dla mnie najlepszą terapią na fobię jest po prostu życie i walka z własnymi lękami.Jeszcze rok temu uciekałam z każdej pracy,mimo iż byłam na lekach,które naprawdę mi pomagały,wydaje mi się ,że tylko dzięki nim podjełam decyzję ,że sie wyprowadzę od rodziców,i tak zrobilam.Moja pierwsza praca McDonalds ,podpisałam umowę w Piątek ,w Pon. miałam przyjść do pracy ,przyszłam powiedzieć ,że rezygnuję bo mam kiepski dojazd do domu ,oczywiście to tylko wymówka.Następna praca ,pokojówka w Hotelu ,3 dni próbne, sprzątałąm pokoje z jakimiś kobitkami żebym wiedziała co i jak ,w ostatni dzień trafiłam na jakąś kretynkę ,która jak mnie zobaczyła rzuciła do mnie coś w stylu ''nie dość ,że mam tyle pokoi to jeszcze dostalam najsłabszą pomoc",potem przyszła kierowniczka i powiedziała ,żebym sprzątała szybciej ,to wystarczyło więcej mnie nie zobaczyli,całe szczeście tym razem nie podpisałam umowy.Następna praca na produkcji przy jakiś częściach samochodowych pracowałam 2 dni ,nie potrafiłam policzyć ile zrobiłam części tak się stresowałam,nie wróciłam tam.Od września do kwietnia pracowałam jako sprzątaczka(!),sprzątałam biura,często przy pracownikach ,początkowo było tragicznie czułam się taka upokorzona nie mogłam utrzymać ścierki tak mi się łąpy trzęsły,potem było już coraz lepiej ,znałam pracowników oni mnie,gorzej jak szef przerzucał mnie na jakiś nowy obiekt ,wtedy znowu się stresowałm ,zazwyczaj kupowałam wtedy jakies tabletki uspakajające i bralam kilka na raz pomagalao,ciężko mi było w tej pracy ,po 1 ciągły kontakt z ludzmi ,po 2 wstydziłam się tej pracy i przez poł roku nikt nie wiedział o tym że sprzątam,nikt oprócz współlokatorów z którymi mieszkam.Oszukiwałam rodzinę mówiąc ,że pracuję na produkcji.Z czasem zaczełam zarabiać coraz mniej wiec,szukałąm nowej pracy ,znalazłam ,pomoc kuchenna ,zapierniczałam 10 godzin ,najadłam się wstydu bo nic nie potrafiłam ,następny dzień wiadomo ,nie przyszłam ... Jakiś czas później znalazłm ogloszenie w necie że szukają kelnerki w knajpce znajdującej się dosłownie 5 min. od mojego bloku ,poszłam umówiłam się z szefem ,na dzień próbny ,oczywiście zabrakło mi odwagi.I tak przez ok 2 msc nie pracowałam,wziełam kredyt żeby mieć za co żyć i opłacić mieszkanie.Rodzic edali by mi te pieniądze bez problemu ,ale ja oczywiście musze udawać ,że sobie radzę,tak już mam.Doszłam do wniosku ,że jak nie znajde pracy ,to albo bede zmuszona wracać do domu ,albo poprosić rodziców o kase,czego oczywiście nie chciałąm.Dalam ogloszenie do neta że szukam pracy ,wkleiłam zdjęcie i przyrzekłam sobie ,że odpowiem na każdy odzew.I tak znalazłam pracę jako sprzedawca! Siedzę w centrum handlowym na środku korytarza pod ciągłym obszczałam ludzi ,11 godzin i zero samotności , pierwszym dniu myślałam ,że tam zemdleję, bolał mnie brzuch,głowa,nie wiedziałąm co mam z sobą tam zrobić ,ciągle czułam na sobie wzrok,ale z każdym dniem było coraz lepiej ,teraz jade do pracy już prawie bez stresu.Nie trzęsę sie już przy kazdym kliencie...Naprawdę warto rzucić się na głęboką wodę ,warto przeczekać trudne początki a nie uciekać tak jak ja po pierszych 2 dniach.
mam identycznie tak samo.... boję się zadzwonić, zapytać, spotkać z pracodawcą.... nie chcę wyjść na idiotkę.. poza tym, za każdym razem paraliżuje mnie myśl: "co on/ona pomyśli sobie o mnie?, czy aby na pewno nadaję się na to stanowisko?, na pewno są lepsi i bardziej otwarci kandydaci...
A u mnie żadna desperacja nie działa, bo mi najtrudniej jest wykonać pierwszy krok (no, może drugi, bo pierwszy to wysłanie CV). Bo ja jestem przekonana, że nie byłoby źle - po tygodniu, dwóch czy trzech, kiedy bym poznała swoje obowiązki. Ja nie mogę zadzwonić, wytrzymać na samym początku, tego napięcia, strachu, poznawania ludzi itd. Nie jestem w stanie znieść tych kilku tygodni czy nawet mniej, wolno łapię, nic nie umiem... Nie dość, że tyle przezwyciężania strachu, to jeszcze trzeba się jakoś zaprezentować, pokazać, że coś się umie...
Szukam sobie jakiegoś pierwszego zawodu i.. myślę, że byłabym dobrym sprzedawcą, ale nie umiem obsługiwać kasy. Raczej to dla mnie za trudne, pojąć na jakimś szybkim kursie, co tam się robi.
Ja nie jestem nieśmiała i zalękniona, jeśli chodzi o taki zwykły, oficjalny kontakt z ludźmi, gdzie mnie nie kopną w tyłek za nic. Właśnie to mnie najmniej przeraża. Oczywiście nie poradziłabym sobie, jeśli moje zarobki by miały zależeć tylko od wyników sprzedaży, jednak taki zwykły sklepowy sprzedawca, to praca, której najmniej się boję.
Tylko właśnie przeszkodą jest obsługa kasy... ja w stresie zupełnie nic nie rozumiem, nic a nic. Taka praca na "wyspie", jakiś inglot itd. mogłaby być ok Ograniczony kontakt z ludźmi, no i tylko znajomość asortymentu i kasy. No ale nie wiem czy tak naprawdę mogę powiedzieć, że tylko, ehh...
aga_p - zazdroszczę, że masz jakieś podstawy do jakiegoś zawodu, bo ja nie przesadzając nie umiem nic.
anikk ja właśnie pracuję na takiej ''wyspie'' ,też podobnie jak Ty bałam się obsługi kasy ,ba ja się bałam nawet kontaktu z pieniędzmi ,bo przecież recę mi się trzęsą itp. ale naprawdę kasa to nic trudnego ,co prawda ja mam taką mała ,ale wydaje mi się ,że wszystkie działąją na tej samej zasadzie,nie wyobrażam sobie jakbym miała wydawać resztę bez kasy,na początku tak się stresowałam przy kliencie ,że zamiast obliczyć w pamięci ile mam wydać ,miałam w głowie pustke ,a tak masz kasę która za Ciebie odwala robote
A to forum o fobii społecznej 8) Fobia to skrajna postać nieśmiałości. Ale nic to... anikk, zdaje mi się, że przeceniasz trudności związane z pracą w sklepie, obsługą kasy itd. Ten lęk jest zupełnie nieuzasadniony, byle matoł się nauczy kasę obsługiwać. Zaledwie kilka guziczków. Ja też w stresie ciężko kapuję, no ale, kurczę, trzeba jakoś sobie radzić, trzeba wierzyć. Głowa do góry i startuj na sprzedawcę! Zobaczysz, że nie ma tu żadnej filozofii.
Może ja nie mam fobii, mnie nikt nie diagnozował. Również towarzyszy mi lęk w sytuacjach społecznych, więc jest mi to najbliższe miejsce. Może ja nie wierzę, że cokolwiek umiem, od umycia podłogi po obsługę kasy (o trudniejszych rzeczach nie myślę na razie) i stąd wynikają wszystkie moje lęki. A jeśli to fobia, to nie musi dotyczyć chyba każdej płaszczyzny... Nie wiem, potrzebny byłby psycholog, ale nie określiłabym siebie jako osobę nieśmiałą, tylko strachliwą i wycofaną. Jak już się nie wycofuję, to jestem śmiała, nie super śmiała, tylko taka normalna.
Ja właśnie uważam, że się nie nauczę. Ale nie, że biadolę bez sensu, wyjeżdżam na kilka dni i startuję zaraz po powrocie. Muszę też zdjęcie zrobić, bo podobno bez tego teraz ani rusz.
BojęSię - no właśnie, mi też się ręce trzęsą, a musiałabym zmieniać rolkę itd. dlatego chciałabym wyspę, gdzie jest mniejszy ruch, a nie że klient za klientem podchodzi. W niektórych sklepach trzeba oderwać jeszcze ten klips zabezpieczający, ja bym pewnie rozwaliła ubranie.
W Szwecji jest fajnie, kasjerka w markecie tylko siedzi i przyjmuje banknoty, a kasa jej wyrzuca resztę, monety się samemu wrzuca, fajnie dla kasjerki, gorzej dla klienta, któremu się trzęsie ręka
Myślę, że nie warto zakładać nowego tematu żebym mógł opisać swój problem. Jestem w tej chwili zawieszony między studiami i pracą. Kształcę się na informatyka w kiepskiej uczelni i mam świadomość, że sam papier to mogę sobie na ścianie powiesić, a studia to tylko odroczenie tego co i tak ma nastąpić. Jednocześnie do tej pory zdołałem sam nauczyć się trochę, nawet przez chwilę pracowałem zdalnie. Ale tak się ułożyło, że zaczęły narastać we mnie lęki różnego rodzaju. Od młodego wszystkie sytuacje w których trzeba było zmienić środowisko i poznać nowych ludzi, albo podjąć jakieś istotne decyzje wywoływały we bardzo mocne lęki, czasem nawet ataki paniki. Nie bardzo wiem co mam robić, poradźcie coś proszę....
Cytat:Kształcę się na informatyka w kiepskiej uczelni i mam świadomość, że sam papier to mogę sobie na ścianie powiesić
Mam dla Ciebie wobec tego dość trudną radę: rzuć te studia w diabły.
Ludzie często mają tak, że wiedzą, że coś robią źle, ale i tak to robią. U licha, jeżeli coś jest złe, to nie należy tego robić! Posłuchaj natychmiast swojej intuicji i przestań marnować życie na coś, co Ci się do niczego nie przyda.
Tak swoją drogą, nauczyłem się tego z gry go . To jest bardzo dobra gra dla ludzi mających problemy z "organizacją" życia. O ile szachy uczą jedynie planowania i cierpliwości, to go wyrabia w człowieku znacznie więcej cnót. Przede wszystkim taki właśnie spokój, dążenie do harmonii, dostrzeganie piękna. Za go stoi bardzo mądra filozofia, z którą warto się zapoznać.
Jedna z nauk go brzmi właśnie tak, że wygrywa ten, kto popełni najmniej błędów. Jeżeli wiesz, że robisz zły ruch, to go po prostu nie rób. Go toczy się samo. Ty masz jedynie pozwolić mu płynąć.
Wracając do opisanego przez Ciebie problemu: w miarę dobrze wiesz, co robisz dobrze a co źle. Wykaż więcej odwagi, żeby podążać dobrą ścieżką (którą już znasz), to wszystko.
Cytat:Osobiście znam informatyka,który nawet matury nie ma zdanej,a pracuje za bardzo przyzwoite pieniążki w swoim zawodzie.
Ja też mam znajomego, który pracuje w dużej firmie jako główny informatyk, chociaż nie zdał matury, a zarabia 10000zł/mc. Zarządza trzema setkami komputerów i ma miesiąc urlopu rocznie.
To właśnie on był tym moim "mistrzem" jeśli chodzi o sieci komputerowe. Każdy informatyk powinien mieć swojego bardziej doświadczonego mistrza, mentora, który go będzie uczył tajników zawodu.
Żeby nie było wątpliwości: brak formalnego wykształcenia trochę mu ciąży. Mógłby zarabiać znacznie więcej, gdyby miał papierek. Ale jednak 10000zł to i tak nieźle na początek.