24 Cze 2016, Pią 21:45, PID: 554115
Cześć,
Czytam Wasze forum od dawna, jednak dopiero teraz zdecydowałem się napisać coś od siebie.
Nie wiem czy wybrałem dobry dział, jeśli nie to przepraszam.
Mam około 30 lat, od kilkunastu walczę z fobią społeczną.
Bywały momenty lżejsze, bywały bardzo ciężkie.
Fobia zabrała mi wszystko, zabrała mi pierwszą szkołę, nie pozwoliła iść na studia, zrujnowała karierę w dziedzinach w których się specjalizowałem i osiągałem sukcesy. Straciłem wszystkich przyjaciół, którzy w większości sami się ode mnie odsunęli. Straciłem potencjalną miłość mojego życia jak i przynajmniej 2 osoby którym na mnie naprawdę zależało - czego tak strasznie mi dziś żal. Poza rodzicami jestem zupełnie sam, mam jednego kolegę z którym widuję się raz na miesiąc.
W każdym miejscu w którym pracowałem wykonywałem swoje obowiązki bardzo dobrze, byłem szanowanym i lubianym pracownikiem, przełożonym. Nigdzie jednak nie wytrzymałem nawet roku ze względu na wyczerpanie i brak sił do dalszej walki, gdzie każdy dzień był olbrzymim wyzwaniem szczególnie ze względu na charakter pracy (duże firmy) jak i problemy które sprawiał mi mój organizm.
Przed tym przez kilka lat brałem narkotyki, przedawkowywałem leki w ilościach w które raczej byście mi nie uwierzyli. Do czasu gdy wylądowałem na płukaniu w szpitalu, przestałem.
Zapewne głównie z powodu fobii i moich przejść przez te wszystkie lata zrujnowałem sobie zdrowie, zacząłem mieć fizyczne problemy. Dużo problemów - nie chcę wdawać się w szczegóły, ale ostatnimi czasy odwiedziłem więcej lekarzy i szpitali niż przez całe dotychczasowe życie.
Codziennie poza cierpieniami psychicznymi cierpię fizycznie.
Od kilku lat w zasadzie nie wychodzę z domu. Jedyny kontakt jaki mam z innymi ludźmi to lekarze, kurierzy i taksówkarze. Nie chodzę do sklepów, zakupy robię przez internet, jeśli muszę iść do lekarza jadę taksówką - komunikacja miejska za dużo mnie kosztuje...
Wypracowałem masę przeróżnych mechanizmów ukrywania moich problemów, fobii przed rodziną i obcymi ludźmi. Nie wszystko da się ukryć, jednak większość się da. Niejednokrotnie bardzo dużym kosztem.
Jestem jednak już bardzo, ale to naprawdę bardzo zmęczony. Jestem tak strasznie tym wszystkim zmęczony, tą nieustanną walką, że jedyne czego naprawdę chcę, o czym marzę to umrzeć. Myślę o tym codziennie. Jestem coraz starszy, mój czas już przeminął. Dziedziny w których się specjalizowałem zmieniają się z prędkością światła, czuję się już jak dziadek, jak ktoś z innej epoki. Z każdym dniem problemów jest coraz więcej i stają się tylko trudniejsze.
Kilka dni temu byłem u psychiatry, w końcu po tylu latach się przemogłem, głównie z powodu lęków które już mnie wykańczają. To uczucie ciągłego napięcia, jakby trema przed egzaminem, ale 24/h. Dostałem Seroxat i Alprox - mam nadzieję, że to pomoże zmniejszyć ten ciągły strach, ale obawiam się, że może to być za mało.
Niestety nie zmieni to już mojego życia, nie cofnie zmian które w nim zaszły, nie wynagrodzi strat które poniosłem. Nawet mając perspektywę możliwości wyleczenia się z fobii nie mam już chęci życia, tak bardzo chciałbym już odpocząć, odejść stąd, znaleźć ukojenie, naprawdę.
Nie chcę natomiast wyrządzać krzywdy moim bliskim i zostać odebranym jako tchórz.
To byłoby tak niesprawiedliwe po tych wszystkich latach ciężkiej walki którą toczyłem każdego dnia.
I w ten sposób znalazłem się w pułapce. Czuję się jak w więzieniu, jak w piekle. Nie widzę wyjścia...
Prawdę znają tylko dwie osoby ja i lekarz psychiatra. Podzielenie się nią z rodziną tylko pogorszyłoby wszystko. Właśnie czekam na badania histopatologii, może wszechwładny wysłucha mnie i zakończy to wszystko.
Bardzo wszystko streściłem, można by to rozwinąć do formatu książki, ale to nie miejsce na to.
W sumie nie wiem dlaczego to tutaj napisałem, chyba po prostu chciałem się z kimś tym wszystkim podzielić.
Jeśli czyta to ktoś kto dopiero zaczyna zmagać się z fobią społeczną niech nie popełnia mojego błędu i szuka pomocy zanim będzie już za późno...
Czytam Wasze forum od dawna, jednak dopiero teraz zdecydowałem się napisać coś od siebie.
Nie wiem czy wybrałem dobry dział, jeśli nie to przepraszam.
Mam około 30 lat, od kilkunastu walczę z fobią społeczną.
Bywały momenty lżejsze, bywały bardzo ciężkie.
Fobia zabrała mi wszystko, zabrała mi pierwszą szkołę, nie pozwoliła iść na studia, zrujnowała karierę w dziedzinach w których się specjalizowałem i osiągałem sukcesy. Straciłem wszystkich przyjaciół, którzy w większości sami się ode mnie odsunęli. Straciłem potencjalną miłość mojego życia jak i przynajmniej 2 osoby którym na mnie naprawdę zależało - czego tak strasznie mi dziś żal. Poza rodzicami jestem zupełnie sam, mam jednego kolegę z którym widuję się raz na miesiąc.
W każdym miejscu w którym pracowałem wykonywałem swoje obowiązki bardzo dobrze, byłem szanowanym i lubianym pracownikiem, przełożonym. Nigdzie jednak nie wytrzymałem nawet roku ze względu na wyczerpanie i brak sił do dalszej walki, gdzie każdy dzień był olbrzymim wyzwaniem szczególnie ze względu na charakter pracy (duże firmy) jak i problemy które sprawiał mi mój organizm.
Przed tym przez kilka lat brałem narkotyki, przedawkowywałem leki w ilościach w które raczej byście mi nie uwierzyli. Do czasu gdy wylądowałem na płukaniu w szpitalu, przestałem.
Zapewne głównie z powodu fobii i moich przejść przez te wszystkie lata zrujnowałem sobie zdrowie, zacząłem mieć fizyczne problemy. Dużo problemów - nie chcę wdawać się w szczegóły, ale ostatnimi czasy odwiedziłem więcej lekarzy i szpitali niż przez całe dotychczasowe życie.
Codziennie poza cierpieniami psychicznymi cierpię fizycznie.
Od kilku lat w zasadzie nie wychodzę z domu. Jedyny kontakt jaki mam z innymi ludźmi to lekarze, kurierzy i taksówkarze. Nie chodzę do sklepów, zakupy robię przez internet, jeśli muszę iść do lekarza jadę taksówką - komunikacja miejska za dużo mnie kosztuje...
Wypracowałem masę przeróżnych mechanizmów ukrywania moich problemów, fobii przed rodziną i obcymi ludźmi. Nie wszystko da się ukryć, jednak większość się da. Niejednokrotnie bardzo dużym kosztem.
Jestem jednak już bardzo, ale to naprawdę bardzo zmęczony. Jestem tak strasznie tym wszystkim zmęczony, tą nieustanną walką, że jedyne czego naprawdę chcę, o czym marzę to umrzeć. Myślę o tym codziennie. Jestem coraz starszy, mój czas już przeminął. Dziedziny w których się specjalizowałem zmieniają się z prędkością światła, czuję się już jak dziadek, jak ktoś z innej epoki. Z każdym dniem problemów jest coraz więcej i stają się tylko trudniejsze.
Kilka dni temu byłem u psychiatry, w końcu po tylu latach się przemogłem, głównie z powodu lęków które już mnie wykańczają. To uczucie ciągłego napięcia, jakby trema przed egzaminem, ale 24/h. Dostałem Seroxat i Alprox - mam nadzieję, że to pomoże zmniejszyć ten ciągły strach, ale obawiam się, że może to być za mało.
Niestety nie zmieni to już mojego życia, nie cofnie zmian które w nim zaszły, nie wynagrodzi strat które poniosłem. Nawet mając perspektywę możliwości wyleczenia się z fobii nie mam już chęci życia, tak bardzo chciałbym już odpocząć, odejść stąd, znaleźć ukojenie, naprawdę.
Nie chcę natomiast wyrządzać krzywdy moim bliskim i zostać odebranym jako tchórz.
To byłoby tak niesprawiedliwe po tych wszystkich latach ciężkiej walki którą toczyłem każdego dnia.
I w ten sposób znalazłem się w pułapce. Czuję się jak w więzieniu, jak w piekle. Nie widzę wyjścia...
Prawdę znają tylko dwie osoby ja i lekarz psychiatra. Podzielenie się nią z rodziną tylko pogorszyłoby wszystko. Właśnie czekam na badania histopatologii, może wszechwładny wysłucha mnie i zakończy to wszystko.
Bardzo wszystko streściłem, można by to rozwinąć do formatu książki, ale to nie miejsce na to.
W sumie nie wiem dlaczego to tutaj napisałem, chyba po prostu chciałem się z kimś tym wszystkim podzielić.
Jeśli czyta to ktoś kto dopiero zaczyna zmagać się z fobią społeczną niech nie popełnia mojego błędu i szuka pomocy zanim będzie już za późno...