13 Sie 2015, Czw 21:22, PID: 461458
Moim problem są zbyt wygórowane ambicje i perfekcjonizm. Z jednej strony dobrze posiadać te cechy, ale kiedy nie jesteś w stanie spełnić własnych oczekiwań, kiedy rzeczywistość nie pokrywa się chociaż w połowie z twoim wyobrażeniem, czujesz się jak ostatnie . Czuję, że jeśli nie spełnię się na polu zawodowym/naukowym to nie uda mi się to na żadnym innym. Bo na jakim? Towarzyskim? Na pewno. Chciałabym dostać się na medycynę, robić coś ważnego, ciekawego i pomagać najbardziej potrzebującym. Żaden inny kierunek nie odpowiada mi, nie wiem co zrobię jeśli się nie uda. Będę nikim.
Zaczęło się dosyć wcześnie. Pamiętam jak w gimnazjum przygotowywałam się do olimpiady z biologii, żeby dostać się do najlepszego liceum. Potrafiłam przez kilka dni z rzędu wstawać o 4 rano i uczyć się cały dzień, zapominałam o jedzeniu, krew z nosa lała mi się strumieniem średnio przez pół godziny dziennie. Dopiero jak o tym piszę to widzę jakie to było po+. Wszystko zajmuje mi dwa razy więcej czasu niż innym, dlatego musiałam tyle poświęcić. Najgorsze było kiedy okazało się, że na ostatnim etapie brakło mi 1 punktu do zdobycia przepustki do wymarzonego liceum. Chyba nigdy tak nie płakałam. Ale pozbierałam się, napisałam odwołanie - jakoś znalazły się jeszcze 2 punkty. Po wszystkim przez tydzień odsypiałam.
Najtrudniej się zebrać do czegoś, ale jak już się uda to poświęcę dużo i zrobię prawie wszystko, żeby osiągnąć cel (prawie, bo świadomie nigdy nie skrzywdziłabym drugiego człowieka). Wiem, że taką postawą zrażam do siebie ludzi, odbierają mnie jako przemądrzałą i niemiłą. Kiedy tylko ja chciałabym być spełniona i szczęśliwa. Zaznaczam, że to moje ambicje, nie rodziców czy kogoś innego, uczę się dla siebie. Chyba robię to dlatego, żeby w wypadku porażki wiedzieć, że zrobiłam wszystko co tylko byłam w stanie.
Co z tym zrobić? Jak trochę zluzować, odpuścić sobie?
Zaczęło się dosyć wcześnie. Pamiętam jak w gimnazjum przygotowywałam się do olimpiady z biologii, żeby dostać się do najlepszego liceum. Potrafiłam przez kilka dni z rzędu wstawać o 4 rano i uczyć się cały dzień, zapominałam o jedzeniu, krew z nosa lała mi się strumieniem średnio przez pół godziny dziennie. Dopiero jak o tym piszę to widzę jakie to było po+. Wszystko zajmuje mi dwa razy więcej czasu niż innym, dlatego musiałam tyle poświęcić. Najgorsze było kiedy okazało się, że na ostatnim etapie brakło mi 1 punktu do zdobycia przepustki do wymarzonego liceum. Chyba nigdy tak nie płakałam. Ale pozbierałam się, napisałam odwołanie - jakoś znalazły się jeszcze 2 punkty. Po wszystkim przez tydzień odsypiałam.
Najtrudniej się zebrać do czegoś, ale jak już się uda to poświęcę dużo i zrobię prawie wszystko, żeby osiągnąć cel (prawie, bo świadomie nigdy nie skrzywdziłabym drugiego człowieka). Wiem, że taką postawą zrażam do siebie ludzi, odbierają mnie jako przemądrzałą i niemiłą. Kiedy tylko ja chciałabym być spełniona i szczęśliwa. Zaznaczam, że to moje ambicje, nie rodziców czy kogoś innego, uczę się dla siebie. Chyba robię to dlatego, żeby w wypadku porażki wiedzieć, że zrobiłam wszystko co tylko byłam w stanie.
Co z tym zrobić? Jak trochę zluzować, odpuścić sobie?