17 Paź 2016, Pon 22:49, PID: 586355
Co się właściwie stanie jak naleję benzyny do diesla? Niebo spadnie mi na głowę? Albo stacja wybuchnie?
17 Paź 2016, Pon 22:49, PID: 586355
Co się właściwie stanie jak naleję benzyny do diesla? Niebo spadnie mi na głowę? Albo stacja wybuchnie?
17 Paź 2016, Pon 23:18, PID: 586359
W najlepszym wypadku nic się nie stanie. W najgorszym będziesz miał silnik do kapitalnego remontu i tysiące złotówek w plecy. Wszystko zależy ile niewłaściwego paliwa wlałeś, której generacji jest silnik, podzespoły dodatkowe w silniku, czy jedynie wlałeś paliwo, czy już próbowałeś odpalić samochód, itd.
Przykładowo kiedyś z wujkiem chcieliśmy sobie popływać motorówką i potrzebowaliśmy dolać paliwa do baku tej motorówki. Mieliśmy dwa karnisty: jeden z benzyną, drugi z olejem napędowym. Jednak nie wiedzieliśmy jakiego paliwa potrzeba więc laliśmy po połowie. Motorówka chodziła bez problemu, tylko trzeba było kilkukrotnie ją odpalać, no i potrzebny był naprawdę mega rozmach aby ją odpalić niż pierwotnie.
18 Paź 2016, Wto 13:00, PID: 586423
...
18 Paź 2016, Wto 14:15, PID: 586433
Ksenomorf napisał(a):Mam prawo jazdy od dwóch lat, jestem niedzielnym kierowcą. Jazda raz na tydzień mniej więcej (z kilkadziesiąt km). Jeszcze gdy robiłem prawo jazdy, zawadziłem o garaż podczas wjeżdżania do niego, chociaż zmieściłby się tam kamaz, już później, tj. po zdobyciu prawka, przy wycofywaniu wjechałem w sękate chaszcze i uszkodziłem tylny zderzak (tutaj zaważyła rutyna, bo zawsze tam stawałem i wycofywałem sobie, tylko tym razem za szybko skręciłem bez spoglądania do tyłu), a jakieś dwa miesiące temu wjechałem na parkingu tyłem w inny samochód, mało nie zabijając kobiety z dzieckiem, bo właśnie całą rodzinką wychodzili ze środka. Ja po czymś takim już bym chyba nigdy za kółko nie wsiadł Właśnie takich sytuacji się obawiam najbardziej. Albo mi auto zdechnie z jakiegoś powodu w godzinach szczytu gdzieś na głównej ulicy. Zazdroszczę, że nadal masz tyle samozaparcia, żeby się nie poddawać.
18 Paź 2016, Wto 14:38, PID: 586449
jeśli to kogoś pocieszy - ja wczoraj o mało nie walnęłam w słup, jak się rozglądałam za stacją benzynową (bo była jakaś dziwna i nie mogłam uwierzyć, ze to Orlen :-P), a dziś na innym takim malutkim Orlenie w środku miasta wjechałam tankować pod prąd. Zatankowałam, poszłam płacić, a facet był jakiś nieprzyjemny i oschły jak mnie obsługiwał, ale nic nie pwoiedział sam z siebie. zapytałam, czy można u nich gdzieś zaparkować na chwilę i czy wyjeżdża się dookoła, a facet dopiero wtedy mi powiedział "generalnie to wjechała pani pod prąd". I potem jeszcze inny wjechał już poprawnie i też mi powiedział "tam jest zakaz wjazdu", na co ja mu odpowiedziałam "no, teraz już też to wiem :-P". powiedziałam przepraszam i wycofałam. trudno, co poradzę...
im więcej się jeździ, tym bardziej się człowiek uczy pokory. dużo głupot zrobiłam, jeżdżąc po mieście, czasem komuś zajechałam drogę, czasem mi autko zgasło przy startowaniu na światłach... ale z czasem robię mniej błędów i jestem bardziej też wyrozumiała dla innych kierowców. np. jak widzę, że ktoś chce zmienić pas, wjechać przede mnie - to go w reguły wpuszczam, hamuję, by mógł wjechać. potem jak ja potrzebuję czyjejś uprzejmości, to sobie przypominam, że sama byłam uprzejma i że jestem fajna i w ogóle, że nie szkodzi, że się w czymś pomyliłam :-P
18 Paź 2016, Wto 14:55, PID: 586455
PanZagubiony napisał(a):Zazdroszczę, że nadal masz tyle samozaparcia, żeby się nie poddawać. Nie no, nie jest tak, żebym potrzebował do tego jakiegoś samozaparcia albo żeby stanowiło to jakąś walkę, w której mógłbym się poddać. --- Tymczasem wielkimi krokami zbliża się 1 listopada
18 Paź 2016, Wto 18:18, PID: 586509
Mam prawko od 6 lat, ale jeździłam raczej od święta. Od jakichś trzech tygodni jestem zmuszona prowadzić auto codziennie. Tylko w październiku miałam prawie jedną stłuczkę podczas skręcania w lewo, raz prawie urwałam lusterko, auto zgasło mi chyba kilkanaście razy. No i ta zmiana biegów, które wchodzą strasznie topornie.
Wiem, że brakuje mi doświadczenia, ale stary samochód też nie pomaga. Nigdy nie wiadomo, co nie zadziała. A to dwójka za cholerę nie chce wskoczyć, albo zdechnie i nie można go odpalić. Chyba muszę zacząć zbierać kasę na nowe auto albo przeprowadzić się gdzieś bliżej cywilizacji i zacząć korzystać z komunikacji miejskiej. Co do tankowania, to zwykle proszę o pomoc obsługę.
21 Paź 2016, Pią 18:38, PID: 587547
Kompletnie nie nadaję się do jazdy autem. Mało brakowało a potrąciłabym jakąś dziewczynę na pasach. Widziałam ją, ale stała i czekała, nie była na pasach, tylko na chodniku. Chciałam powoli przejechać przez pasy, a ona chyba pomyślała, że będę się zatrzymywać żeby ją przepuścić i weszła na pasy. Musiałam szybko zahamować ale auto udało się zatrzymać dopiero gdzieś na środku pasów (na dodatek mi zgasło) i dziewczyna przebiegła kawałek od maski. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe, widziałam jak przechodnie na chodniku gapią się na całą tą sytuację. Nie powinnam była w ogóle robić tego prawa jazdy.
21 Paź 2016, Pią 19:15, PID: 587579
Spokojnie każdemu może się zdarzyć, ja też raz się zagapiłem i zahamowałem jak typek już był przed maską, na szczęście jeszcze w bezpiecznej odległości, w dodatku nieopodal jechała straż miejska, jego mina bezcenna
21 Paź 2016, Pią 19:34, PID: 587591
Mój dorobek samochodowy to stuknięcie prawym nadkolem w barierkę po tym gdy ktoś na mnie zatrąbił i się obróciłem do tył. Innym razem przy cofaniu walnąłem w latarnię - tutaj oszukał mnie czujnik cofania, który milczał aż do samego zderzenia. Miałem również przygodę na autostradzie, gdzie przy prędkości 50-60 km/h przetrąciłem szlaban.
Sytuacji gdy zdechł mi samochód na światłach lub na środku skrzyżowania to ja nawet nie liczę. Z czasem do tego przywykłem, a jak przywykłem to nagle samochód przestał mi gasnąć.
22 Paź 2016, Sob 18:59, PID: 587861
Ostatnio nawet dobrze mi idzie, ale dzisiaj zaliczyłam wpadkę.Wjechałam pod prąd.Widziałam, że z przeciwko jadą samochody i nie ma miejsca się wyminąć, a mimo wszystko jechałam prosto.Potem musiałam wycofywać w tej wąskiej uliczce.Mało co nie walnęłam w czyjeś auto, jeszcze na dodatek deszcz padał to nic nie widziałam.Najadłam się stresu, ale udało się.
24 Paź 2016, Pon 9:53, PID: 588393
dangerous napisał(a):Sytuacji gdy zdechł mi samochód na światłach lub na środku skrzyżowania to ja nawet nie liczę. Z czasem do tego przywykłem, a jak przywykłem to nagle samochód przestał mi gasnąć.Mnie też wiele razy zgasło auto. Raz się mocno strachu najadłam, bo zgasło mi na torach w momencie, gdy zaczęto zamykać szlabany. Ja cała w strachu, bo auto nie chciało odpalać, a tu zaraz pociąg może nadjechać. Dopiero może za 5 razem zapaliło i ruszyłam. Tak to jest jak się ma stare seicento. O czymś lepszym na razie nie mam co marzyć
08 Lis 2016, Wto 21:23, PID: 593379
Uległem dzisiaj sentymentom z pozycji przechodnia i wzruszyłem się widokiem biednego chłopaczyny jadącego L-ką ciemną uliczką, na której poboczu poustawiane były samochody. Chłopaczyna jechał powoli i sygnalizował kierunkowskazem omijanie każdego z pojazdów, mimo że większą częścią powierzchni znajdowały się nad chodnikiem. W międzyczasie chłopaczynę wyprzedził bezlitośnie jakiś szybko mknący mistrz kierownicy, co prawie wycisnęło mi łzy z oczu. Myślę, że wyczerpałem zasoby empatii na kilka miesięcy.
A wczoraj byłem w warsztacie zmienić koła na zimowe. Tzn. żeby mi zmienili, he he. Jakby to nie było oczywiste. Pytali mnie, ile koni mechanicznych ma mój samochód. Strzelałem. Trafiłem.
08 Lis 2016, Wto 21:37, PID: 593385
Ksenomorf napisał(a):A wczoraj byłem w warsztacie zmienić koła na zimowe. Tzn. żeby mi zmienili, he he. Jakby to nie było oczywiste. Pytali mnie, ile koni mechanicznych ma mój samochód. - Ile koników ma ta pana Skoda? - Eee... no ma ten... no 650 - Aha, ok... Trafiłeś idealnie? Skubany. Sam kiedyś nie wiedziałem, bo w sumie wisi mi czy ta fura ma 65 czy 75, bo i tak te zwykłe mieszczuchy mają dynamikę jak wóz z węglem, więc czym się tu podniecać. Nudzi mnie jak ktoś pyta jaki silnik ma moja fura albo ile koni, jakby to miało w tym przypadku większe znaczenie...
08 Lis 2016, Wto 21:49, PID: 593389
Gwoli ścisłości, facet pytał, bo musiał na papierach wpisać.
08 Lis 2016, Wto 21:49, PID: 593391
Jak wy to robicie, że mając fs potraficie być kierowcami, ba...nawet mieć własne auta...
08 Lis 2016, Wto 21:57, PID: 593399
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08 Lis 2016, Wto 21:59 przez Zasió.)
Ja włączam The Crew, a czasem nawet Project CARS.
W sumie fobii przed jazdą nie rozumiem (tak, jestem nieempatyczny...). Z nikim nie rozmawiasz, nikt cię nie ocenia... wsiadasz, jadziesz. Nie tak to działa? Zawsze myślałem, że tak... To nie jedzenie w miejscu publicznym, ze się można ubrudzić albo brzydko żuć. Masakra może być na kursie, wiadomo, jazdy, ty sam na sam z instruktorem, no i na początku może nie wychodzić (z tym sprzęgłem to naprawdę taka męka?) Ale tak w ogóle? Z boku to nie wygląda strasznie. Co innego rozmowa przez telefon albo z nieznajomym. Albo z mechanikiem. To chyba najgorsze co może spotkać kierowcę. Jednak dobrze, że nie mogę mieć prawa jazdy. Chociaż prawo mozna mieć, a na samochód i tak by mnie nie było stać (benzina, OC...)
08 Lis 2016, Wto 22:46, PID: 593435
Gwoli ścisłości nie posiadam własnego auta.
Zas napisał(a):W sumie fobii przed jazdą nie rozumiem (tak, jestem nieempatyczny...). Z nikim nie rozmawiasz, nikt cię nie ocenia... wsiadasz, jadziesz. Nie tak to działa? Zawsze myślałem, że tak...Nie rozmawiasz, o ile w nic nie , nic w ciebie nie , nie rozjedziesz nikogo, nie przekroczysz prędkości przy miśkach czekających na poboczu, nie wpadniesz do rowu, auto ci się nie rozkraczy na najruchliwszym skrzyżowaniu w mieście itd. To są właśnie te obawy, a wymieniłem tylko kilka podstawowych, które sprawiają, że fobia przed jeżdżeniem może się pojawić. Generalnie mógłbym wymieniać i wymieniać. Nikt nie ocenia? Jedziesz za wolno? Jesteś zawalidrogą. Jedziesz z najwyższą dopuszczalną prędkością? Jesteś zawalidrogą. Jedziesz jedynie 20 km/h ponad dopuszczalny limit prędkości? Jesteś zawalidrogą.
08 Lis 2016, Wto 22:51, PID: 593437
Inni kierowcy oceniają. Ale to jest akurat najmniejszy problem. Ja się obawiam, że moją nieudolną jazdą w końcu zrobię komuś krzywdę. Nawet jak wypadek będzie nie z mojej winy, to wiem, że sobie tego nie daruję do końca życia.
08 Lis 2016, Wto 23:28, PID: 593473
ZagubionywCzasie napisał(a):Nikt nie ocenia? Bardzo trafnie! Sam chciałem coś podobnego napisać w reakcji na opinię Zasa.
09 Lis 2016, Śro 0:19, PID: 593493
Właśnie o takie obawy mi chodzi.
@Zas Myślę, że gdybyś miał okazję sam siedzieć za kółkiem, znaleźć się w stresujących sytuacjach na drodze to być może myślałaś inaczej.[/b]
09 Lis 2016, Śro 0:37, PID: 593509
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 09 Lis 2016, Śro 0:42 przez Zasió.)
Czyli to głównie brak wiary we własne umiejętności, a nie typowo fobiczne rozkminy "co ten dres w BMW na sąsiednim pasie pomyśli"?
Takie bardziej "Nie ogarniam, pewnie sie w kogoś lub w coś wp...ę?" Jakby to nie było forum o fobii to można by chyba polecić po prostu wykupienie godzin z instruktorem.. no ale instruktor. Ja nie weim dlaczego, ale zawsze miałem wrażenie, że jazda samochodem jest łatwa. Tzn. długo wydawało mi sie, ze niemożliwe do ogarnięcia są biegi i to mistyczne sprzęgło, ale samo orientowanie sie w ruchu? No a odkąd mam kierownicę do PC i palce nie muszą kontrolować kierunku prędkości i nie daj bóg jeszcze biegów, to i te biegi jakieś mniej magiczne sie jawią (poza F1 i zrzucaniem czterech w sekundę razem z celowaniem w wierzchołek... poza w ogóle wyścigami... only automat. ale ulica to nie tor ), i ewentualne wciskanie jeszcze jednego pedaua też... Może (na pewno?) w rzeczywistości d*pa była by z Zasa nie kierowca, no ale... jakies resztki pozytywnych wyobrażeń o sobie trzeba mieć. Bo fantazja, bo fantazja, bo fantazja... Co do zawalidróg - Zas wychowany w duchu ordnung must sein jest cięty na piratów drogowych i naprawdę ma w dup*e, że jakiś złamas chce zap...ć. niech jedzie na tor Ale spoko, rozumiem wasze rozkminy. Ja mam tak gdy myślę o jeździe rowerem po chodniku (po ulicy to jednak bym sie bał, bo co innego blaszana puszka, czy nawet motocykl normalnie przyspieszający i jeżdżący środkiem pasa, a co innego rower) - zaraz sie ktos przyp. zaraz jako jedyny frajer w tym roku dostanę mandat... chociaż to myślenie trochę mi przeszło.. nie, nie mam rowerka. kilka razy jeździłem miejskimi gratami. tych to dopiero wszyscy nienawidzą - nie dosć ze na chodniku, to jedzie rowerem wyglądającym jak dla debila albo pradziadka
09 Lis 2016, Śro 1:20, PID: 593531
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 09 Lis 2016, Śro 1:23 przez 123user.)
Samochód to jedyne miejsce na całym świecie gdzie mogę głośno wyrazić co w danej chwili leży mi na sercu. Jadąc samochodem mogę krzyczeć z całych sił i nie muszę się obawiać, że ktoś weźmie mnie za idiotę. Nigdzie indziej tak nie można: ani w domu - bo sąsiedzi usłyszą; ani w lesie - bo jeszcze kogoś spotkam i zrobię z siebie idiotę, itp.
Jedynie jadąc samochodem po autostradzie lub jakiś podmiejskich bezdrożach można się spokojnie wydrzeć bez obaw o jakąkolwiek kompromitację.
09 Lis 2016, Śro 10:04, PID: 593597
Zas napisał(a):Czyli to głównie brak wiary we własne umiejętności, a nie typowo fobiczne rozkminy "co ten dres w BMW na sąsiednim pasie pomyśli"?Widać, że nie jeździsz, bo wiedziałbyś, że dresy w BMW to już niejedyny problem. Teraz za+ dosłownie każdy, wąsaty Janusz, stara babcia czy młode dupeczki (nawet MILF-y). Ostatni przypadek najbardziej mnie szokuje, bo ogólnie kobitkom poziom "testosteronu" chyba ostatnio wywalił ostro do góry, bo jeżdżą często ostrzej niż faceci. Zas napisał(a):Takie bardziej "Nie ogarniam, pewnie sie w kogoś lub w coś wp...ę?Tutaj też nie o to mi chodziło. Wpierniczyć się w kogoś można nie do końca (lub w ogóle) ze swojej winy. Dziwne, co? No ale takich sytuacji na drogach jest masa. I właśnie przed takim czymś też często są obawy, przynajmniej u mnie. A obawiam się wtedy tego, że trafię na jakieś debila albo totalną kretynkę i zacznie się jatka. Zas napisał(a):Ja nie weim dlaczego, ale zawsze miałem wrażenie, że jazda samochodem jest łatwa. Tzn. długo wydawało mi sie, ze niemożliwe do ogarnięcia są biegi i to mistyczne sprzęgło, ale samo orientowanie sie w ruchu?Ciągle wspominasz, że samo prowadzenia auta nie jest raczej łatwe i że sam pewnie miałbyś z tym problem. Zapewniam Cię, że jeśli potrafisz pokroić wędlinę bez odcinania opuszka palca, albo potrafisz zawiązać sznurowadło w bucie za pierwszym razem, to i sprzęgło z biegami nie będą stanowiły dla Ciebie żadnego problemu (poza tym wymyślono coś takiego jak automat Wiadomo, że na początku może być ciężko, no ale gdzie nie jest? Zresztą zobaczyłbyś laski, które na początku podchodziły do auta jak pies do jeża, ciągle się stresowały, że mają problem ze sprzęgłem, biegami itp. Teraz szpanują, że opanowały te piekielne machiny i "śmigają" teraz od marketu do marketu dumne jak paw, że to one same wprawiają te automobile w ruch. Mniejsza już, że samego prawidłowego poruszania się po drodze nie opanowały jak należy. A co do tego orientowania się w ruchu, to tego właśnie trzeba się nauczyć i to niestety trzeba to ogarniać jeszcze długo po kursie. Mam tu na myśli choćby dynamikę jazdy, ogarnięcie mniej lub bardziej skomplikowanych przepisów drogowych i ogólnie przejście z tej sielanki podczas jazdy z instruktorem do jazdy samodzielnej, gdzie panuje już często wolna amerykanka
09 Lis 2016, Śro 11:17, PID: 593603
Oj bez przesady, Polska to nie Chiny. Trzeba uważać bo co jakiś czas trafia się debil za kółkiem, no ale.. Nie no, po prostu patrzę na to jakoś inaczej, pewnie dlatego że nigdy sam nie jechałem. :-P Z obsługą samochodu pewnie byłoby właśnie tak jak piszesz, mam nadzieję, ale jednak właśnie to wydawało mi się zawsze trudne. No i parkowanie tyłem czy nawet równolegle. A ruch jak ruch, zasad sporo, pewnie wielu trzeba się długo uczyć, patrz kontrowersje i wieczne dyskusje o rondach i tym co tylko wygląda jak rondo... Ale poza tym ruch wydawał mi się zawsze w. miarę przejrzysty.
A dynamika jazdy częściowo. kojarzy mi się z ogarnięciem, ale i z pewnością siebie, także taką czysto mechaniczną, techniczną. No dobra, koniec spamu. :-) |
|