoim życiu kumplowania się, uczestniczenia w sprawach innych ludzi, poświęcania czasu rodzinie itp. - i zachodzę w głowę, czy to możliwe, że w imię tej "słuszności poświęcenia się dla drugiego człowieka" dobrowolnie poddają się wyrzeczeniom? Czy tylko ja jestem takim pieprzonym egocentrykiem i hedonistą?
Co do poświęcenia, to zależy od charakteru danego człowieka, no i na pewno od stopnia zażyłości. Niektórzy po prostu nigdy nie czują potrzeby, aby się dla kogoś poświęcić i nie jest to raczej "pieprzony egocentryzm" Nie można powiedzieć, że to miłe dla drugiej osoby, ale niektórzy to rozumieją i akceptują. Podobno tacy ludzie istnieją Chociaż ja tam uważam, że czasem trzeba zacisnąć zęby i się poświęcić, wg mnie na dłuższą metę ma to dobry wpływ bo powolutku, niezauważalnie wzmacnia więzi między ludźmi.
Cytat:Bez sensu są próby zaprzyjaźnienia się z każdym, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto nie będzie nas lubić, z powodów znanych najlepiej samemu sobie. Z drugiej strony, nie należy zaniedbywać własnych potrzeb. Czyli jeżeli ktoś postanawia otworzyć się na ludzi, to robić to, nawet kosztem ewentualnego zdziwienia z drugiej strony. Najgorsze są właśnie hamulce pod tytułem "tak nie wypada" i "co sobie pomyślą".Nikt nie mówi o zaprzyjaźnianiu się z każdym, a przynajmniej ja uważam to za co najmniej bzdurne. Dobre jest utrzymywanie kontaktów na takim "przyzwoitym" poziomie i tyle. Zbytnie spoufalanie się z ludźmi, z którymi niewiele nas łączy, nie przynosi niczego dobrego.
A tych brzydkich myśli chyba nie sposób się pozbyć Myślę, że nawet najbardziej pewni siebie ludzie czasem je miewają. Tylko no właśnie - czasem.