Smutno się zrobiło, ale taka jest niestety rzeczywistość, ludzie nic nie kumają, nie wykazują chęci zrozumienia takich jak my, nie chce im się, bo czują dyskomfort w zetknięciu z fobikiem, a nikt nie lubi czuć sie niekomfortowo i nudzić się w obecności kogoś drugiego, ludzie lubią jak jest wesoło i coś się dzieje, a nawet jak ktoś coś rozumie, to nie będzie na siłę starał się wyciągnąć rękę, to my sami musimy wyjść do ludzi a oni nie będą czekali na nas z otwartymi ramionami, trzeba dużo pracy nad sobą, aby się przebić, wciąż wykazywać inicjatywę, wychodzić z domu, mojemu ojcu zabrakło sił, ja wiem, jakie to trudne, on izolował się od zawsze, może nam się uda.
Ja staram się na siłę wychodzić, ale co z tego? No co z tego? Co mi to daje? Stres?... nie wiem, czy warto się trudzić, może lepiej żyć , tak jak jest NAM wygodnie...
Nie mówię, że nie mamy zupełnie nic nie robic, ale zająć się rzeczami, które lubimy robić, które nas interesują. Myślę, że nie warto, jak nie ma potrzeby wychodzić do ludzi. Przynajmniej ja tak uważam... Szkoda mi zdrowia ;]
Samo wychodzenie niestety nic nam nie da. Trzeba wyrobić w sobie najpierw dobre podejście, tutaj kłania się terapia poznawcza(cognitive). Kurde, dlaczego ja przerwałem swoją? Chyba do niej wrócę.
Sosen, nie znam się za bardzo na tych terapiach, ale byłam na poznawczo-behawioralnej, która polega na wyrabianiu w sobie pozytywnych przekonań i jednoczesnym pokonywaniu swoich problemów, czyli za każdym razem, gdy mam negatywne uczucia, przerabiam je na pozytywne i wchodzę w trudną dla mnie sytuację, jednak czuję, że sama sobie nie poradzę, bo po każdym niepowodzeniu, cofam się o dwa kroki do tyłu, przydałby się specjalista, który by mnie popchnął do przodu, nie wykorzystałam swojej terapii w należyty sposób, nie bardzo zdawałam sobie sprawę, do czego służy, dlatego od września będę znów szukać pomocy, warto chodzić na terapię, trzeba dużo samozaparcia, aby poradzić sobie samemu.
Jedyny plus takiej małomówności to sytuacja, gdy ni stąd ni z owąd, po kilku godzinach milczenia się odezwę z jakimś odjechanym pomysłem czy hasłem i towarzystwo rozbawię - to wtedy mam satysfakcję, jednak zdarza się to niezmiernie rzadko. Ważę każde słowo jakby to było nie wiadomo co, pół słowka, mamroty i urwane w pół zdania- to cała konwersacja ze mną Jednak z bardzo wąskim gronem osób dogaduję się bez problemu i nawet zostałem kiedyś oskarżony o posiadanie poczucia humoru ...
Mowa jest srebrem, a milczenie złotem - dziwna ta giełda metali ...
Nienawidzę tego, że mało mówię to chyba najgorsze z tej fobii społecznej. Potrafię się nie odzywać przez długi czas. Nawet rodzina się zaczęła mnie czepiać ostatnio, czemu nic nie opowiadam nic nie mówię. No ale co ja poradzę, że przy niektórych osobach nie mam takiej potrzeby żeby się odzywać. Wśród przyjacół i znajomych jest lepiej, czasami zdarzają mi się zawiechy zależy od nastroju. U mnie też często jest tak, że za dużo się nie odzywam ale jak coś walnę to łach na maksa A z domu moim zdaniem warto wychodzić, dla mne nie ma nic gorszego niż siedzenie w domu wtedy się zamęczam psychicznie.