17 Cze 2016, Pią 22:09, PID: 552620
Jak myślę o sprawach damsko męskich i ośmielę się wyobrazić sobie zupełnie fantastyczny scenariusz poznania jakiejś dziewczyny to mam wrażenie, że znalezienie miłości naprawiłoby wszystkie moje problemy - miałbym po co egzystować na tym świecie, zawsze miałbym energię do życia, wiedząc, że chociaż jedna osoba mnie lubi a nawet kocha miałbym więcej pewności siebie i stałbym się śmielszy. Rzecz jasna miłość to szczęście więc przestałbym być wiecznie ponury, miałbym w sobie więcej pogody ducha i nadziei. Zaraz potem jednak przychodzi refleksja, że to niemożliwe żeby było tak dobrze i na pewno tak sobie tylko idealizuję a tak naprawdę poznanie kogoś niewiele by zmieniło. Ponadto gardzę sobą, że tak bardzo chciałbym nie być samotny - prawdziwi, silni mężczyźni się tym nie przejmują, robią swoje, rozwijają się zawodowo, podbijają świat a nie szukają wsparcia u słabszej płci, jak im się trafi jakaś dziewczyna to raczej przy okazji a nie jako główny cel życiowy. Zbytnie skupienie swoich pragnień w sferze romantycznej to raczej cecha zniewieściałych przegrywów a nie samców alfa.
Więc pytanie do tutaj obecnych, zapewne nielicznych, będących w związkach fobików płci męskiej - w jakim stopniu znalezienie dziewczyny wpłynęło na wasze życie? Czy pomogło w walce z fobią i/lub depresją? Czy może po początkowym okresie miłosnego entuzjazmu wszystko wróciło do normy?
Więc pytanie do tutaj obecnych, zapewne nielicznych, będących w związkach fobików płci męskiej - w jakim stopniu znalezienie dziewczyny wpłynęło na wasze życie? Czy pomogło w walce z fobią i/lub depresją? Czy może po początkowym okresie miłosnego entuzjazmu wszystko wróciło do normy?