30 Kwi 2017, Nie 10:08, PID: 630167
Nie wiem w którym dziale opisać mój problem.
Zrobię to skrótowo, aby nie męczyć swoją historią.
Piszę tutaj, bo jest ze mną co raz gorzej. W pracy zostałam przeniesiona do innego miejsca i tutaj zaczęły się schody. Jestem w stałym napięciu, wali mi serce i boję się co mnie czeka. Nawaliłam, przyciągnęłam do siebie co najgorsze, mój zawód jest bardzo odpowiedzialny. Nie mogę sobie wybaczyć pomyłki....W pracy patrzą już na mnie jak na niedouczoną kretynkę, chodzę spięta, nerwowa, nie radzę tam sobie.
Dziewczyny coś opowiadają, stoją obok siebie, śmieją się, a ja uciekam gdzieś dalej, bo ...nie potrafię szczerze się uśmiechnąć. Mam jakąś blokadę.
Jeszcze do niedawna piwo czy też drink powodował, że wyluzowałam się i mogłam się spokojnie uśmiechać! Wczoraj nawet 2 piwa nie odblokowały tego dziwnego stanu.
Co z moimi neurotransmiterami? Z nikim się nie spotykam, jakiekolwiek spotkanie z kimś na mieście (przypadkiem) kończy się ogromnym obciążeniem, stresem. Nie mam znajomych, wszystkim się stresuję, dosłownie wszystkim.
Mam już myśli, że chciałabym, aby zamknięto mnie gdzieś na oddziale, bo do życia to ja w ogóle się nie nadaję...
Booję się co będzie dalej, bo już jest bardzo źle.
Po ostatnim moim wybryku w pracy, po tej pomyłce chcę złożyć wymówienie z pracy - kolejny stres. Nie chcę już tam pracować, bo w całej firmie przeszłam do historii.....Myślę nawet o wyprowadzce do innego miasta.
Jest mi tak strasznie źle, dlaczego nie potrafię być tak samo uśmiechnięta jak inni?
Zrobię to skrótowo, aby nie męczyć swoją historią.
Piszę tutaj, bo jest ze mną co raz gorzej. W pracy zostałam przeniesiona do innego miejsca i tutaj zaczęły się schody. Jestem w stałym napięciu, wali mi serce i boję się co mnie czeka. Nawaliłam, przyciągnęłam do siebie co najgorsze, mój zawód jest bardzo odpowiedzialny. Nie mogę sobie wybaczyć pomyłki....W pracy patrzą już na mnie jak na niedouczoną kretynkę, chodzę spięta, nerwowa, nie radzę tam sobie.
Dziewczyny coś opowiadają, stoją obok siebie, śmieją się, a ja uciekam gdzieś dalej, bo ...nie potrafię szczerze się uśmiechnąć. Mam jakąś blokadę.
Jeszcze do niedawna piwo czy też drink powodował, że wyluzowałam się i mogłam się spokojnie uśmiechać! Wczoraj nawet 2 piwa nie odblokowały tego dziwnego stanu.
Co z moimi neurotransmiterami? Z nikim się nie spotykam, jakiekolwiek spotkanie z kimś na mieście (przypadkiem) kończy się ogromnym obciążeniem, stresem. Nie mam znajomych, wszystkim się stresuję, dosłownie wszystkim.
Mam już myśli, że chciałabym, aby zamknięto mnie gdzieś na oddziale, bo do życia to ja w ogóle się nie nadaję...
Booję się co będzie dalej, bo już jest bardzo źle.
Po ostatnim moim wybryku w pracy, po tej pomyłce chcę złożyć wymówienie z pracy - kolejny stres. Nie chcę już tam pracować, bo w całej firmie przeszłam do historii.....Myślę nawet o wyprowadzce do innego miasta.
Jest mi tak strasznie źle, dlaczego nie potrafię być tak samo uśmiechnięta jak inni?